Myron spojrzal na papier. Byla to artystyczna podobizna kobiety przed trzydziestka.
– Portret wykonano w MIT – wyjasnila. – Mojej Alma Mater. Pewien naukowiec opracowal program, ktory pomaga postarzac ludzi na podstawie zdjec. Osoby zaginione. Dzieki niemu mozna sie zorientowac, jak wygladalyby one dzisiaj. Ten portret zrobiono dla mnie kilka tygodni temu. Myron przygladal sie portretowi ukazujacemu, jak moglaby wygladac nastoletnia Lucy jako kobieta przed trzydziestka. Efekt byl zaskakujacy. O tak, to niewatpliwie ona, ale Myron mial wrazenie, ze patrzy na ducha, na zycie bedace ciagiem hipotez, na umykajace niepostrzezenie lata, ktore bolesnie wymierzaja policzek. Wpatrywal sie w podobizne zaginionej, w jej bardziej tradycyjna fryzure, drobne zmarszczki. Jakze ciezko musialo byc Sophie Mayor patrzec na ten portret.
– Kogos panu przypomina? – spytala Sophie.
– Niestety, nie.
– Na pewno?
– Na tyle, na ile mozna miec w takich razach pewnosc.
– Pomoze mi pan ja znalezc?
Nie mogl zdecydowac sie na odpowiedz.
– Nie bardzo wiem, jak moglbym pomoc – odparl.
– Clip twierdzi, ze jest pan dobry w takich sprawach.
– Przesada. A nawet gdyby tak bylo, nie bardzo wiem, co moglbym zrobic. Wynajela pani fachowcow. Sa policjanci…
– Policja umyla rece. Uznali, ze Lucy uciekla, kropka. Myron milczal.
– Sadzi pan, ze to beznadziejna sprawa?
– Za malo o niej wiem.
– To byla dobra dziewczyna. – Sophie Mayor usmiechnela sie, oczy miala zamglone od podrozy w czasie. – Naturalnie, uparta. Zbyt zadna przygod. Ale w koncu to ja sama wpoilam jej niezaleznosc. Policja? Uznali ja za dziecko z problemami. Nieslusznie. Byla po prostu zagubiona. Kto nie jest w takim wieku? Poza tym nie uciekla w srodku nocy, nic nikomu nie mowiac.
– To co sie stalo? – spytal Myron na przekor rozsadkowi.
– Lucy byla nastolatka. Nadasana, nieszczesliwa, niedostosowana. Jej rodzice, eksperci komputerowi, wykladali matematyke na uczelniach. Jej mlodszy brat uchodzil za geniusza. Nienawidzila szkoly. Chciala wedrowac, poznac swiat. Miala rockandrollowa fantazje. Ktoregos dnia oznajmila nam, ze jedzie z Owenem.
– Ze swoim chlopakiem? Sophie skinela glowa.
– Przecietnym muzykiem, liderem kapeli garazowej, przekonanym, ze jego wielki talent tlamsza koledzy z zespolu. – Skrzywila sie jak przy ssaniu cytryny. – Chcieli uciec, zdobyc kontrakt na nagranie plyty, slawe. Gary i ja zgodzilismy sie. Lucy byla jak dziki ptak zamkniety w malej klatce. Cokolwiek bysmy zrobili, nie przestalaby machac skrzydlami. Doszlismy z mezem do wniosku, ze nie mamy w tej sprawie wyboru. Co wiecej, uznalismy, ze Lucy wyjdzie to na dobre. Wiele osob z jej klasy zwiedzilo z plecakiem Europe. Zadna roznica.
Zamilkla i spojrzala na Myrona. Czekal.
– No i? – zachecil ja w koncu.
– Na tym nasz kontakt z nia sie urwal. Zapadla cisza.
Sophie Mayor obrocila sie w strone jelenia. Zwierze patrzylo na nia, jakby jej wspolczulo.
– Ale Owen powrocil? – spytal Myron.
– Tak – odparla, nie spuszczajac oczu z jelenia. – Jest sprzedawca samochodow w New Jersey. W weekendy grywa w kapeli na slubach. Ma pan pojecie? Przebiera sie w tani smoking, zamienia w weselnego wodzireja i na caly glos spiewa Tie a Yellow Ribbon i Celebration. – Pokrecila z ironia glowa. – Po powrocie przesluchala go policja, ale nic nie wiedzial. Historia jego i Lucy jest typowa: pojechali do Los Angeles, nie powiodlo im sie, zaczeli sie klocic, po pol roku z soba zerwali. Owen pozostal tam jeszcze trzy miesiace, tym razem przekonany, ze to Lucy tlamsi jego wielki talent. Kiedy znow mu nie wyszlo, wrocil do domu z podwinietym ogonem. Zapewnil, ze nie widzial mojej corki, odkad zerwali.
– Policja to sprawdzila?
– Tak powiedzieli. I na tym stanelo.
– Podejrzewala pani Owena?
– Nie – odparla z gorycza. – Za duze z niego zero.
– Byly jakies konkretne tropy?
– Konkretne?… Wlasciwie nie – odparla po chwili. – Kilku zatrudnionych przez nas detektywow sadzi, ze wstapila do jakiejs sekty.
Myron skrzywil sie.
– Sekty?
– Uznali, ze jej osobowosc miesci sie w takim profilu psychologicznym. Ze wbrew moim staraniom, by wpoic jej niezaleznosc, Lucy jest przeciwienstwem osoby niezaleznej, potrzebuje wskazowek, jest samotna, podatna na wplywy, zrazona do znajomych i rodziny.
– Nie zgadzam sie z ta ocena – rzekl Myron. Sophie spojrzala na niego bacznie.
– Powiedzial pan, ze nie zna Lucy.
– Byc moze profil psychologiczny jest trafny, ale watpie, zeby Lucy byla w sekcie.
– Dlaczego?
– Sekty kochaja pieniadze. A jej rodzina jest bardzo bogata. Prosze mi wierzyc, jesli nawet wstapilaby do sekty, zanim doszliscie do fortuny, do tej pory juz by sie o was zwiedzieli. I nawiazali kontakt, chocby po to, zeby wyludzic wielkie sumy.
Sophie znow zamrugala oczami, zacisnela powieki i odwrocila sie plecami do Myrona. Zrobil krok i zatrzymal sie, nie wiedzac, jak sie zachowac. Wybral powsciagliwosc, dystans, zaczekal.
– Niepewnosc, oto co zzera czlowieka – odezwala sie po jakims czasie. – Cale dnie, cale noce, od dwunastu lat. Bez ustanku. Nie opuszcza cie nigdy. Kiedy serce mojego meza nie wytrzymalo, wszyscy byli wstrzasnieci. Taki zdrowy mezczyzna, mowili. Taki mlody. Wciaz zadaje sobie pytanie, jak przetrwam bez niego kolejny dzien. Jednak po zniknieciu Lucy rzadko o tym rozmawialismy. Noca lezelismy w lozku, udajac jedno przed drugim, ze spimy, i gapilismy sie w sufit, wyobrazajac sobie najgorsze rzeczy, jakie legna sie tylko w glowach rodzicow zaginionych dzieci.
Znow zamilkla.
Myron nie wiedzial, co powiedziec. A cisza gestniala tak, ze ledwie mogl oddychac.
– Przykro mi – przemowil. Nie podniosla wzroku.
– Pojade na policje – dodal. – Powiem im o dyskietce.
– A co to da?
– Przeprowadza sledztwo.
– Juz je przeprowadzili. Mowilam panu… mysla, ze Lucy uciekla.
– Doszedl nowy dowod. Potraktuja sprawe powazniej. Moge zawiadomic media. Natychmiast to naglosnia.
Sophie Mayor pokrecila glowa. Wstala i wytarla dlonie w dzinsy na udach.
– Dyskietke przeslano panu – powiedziala.
– Tak.
– Na panski adres.
– Tak.
– Ktos ma do pana sprawe. Podobnie wyrazil sie Win.
– Tego nie wiemy – odparl Myron. – Nie chce gasic pani nadziei, bo jesli to tylko kawal…
– To nie kawal.
– Nie wiadomo.
– Gdyby to byl kawal, dyskietke przeslano by mnie. Albo Jaredowi. Wzglednie komus, kto znal moja corke. A przeslano ja panu. To z panem ktos szuka kontaktu. Mozliwe, ze sama Lucy.
Myron wzial gleboki oddech.
– Powtarzam, nie chce gasic pani…
– Dosc, Myron. Niech pan powie, co ma do powiedzenia.
– Dobrze… gdyby to byla Lucy, po co przeslalaby swoje zdjecie, ktore zamienia sie w kaluze krwi? Niewiele brakowalo, a Sophie Mayor by sie skrzywila.