– Nie sadze.
– Enos, chcialbym zapytac pana o ostatnie kilka tygodni zycia Clu. Kubanczyk uniosl brew.
– Nie przyjechal pan sciagnac mnie do siebie?
– Nie. Ale zna pan powiedzenie „upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu”? Enos zasmial sie.
– Co pan chce wiedziec?
– Zaskoczyla pana wpadka Clu na kontroli antynarkotykowej?
Enos wzial kij do golfa i scisnal go, kilkakroc zmieniajac chwyt. Szukal odpowiedniego? Dziwne. Byl miotaczem amerykanskiej ligi baseballowej, ktory zapewne nigdy nie bedzie mial okazji odbijac pilek.
– Nie za bardzo wyznaje sie na nalogach – odparl. – Tam, skad pochodze, mezczyzna, jesli go na to stac, moze, a jakze, zapic sie na smierc. Co mu zalezy, skoro zyje w takim szambie? Tu zas, jezeli czlowiek ma tyle, co Clu…
Nie musial konczyc mysli. Byla oczywista.
– Raz probowal mi to wytlumaczyc – ciagnal Enos. – Czasem nie chcesz uciec od swiata, powiedzial. Czasem chcesz uciec od siebie. – Przekrzywil glowe. – Pan w to wierzy?
– Nie calkiem – odparl Myron. – Podobnie jak wiele ladnych zdan, to rowniez brzmi dobrze. Lecz wyziera z niego chec racjonalizacji wlasnych czynow.
– Jest pan na niego zly. – Enos usmiechnal sie.
– Chyba tak.
– Niepotrzebnie. Byl bardzo nieszczesliwy. Kto tak zatraca umiar… ma zlamana dusze, no nie? Myron milczal.
– Clu probowal. Pojecia pan nie ma jak walczyl. Nie wychodzil wieczorami. Jezeli w naszym pokoju byl minibarek, kazal go wynosic. Nie zadawal sie z dawnymi znajomkami, bo sie bal, ze cos strzeli mu do glowy. Bal sie bez przerwy. Walczyl dlugo, usilnie.
– I przegral.
– Nie widzialem, zeby bral narkotyki. Nie widzialem, zeby pil.
– Ale dostrzegl pan zmiany. Enos skinal glowa.
– Zycie zaczelo mu sie rozpadac. Tyle zlego sie zdarzylo.
– Co?
W tym momencie rozbrzmiala glosna muzyka organowa – slynna, grana na stadionach baseballowych klasyczna melodia The Girl from Ipanema w interpretacji Eddiego Laytona. Enos uniosl na wysokosc ramienia kij baseballowy i po chwili go opuscil.
– Nielatwo mi o tym mowic – odparl.
– Nie pytam dla zabawy. Probuje dowiedziec sie, kto go zabil.
– Wedlug gazet, panska sekretarka.
– Myla sie.
Enos zatrzymal wzrok na kiju opatrzonym napisem Louisville, jakby w tym slowie krylo sie jakies przeslanie.
– Niedlugo przed smiercia Clu wyjal z konta dwiescie tysiecy dolarow – podsunal mu Myron. – Mial problemy finansowe?
– Jesli mial, to nie zauwazylem.
– Hazardowal sie?
– Nie, nie widzialem, zeby sie hazardowal.
– Czy wie pan, ze zmienil agenta?
– Zrezygnowal z pana? – spytal zaskoczony Enos.
– Najwyrazniej mial taki zamiar.
– Nie wiedzialem o tym. Wiem, ze pana szukal.
– Wiec co sie stalo, Enos? Dlaczego sie zalamal? Kubanczyk uniosl oczy i zamrugal w sloncu. Pogoda byla idealna na wieczorny mecz. Wkrotce mieli zjechac sie kibice, zrodzic wspomnienia. Jak co wieczor na wszystkich stadionach swiata. Dla jakiegos chlopca byl to pierwszy mecz, ktory widzial w zyciu.
– Mysle, ze dla niego wielka sprawa bylo malzenstwo. Zna pan Bonnie? – spytal Enos.
– Tak.
– Clu bardzo ja kochal.
– Dziwnie to okazywal. Kubanczyk usmiechnal sie.
– Spal z tyloma kobietami. Ale chyba tylko po to, zeby zranic siebie.
– To pewnie znow racjonalizacja wlasnego postepowania. Clu podniosl samozniszczenie do rangi sztuki. To go jednak nie usprawiedliwia, Bonnie tyle przez niego przeszla.
– Mysle, ze Clu zgodzilby sie z ta ocena. Niemniej najmocniej ranil samego siebie.
– Niech sie pan nie ludzi. Ranil rowniez Bonnie.
– Oczywiscie, ma pan racje. A mimo to ja kochal. Bardzo przezyl, ze go wyrzucila. Pojecia pan nie ma, jak bardzo.
– Co panu wiadomo o ich zerwaniu? Kubanczyk znow sie zawahal.
– Niewiele mam do powiedzenia. Clu czul sie zdradzony, byl zly.
– Zdradzil ja nie pierwszy raz.
– Tak.
– Czym ta zdrada roznila sie od innych? Bonnie przywykla do jego wyskokow. Dlaczego nie wytrzymala? Z kim ja zdradzil?
– Mysli pan, ze wyrzucila go z powodu jakiejs dziewczyny? – zdziwil sie Enos.
– A nie?
Kubanczyk pokrecil glowa.
– Jest pan pewien?
– W jego przypadku nigdy nie chodzilo o dziewczyny. Byly dodatkiem do alkoholu i narkotykow. Latwo z nich rezygnowal.
– A wiec nie mial romansu? – spytal zdezorientowany Myron.
– Nie – odparl Enos. – Romans miala ona. Myron poczul w srodku fale chlodu i scisniecie w zoladku.
Nareszcie go oswiecilo. Pozegnal sie krotko i szybko odszedl.
23
Wiedzial, ze zastanie Bonnie w domu.
Wypadl z samochodu, ledwie ten znieruchomial. Na ulicy stalo z tuzin innych wozow. Pojazdy zalobnikow. Drzwi wejsciowe byly otwarte. Wszedl do srodka bez pukania. Chcial odszukac Bonnie, wypytac ja i zakonczyc sprawe. W salonie jej nie znalazl. Liczni zalobnicy spowolnili go. Pare osob podeszlo do niego. Zlozyl kondolencje zbolalej matce Clu. Przywital sie z kilkoma innymi osobami, probujac przedostac sie przez morze wymieniajacych serdeczne usciski ludzi i znalezc Bonnie. Wreszcie dostrzegl ja w ogrodzie za domem. Z kolanami podciagnietymi pod brode siedziala samotnie na lezaku, patrzac na swoje bawiace sie dzieci. Zebral sie w sobie i odsunal szklane drzwi. Na wprost ganku stala duza hustawka, na ktorej bawili sie synkowie Clu, w wypuszczonych na spodnie koszulach z krotkimi rekawami i czerwonych krawatach. Biegali i smiali sie, jakze podobni z usmiechow i rysow twarzy do zamordowanego ojca. Siedzaca z papierosem w reku plecami do Myrona Bonnie przygladala sie im. Nie odwrocila sie, kiedy do niej podszedl.
– Clu nie mial romansu – powiedzial. – Romans mialas ty. Wziela gleboki oddech.
– Swietnie wybrales moment – odparla.
– Coz poczac.
– Mozemy pomowic o tym pozniej? Myron odczekal chwile.
– Wiem, z kim spalas – oznajmil. Zesztywniala. Wreszcie odwrocila sie i spojrzala mu w oczy.
– Przejdzmy sie – zaproponowala. Wyciagnela reke. Pomogl jej wstac.
Przeszli przez ogrod do lasku. Zza wzgorza docieral szum ulicy. Dom byl calkiem nowy, duzy, zdecydowanie nowobogacki. Przestronny, z mnostwem okien, z witrazowymi sufitami, mala bawialnia, duza kuchnia polaczona z