– Nie wiem. Byc moze ma pan racje, ze to nie ona. Moze to jej zabojca. W kazdym razie ktos szuka kontaktu z panem. To pierwszy konkretny trop od lat. Jezeli naglosnimy i upublicznimy ten fakt, to obawiam sie, ze nadawca dyskietki znowu sie ukryje. Na to nie pojde – oswiadczyla.
– W takim razie nie widze, co moglbym zrobic.
– Zaplace panu, ile pan zazada. Prosze wymienic cene. Sto tysiecy? Milion?
– Nie chodzi o pieniadze. Po prostu nie wiem, w czym moglbym pomoc.
– Przeprowadzi pan sledztwo.
– Moja najblizsza przyjaciolke i wspolniczke aresztowano za morderstwo. Moj klient zostal zastrzelony w swoim mieszkaniu. Mam tez innych klientow, ktorzy licza, ze zapewnie im prace.
– Rozumiem. A wiec nie ma pan czasu?
– To nie jest kwestia czasu. Brak mi punktu zaczepienia. Jakiegokolwiek sladu, zwiazku, zrodla informacji. Nie mam od czego zaczac.
Sophie Mayor przygwozdzila go spojrzeniem.
– Niech pan zacznie od siebie. Pan jest moim sladem, zwiazkiem, zrodlem informacji. – Chwycila jego dlon mocna, chlodna reka. – Prosze tylko, zeby pan blizej sie przyjrzal.
– Czemu?
– Moze sobie.
Zamilkli. Nie wypuscila jego dloni.
– Brzmi niezle, choc nie bardzo wiem, co przez to rozumiec – odparl.
– Nie ma pan dzieci, prawda?
– Nie mam. Co nie znaczy, ze pani nie wspolczuje.
– Pozwoli wiec pan, ze spytam: co zrobilby pan na moim miejscu? Jak by sie pan zachowal, gdyby raptem po dziesieciu latach trafil sie panu pierwszy prawdziwy trop?
– Tak samo jak pani – przyznal.
A potem pod wypchanym jeleniem przyrzekl Sophie Mayor, ze bedzie mial oczy otwarte. Ze bedzie o tym myslal. Ze sprobuje ustalic, co laczy dyskietke z zaginieciem jej corki.
20
Po powrocie do biura zalozyl sluchawki z mikrofonem i zaczal dzwonic. Wykapany Jeny Maguire. Nie tylko ze wzgledu na akcesoria, lecz i fakt, ze na prawo i lewo tracil klientow. Zadzwonil Win.
– Twoj ogon z gazeta to Wayne Tunis – poinformowal. – Mieszka na Staten Island, pracuje w budownictwie. Zadzwonil do niejakiego Johna McClaina z wiescia, ze go namierzyles. To tyle. Sa bardzo ostrozni.
– Wiec na razie nie wiemy, kto go wynajal?
– Zgadza sie.
– Mamy watpliwosci, postawmy na pewniaka.
– Mlodego Franka Juniora?
– Oczywiscie. Sledzil mnie od miesiecy.
– Co proponujesz?
– Wolalbym miec go z glowy.
– Zalecalbym precyzyjny strzal w potylice.
– Wystarczy nam klopotow, zeby dokladac sobie jeszcze jeden.
– Dobrze. Co robimy?
– Stawiamy Juniorowi czolo.
– Zazwyczaj przesiaduje w Starbucks na Czterdziestej Dziewiatej Ulicy – rzekl Win.
– W Starbucks?
– Mafijne bary espresso przeminely wraz z moda na garnitury sportowe i muzyka disco.
– Jedne i drugie wracaja.
– Nie, wracaja ich dziwaczne mutacje.
– Na przyklad bary kawowe w miejsce barow espresso?
– Sam widzisz.
– W takim razie zlozmy Juniorowi wizyte.
– Daj mi dwadziescia minut – rzekl Win i odlozyl sluchawke. Tuz po tym na linie weszla Wielka Cyndi.
– Panie Bolitar?
– Tak?
– Dzwoni panna lub pan Rozkosz – oznajmila. Myron zamknal oczy.
– Ten – ta z wczoraj?
– Tak, chyba ze zna pan jeszcze jakas inna Rozkosz, panie Bolitar.
– Dowiedz sie, czego chce.
– Z tonu jej glosu i slow mozna wnosic, ze to pilna sprawa. Pilna sprawa?
– Dobrze. Polacz ja… lub jego. W sluchawce trzasnelo.
– Myron?
– A, owszem, witam, Rozkoszy.
– Alez wczoraj miales wyjscie, dryblasie. Wiesz, jak zrobic wrazenie na dziewczynie.
– Zwykle skacze przez szklane tafle dopiero na drugiej randce.
– Dlaczego nie zadzwoniles?
– Bylem bardzo zajety.
– Jestem na dole – powiedziala Rozkosz. – Polec straznikowi, zeby mnie wpuscil na gore.
– To nie jest najlepszy moment. Mowilem ci…
– Mezczyzni rzadko odmawiaja Rozkoszy. Trace wyczucie czy co?
– Nie. Po prostu zjawiasz sie nie w pore.
– Rozkosz to nie jest moje prawdziwe imie.
– Wybacz, ze pozbawie cie zludzen, ale czulem, ze w metryce masz jakies inne.
– Nie o to chodzi. Wpusc mnie na gore. Musimy porozmawiac o zeszlym wieczorze. O czyms, co zdarzylo sie, gdy wyszedles.
Myron wzruszyl ramionami i zadzwonil na portiernie, by wpuszczono na gore osobe, ktora przedstawi sie jako Rozkosz. Straznik zdziwil sie, ale przyjal polecenie. Myron, wciaz w sluchawkach na glowie, pospiesznie wystukal numer firmy produkujacej odziez sportowa. Przed wypadem na Karaiby byl bliski dopiecia umowy na reklame obuwia sportowego przez lekkoatlete, ktorego reprezentowal. Tym razem jednak kazano mu czekac. Wreszcie odezwal sie asystent asystenta. Kiedy Myron spytal go, jak sie sprawy maja, uslyszal, ze umowa nie doszla do skutku. Dlaczego?
– Niech pan spyta swojego klienta – odparl asystent. – Aha, i jego nowego agenta.
Trzask!
Myron zamknal oczy i sciagnal z glowy sluchawki. Niech to szlag!
Zapukano do drzwi. Obcy dzwiek lekko go zabolal. Esperanza nie pukala. Nigdy. Z upodobaniem odrywala go od zajec. Predzej dalaby sobie uciac reke, nizby zapukala.
– Prosze – powiedzial.
– Niespodzianka – uslyszal glos osoby, ktora weszla. Staral sie nie patrzec. Odlozyl sluchawki.
– Jestes…
– Rozkosz.
Zmiany, zmiany, zmiany. Zniknal kostium Kocicy, blond peruka, wysokie obcasy i… okazaly biust. Niemniej Rozkosz pozostala, na szczescie, kobieta, i to calkiem atrakcyjna. Byla ubrana w tradycyjny granatowy kostium i stosowna bluzke, ostrzyzona na chlopaka, oszczedniej umalowana, a okragle szkla w szylkretowych oprawkach tonowaly blask jej oczu. Figure miala szczuplejsza, jedrniejsza, mniej, hm, ksztaltna, jednakze bez zarzutu. Po prostu inna.
– Odpowiadam na twoje pierwsze pytanie – dodala. – Przebierajac sie za nia, uzywam Raquel, zaslugujacego na swoja nazwe Cudownego Powiekszacza Biustu.