awans zyciowy, pracowalem jako terapeuta w osrodkach odwykowych Sloan State i Rockwell. Z jakiego powodu mialbym jej szkodzic?
– Prosze mnie oswiecic.
– Nie mam pojecia. Bylem przekonany, ze Clu sie narkotyzuje. Jesli nie bral, test dal bledny wynik.
– Dobrze pan wie, ze wyniki kontroli sie sprawdza. Nie ma mowy o bledzie. Ktos je sfalszowal.
– Nie ja. Proponuje porozmawiac z doktorem Stilwellem.
– Jednak pan byl obecny przy badaniu? Zgadza sie?
– Tak, bylem przy tym. Na tym koncze odpowiadac na panskie pytania. Po tych slowach Sawyer Wells obrocil sie na piecie i pospiesznie wyszedl.
– Chyba nas nie lubi – powiedzial Myron.
– Ale najwazniejsze, ze jestesmy nim.
– Z czego wniosek, ze nie lubi siebie?
– Smutne, prawda?
– A jak maci w glowie. Ruszyli do wyjscia.
– Dokad teraz, o Zmotywowany?! – spytal Win.
– Do Starbucks.
– Czas na kawe z mlekiem?
– Na konfrontacje z Frankiem Juniorem.
30
Franka Juniora nie zastali. Myron ponownie zadzwonil do jego agencji i od tej samej sekretarki uslyszal, ze FJ. jest nadal nieosiagalny. Nie zrobilo tez na niej wrazenia, gdy powtorzyl, ze musi jak najpredzej porozmawiac z Francisem Ache'em Juniorem.
Powrocil zatem do swojego biura.
Wielka Cyndi – kobiete, ktora ledwie mogla wcisnac sie w suknie namiot – opinal dzis jaskrawozielony trykot ze spandeksu, z haslem biegnacym przez piers. Material krzyczal bolesnie, a litery na nim byly tak rozciagniete, ze nie dalo sie ich odczytac.
– Dzwonilo wielu klientow, panie Bolitar – poinformowala Wielka Cyndi. – Niezadowolonych, ze pana nie zastali.
– Zajme sie tym – obiecal. Przekazala mu wiadomosci.
– Aha, dzwonil Jared Mayor – dodala. – Bardzo chcial z panem porozmawiac.
– Dobrze, dziekuje.
Najpierw Myron zadzwonil do Jareda Mayora. Zastal go w biurze matki na Yankee Stadium. Do rozmowy podlaczyla sie Sophie.
– Dzwonil pan? – spytal Myron.
– Liczylem, ze przekaze nam pan najswiezsze wiesci – odparl Jared.
– Ktos knuje przeciwko panskiej matce.
– W jaki sposob? – zainteresowala sie Sophie.
– Wyniki kontroli antynarkotykowej Clu sfalszowano. Nie bral.
– Wiem, ze chce pan w to wierzyc…
– Dysponuje dowodem.
– Jakim? – spytal po chwili milczenia Jared.
– Nie czas na wyjasnienia. Ale zapewniam panstwa, Clu byl czysty.
– Komu zalezaloby na sfalszowaniu testu? – spytala Sophie.
– Tego wlasnie musze sie dowiedziec. Na logike podejrzani sa doktor Stilwell i Sawyer Wells.
– A jaki mieliby interes w tym, zeby zaszkodzic Clu?
– Nie Clu, tylko pani. To pasuje do tego, co wiemy. Przywolanie widma pani zaginionej corki, obrocenie na pani niekorzysc udanej wymiany baseballistow… Moim zdaniem ktos chce pani zaszkodzic.
– To zbyt pochopne wnioski.
– Mozliwe.
– Kto chcialby mi zaszkodzic?
– Z pewnoscia ma pani niejednego wroga. Na przyklad Vincenta Rivertona.
– Rivertona? Nie. Przejecie przez nas klubu odbylo sie w o wiele bardziej przyjaznej atmosferze, niz przedstawila to prasa.
– Mimo wszystko bym go nie wykluczal.
– Niewiele mnie to obchodzi, Myron. Zalezy mi tylko na znalezieniu corki.
– Te sprawy sa zapewne powiazane.
– W jaki sposob?
Myron przelozyl sluchawke do drugiego ucha.
– Mam byc szczery?
– Oczywiscie.
– Przypomne wiec, ze szanse, iz pani corka nadal zyje, sa…
– Slabe.
– Bardzo slabe.
– Slabe, pozostane przy swoim. A nawet wieksze.
– Naprawde wierzy pani, ze Lucy gdzies zyje?
– Tak.
– Ze gdzies jest i czeka na odnalezienie?
– Tak.
– Rodzi to doniosle pytanie: dlaczego?
– Co pan ma na mysli?
– Dlaczego nie wrocila? Sadzi pani, ze ktos od lat ja wiezi?
– Nie wiem.
– A czy jest jakies inne wyjasnienie? Jezeli pani corka wciaz zyje, dlaczego nie ma jej w domu? Dlaczego nie zadzwonila? Przed kim sie ukrywa?
– Sadzi pan – przerwala krotkie milczenie Sophie – ze ktos wskrzesil pamiec o Lucy w odwecie na mnie?
– Musimy to miec na wzgledzie – odparl.
– Doceniam panska szczerosc. Nadal na nia licze. Niech pan niczego przede mna nie ukrywa. Ale ja mimo wszystko zachowam nadzieje. Kiedy dziecko nagle znika, powstaje wielka pustka. Trzeba ja czyms wypelnic. Dlatego dopoki sie nie przekonam, ze sie mylilam, wypelnie ja nadzieja.
– Rozumiem.
– Niech wiec pan szuka dalej.
Zapukano do drzwi. Myron zakryl dlonia sluchawke. Wielka Cyndi, ktora weszla na jego zaproszenie, usiadla na wskazanym krzesle. Odziana w jaskrawa zielen, przypominala planete.
– Nie moge obiecac, ze cos zdzialam, Sophie – powiedzial.
– Jared zbada sprawe kontroli antynarkotykowej – odparla. – Dowie sie, jesli cos bylo nie tak. A pan niech szuka mojej corki. Byc moze ma pan racje co do jej losu. Albo nie. Niech pan nie rezygnuje. Nim zdazyl odpowiedziec, Sophie Mayor skonczyla rozmowe. Odlozyl sluchawke.
– I co? – spytala Wielka Cyndi.
– Nie traci nadziei. Skrzywila sie.
– Nadzieje od uludy dzieli cienka linia. Pani Mayor chyba ja przekroczyla. Myron skinal glowa. Poprawil sie w fotelu.
– Czegos potrzebujesz? – spytal.
Pokrecila glowa, ktora ze wzgledu na zblizony do szescianu ksztalt kojarzyla sie mu z gra Dajcie im wycisk, roboty! Nie bardzo wiedzac, co poczac, splotl dlonie i polozyl je na biurku. Ile razy byl w sytuacji sam na sam z Wielka Cyndi? Mogl policzyc na palcach jednej reki. Przykro mowic, ale czul sie przy niej nieswojo.