– No, to mnie oswiec, czlowieku. Pomoge ci.

– Najpierw go zabije.

Billy Lee przystapil do Myrona i przylozyl mu dubeltowke do skroni. Myron zesztywnial.

– Nie rob tego!!!

Pat, ktoremu zdawalo sie, ze jest blisko Billy'ego Lee, zanurkowal do jego nog. Ale tlace sie w wyniszczonym ciele narkomana resztki refleksu dawnego sportowca wystarczyly. Billy Lee obrocil sie ku niemu i wypalil. Kula trafila barmana w piers. Przez ulamek sekundy wygladal na zdziwionego. A potem upadl.

– Pat! – krzyknal Billy Lee, opadl na kolana i podczolgal sie do nieruchomego ciala.

Serce Myrona miotalo sie jak kondor w klatce. Nie czekal. Jak szalony zaczal mocowac sie z wiezami. Nie puscily. Sprobowal sie z nich wysliznac. Sznur byl wprawdzie zawiazany mocniej, niz sadzil, ale zdolal go troche poluzowac.

– Pat! – krzyknal ponownie Billy Lee.

Myron, z kolanami juz na podlodze i kregoslupem wygietym wbrew naturze, wil sie i wykrecal cialo. Billy Lee lkal nad nieruchomym, niemym Patem. Sznur, ktory wpil sie Myronowi pod podbrodkiem, chwilowo go zadlawil, zmuszajac do odgiecia glowy w tyl. Ile czasu zostalo? Nie dalo sie przewidziec, jak szybko Billy Lee odzyska zmysly. Myron zadarl podbrodek jeszcze wyzej i zaczal sie wyslizgiwac spod liny. Prawie sie wyswobodzil.

Billy Lee wzdrygnal sie i odwrocil.

Starli sie spojrzeniami. Myrona wciaz krepowala lina. Billy Lee podniosl strzelbe. Dzielilo ich dwa i pol metra. Myron zobaczyl lufy, oczy Billy'ego Lee, dzielaca ich odleglosc.

Zadnych szans. Za pozno.

Huknal strzal.

Pierwsza kula trafila Billy'ego Lee w reke. Krzyknal z bolu i wypuscil strzelbe. Druga trafila go w kolano. Znowu krzyknal. Trysnela krew. Trzecia nadleciala tak szybko, ze nie zdazyl upasc na podloge. Glowa odskoczyla mu do tylu, szeroko rozstawione nogi bryknely w powietrzu i zniknal z oczu niczym cel na strzelnicy.

Zapadla cisza.

Myron uwolnil sie od liny i odtoczyl w kat.

– Win?! – zawolal. Nie bylo odpowiedzi.

– Win?! Cisza.

Pat i Billy Lee ani drgneli. Myron wstal. Slyszal jedynie wlasny oddech. Krew. Wszedzie krew. Z pewnoscia nie zyli. Wcisnal sie w kat. Zorientowal sie juz, ze ktos go obserwuje. Przeszedl przez pokoj i wyjrzal przez okno. Spojrzal w lewo. Nikogo. Spojrzal w prawo.

W cieniu ktos stal. Sylwetka. Myrona ogarnal strach. Gdy rozplynela sie w mroku, obrocil sie na piecie, odnalazl klamke u drzwi, otworzyl je na osciez i puscil sie biegiem.

26

Trzy przecznice dalej zwymiotowal. Zatrzymal sie, oparl o sciane i rzygnal. Kilku bezdomnych nagrodzilo go brawami. Podziekowal swym kibicom skinieniem reki. Witamy w Nowym Jorku. Chcial zadzwonic z komorki, ale w zamieszaniu zmiazdzyl ja. Odszukal tabliczke z nazwa ulicy i odkryl, ze jest tylko dziesiec przecznic od baru Motormaniak, w dzielnicy z masarniami niedaleko West Side Highway. Pobiegl truchtem, przyciskajac reka bok, by powstrzymac uplyw krwi. Z czynnego automatu – co w tej czesci Manhattanu zakrawalo na cud boski – polaczyl sie z Winem.

– Wyslow sie – rzekl Win, ktory odebral po pierwszym sygnale.

– Nie zyja – poinformowal Myron. – Obaj.

– Wyjasnij. Wyjasnil.

– Bede tam za trzy minuty – powiedzial Win.

– Musze zawiadomic policje.

– Niemadrze.

– Dlaczego?

– Nie uwierza w twoja jeremiade, a juz zwlaszcza w tajemniczego wybawce.

– Pomysla, ze ich zabilem?

– Wlasnie. Win mial racje.

– Wszystko im wyjasnimy – zapewnil Myron.

– W koncu tak. Chyba. Ale zajmie to duzo czasu.

– Ktorego nie mamy.

– Sam rozumiesz.

– Niestety, widziano, ze wychodze z baru z Patem – rzekl po chwili Myron.

– I co z tego?

– Policja przeslucha swiadkow. Dowie sie o tym. Powiaze mnie ze sprawa.

– Dosc.

– Slucham?

– Dosc dyskusji przez telefon. Bede za trzy minuty.

– A co z Zorra? Co mu zrobiles?

Lecz Win juz sie rozlaczyl. Myron odwiesil sluchawke. Nowa grupa bezdomnych patrzyla na niego lakomie jak na upuszczona kanapke. Starl sie z nimi wzrokiem, wytrzymujac ich spojrzenia. Wyczerpal juz na dzis limit strachu.

Po obiecanych trzech minutach podjechal samochod. Chevrolet nova. Win mial ich caly tabor – bez wyjatku starych, wysluzonych, nie do wykrycia. Aut jednorazowego uzytku, jak je nazywal. Lubil z nich korzystac podczas swych nocnych zajec. Jakich? Lepiej nie pytac.

Otworzyly sie drzwiczki od strony pasazera. Myron zajrzal do srodka, za kierownica zobaczyl Wina, usiadl obok niego.

– Kosci zostaly rzucone – rzekl Win.

– Slucham?

– Policja juz tam jest. Podali przez krotkofalowke. Niedobrze.

– Wciaz moge sie do nich zglosic.

– No jasne. Dlaczego nie zawiadomil pan policji, panie Bolitar? Dlaczego przed powiadomieniem wladz zadzwonil pan najpierw do znajomego? Czy przypadkiem nie jest pan podejrzany o pomoc w zamordowaniu przez pania Diaz najstarszego przyjaciela Billy'ego Lee Palmsa? A po pierwsze, co konkretnie robil pan w tym barze? Dlaczego pan Palms chcial pana zabic?

– Wszystko da sie wyjasnic.

– Decyzja nalezy do ciebie – skwitowal Win.

– Tak jak ta, zeby pojechac z Patem.

– Tak.

– Decyzja bledna.

– Owszem. Przesadziles z ryzykiem. Byly inne sposoby.

– Jakie?

– Moglibysmy pochwycic Pata innym razem i zmusic go do mowienia.

– Zmusic?

– Tak.

– To znaczy, pobic go? Torturowac?

– Tak.

– Beze mnie.

– Dorosnij, Myron. Oto prosta analiza kosztow i zyskow: zadajac przejsciowy bol naruszycielowi prawa, znacznie obnizasz ryzyko, ze cie zabije. To oczywiste. – Win zerknal na Myrona. – Przy okazji, wygladasz jak nieszczescie.

– Zaluj, zes nie widzial mojego przeciwnika – odparl Myron i spytal: – Zabiles Zorre? Win usmiechnal sie.

Вы читаете Ostatni Szczegol
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату