– Moja matka byla potezna, brzydka kobieta – odezwala sie po dluzszej chwili Wielka Cyndi. Myron nie znalazl na to riposty.
– Bardzo niesmiala, jak wiekszosc duzych, brzydkich kobiet. Tak to juz jest z duzymi, brzydkimi kobietami. Przywykaja do stania samotnie w kacie. Kryja sie. Gorzknieja, wycofuja. Spuszczaja glowy, pozwalaja na pogardliwe traktowanie, niechec i… Urwala i machnela miesista lapa. Myron siedzial jak trusia.
– Nienawidzilam mojej matki. Przysieglam, ze nie bede taka jak ona. Odwazyl sie lekko skinac glowa.
– Dlatego musi pan ocalic Esperanze.
– A co ma jedno do drugiego?
– Ona jedyna widzi wiecej.
– Wiecej czego?
Wielka Cyndi zamyslila sie na moment.
– Co panu najpierw przychodzi do glowy na moj widok, panie Bolitar? – spytala.
– Nie wiem.
– Ludzie lubia sie gapic.
– Trudno to im miec za zle, nie sadzisz? Mam na mysli, jak sie ubierasz i w ogole. Usmiechnela sie.
– Wole ich szokowac, niz wzbudzac politowanie – odparla. – Wole, zeby widzieli we mnie bezwstyd, ekstrawagancje, a nie niesmialosc, strach, smutek. Rozumie pan?
– Tak sadze.
– Nie stoje dluzej sama w kacie. Dosc sie nastalam. Nie bardzo wiedzac, co odpowiedziec, Myron poprzestal na skinieniu glowa.
– W wieku lat dziewietnastu zostalam zawodowa zapasniczka. Oczywiscie obsadzono mnie w roli lajdaczki. Szydzilam, robilam grozne miny, oszukiwalam. Uderzalam przeciwniczki, kiedy nie patrzyly. Ma sie rozumiec, udawalam. Na tym to polegalo.
Myron usiadl wygodniej.
– Ktoregos wieczoru wyznaczono mnie do walki z Esperanza, czyli Mala Pocahontas. Tak zawarlysmy znajomosc. Juz wtedy byla najpopularniejsza zapasniczka sposrod nas. Mila, ladna, filigranowa. Byla tym wszystkim… czym nie bylam ja. Wystepowalysmy w szkolnej sali gimnastycznej gdzies pod Scranton. Scenariusz ten sam co zwykle. Walka nierozstrzygnieta. Esperanza zdobywala przewage dzieki umiejetnosciom, ja dzieki oszustwom. Bylo umowione, ze dwa razy ja przydusze, a kiedy tlum oszaleje z emocji, ona zacznie tupac noga, jakby doping dodal jej sil, a widownia klaskac rytmicznie w takt jej tupania. Wie pan, jak to dziala.
Myron skinal glowa.
– Rowno z sygnalem oznajmiajacym kwadrans walki Esperanza miala wykonac przewrot w tyl i mnie przy dusic. Zrobilysmy to perfekcyjnie. Swietnie wypadl takze nastepny punkt. Gdy podniosla rece na znak zwyciestwa, podkradlam sie do niej i zdzielilam ja w plecy metalowym krzeselkiem.
Padla na ring. Publicznosc zachlysnela sie z oburzenia. Ja, Ludzki Wulkan – tak mnie wtedy nazywano – podnioslam triumfalnie rece. Publika zaczela buczec i ciskac we mnie przedmiotami.
Zasmialam sie szyderczo. Spikerzy odegrali zatroskanie biedna Mala Pocahontas. Sprowadzono nosze.
Widzial pan to w kablowce tysiac razy.
Myron ponownie skinal glowa.
– Po naszej walce odbylo sie kilka innych i publicznosc opuscila sale. Postanowilam przebrac sie dopiero po powrocie do hotelu. Do autobusu wyszlam kilka minut przed innymi dziewczetami. Bylo oczywiscie ciemno. Dochodzila polnoc. Lecz grupa widzow, chyba ze dwudziestu, pozostala. Ruszyli na mnie i zaczeli krzyczec. Usmiechnelam sie szyderczo jak na ringu, naprezylam muskuly – na moment Wielka Cyndi zawiodl glos – i wtedy oberwalam prosto w usta kamieniem. Myron ani drgnal.
– Poleciala krew. W ramie trafil mnie nastepny kamien. Nie moglam uwierzyc w to, co sie dzieje. Chcialam schronic sie do srodka, ale mnie okrazyli. Bylam w kropce. Zaczeli sie zblizac. Ktorys rabnal mnie w glowe butelka po piwie. Kolanami uderzylam w chodnik. Ktos kopnal mnie w brzuch, inny pociagnal za wlosy.
Wielka Cyndi urwala. Zamrugala, podniosla oczy w gore i je odwrocila. Myronowi przyszlo na mysl, zeby wyciagnac do niej reke, lecz sie powstrzymal. Zastanawial sie pozniej dlaczego.
– W tym momencie wkroczyla Esperanza – powiedziala po kilku chwilach Wielka Cyndi. – Przeskoczyla przez ktoregos z tych debili i wyladowala tuz przy mnie. Mysleli, ze chce do nich dolaczyc. Tymczasem ona probowala mnie oslonic przed ciosami. Wezwala ich, zeby przestali. Nie posluchali. Ktorys odciagnal ja na bok, bo przeszkadzala im w biciu. Oberwalam nastepny kopniak. Ktos pociagnal mnie za wlosy tak mocno, az trzasnelo mi w karku. Pomyslalam, ze mnie zatluka. Wielka Cyndi urwala ponownie i wziela gleboki oddech. Myron pozostal w fotelu i czekal.
– I wie pan, co zrobila Esperanza? – spytala. Pokrecil glowa.
– Raptem ni z tego, ni z owego oznajmila, ze bedziemy walczyc w parze. Krzyknela, ze po tym, jak wyniesiono ja na noszach, odwiedzilam ja i zdalysmy sobie sprawe, ze jestesmy zagubionymi siostrami. Ze bedziemy partnerkami i przyjaciolkami, a Ludzki Wulkan przyjmie odtad miano Wielka Szefowa. Niektorzy z napastnikow sie cofneli. Inni pozostali nieufni. „To podstep! – ostrzegli ja. – Ludzki Wulkan cie nabiera!”. Lecz Esperanza zostala przy swoim. Pomogla mi sie pozbierac, zdazyla przyjechac policja i na tym sie skonczylo. Tlum sie rozproszyl.
Wielka Cyndi uniosla w gore grube rece i usmiechnela sie.
– Koniec.
Myron odpowiedzial jej usmiechem.
– W ten sposob zostalyscie partnerkami?
– Tak. Kiedy prezydent WDW uslyszal o tym incydencie, postanowil na tym zarobic. Dalszy ciag znaja wszyscy.
Siedzieli w milczeniu, nie przestajac sie usmiechac.
– Szesc lat temu ktos zlamal mi serce – odezwal sie Myron.
– Jessica, tak?
– Tak. Przylapalem ja z innym. Z niejakim Dougiem. – Myron urwal. Nie mogl uwierzyc, ze jej o tym mowi. I ze ta zdrada wciaz go boli. Boli mimo uplywu czasu. – Jessica odeszla wtedy ode mnie. Czy to nie dziwne? Nie rzucilem jej. Po prostu odeszla. Nie odzywalismy sie do siebie cztery lata, az do jej powrotu. Zaczelismy od nowa. To juz wiesz.
Wielka Cyndi skrzywila sie.
– Esperanza nie znosi Jessiki – powiedziala.
– Wiem. I wcale tego nie ukrywa.
– Nazywa ja Krolowa Zolz.
– Kiedy jest w dobrym humorze – rzekl Myron. – Nazywa ja tak z powodu naszego pierwszego zerwania. Wczesniej traktowala ja wlasciwie obojetnie. Ale po tym…
– Esperanza nielatwo wybacza. Szczegolnie znajomym.
– Owszem. Bylem zdruzgotany. Win w ogole mi nie pomogl. Latwiej gluchemu zrozumiec muzyke Mozarta niz Winowi sprawy sercowe. Kilka dni po odejsciu Jess przybity zaszedlem do biura i zastalem Esperanze z dwoma biletami lotniczymi w reku. „Wyjezdzamy”, oswiadczyla. „Dokad?”, spytalem. „O to sie nie martw. Zawiadomilam juz twoich rodzicow, ze nie bedzie nas przez tydzien”, odparla. – Myron usmiechnal sie. – Moi rodzice kochaja Esperanze.
– To o czyms swiadczy.
– Uprzedzilem, ze nie mam ubran. Wskazala na dwie walizki na podlodze. „Kupilam wszystko, czego ci potrzeba”. Moje protesty na niewiele sie zdaly, znasz Esperanze.
– Jest uparta.
– Lagodnie mowiac. Wiesz, dokad mnie zabrala? Wielka Cyndi usmiechnela sie.
– Powiedziala mi. Na wycieczke statkiem.
– Wlasnie. Jednym z tych wielkich nowych, z czterystoma daniami dziennie. Zmusila mnie, zebym chodzil na najglupsze zajecia. Doszlo do tego, ze zrobilem portfel wycieczkowy. Pilismy. Tanczylismy. Gralismy w sakramenckie bingo. Spalismy w jednym lozku, tulila mnie, ale nawet sie nie pocalowalismy.
Siedzieli dluzsza chwile bez slowa, usmiechajac sie do siebie.
– Nigdy nie prosilismy jej o pomoc – powiedziala Wielka Cyndi. – Esperanza po prostu wie, kiedy jest potrzebna, i robi, co nalezy.