postapilam dobrze.

– Jak sie czujesz, Jane?

W pytaniu byl ton osobisty, niewypowiedziane danie jej do zrozumienia, ze nie sa tylko kolegami.

Spojrzala na niego, uswiadamiajac sobie, ze ma bandaz na glowie i pokiereszowana twarz.

Nie chciala, zeby ja widzial w tym stanie, ale teraz, gdy stali naprzeciw siebie, nie bylo sensu ukrywac ran; pozostalo jej jedynie stac prosto i patrzec mu w oczy.

– Nie najgorzej – odparla.

– Procz tego, ze mam pare szwow na glowie, bola mnie miesnie i wygladam okropnie, czuje sie swietnie.

Wskazala od niechcenia reka swoje skaleczenia na twarzy.

– To drobiazg. Powinienes zobaczyc tamtego faceta.

– Nie powinnas tu byc – powiedzial.

– Co masz na mysli?

– Za wczesnie na to.

– Moim obowiazkiem jest byc tutaj.

– Nigdy sobie nie odpuszczasz, prawda?

– Czemu mialabym to robic?

– Bo nie jestes maszyna. To sie na tobie odbije.

Nie powinnas tu przebywac, udajac, ze to tylko zwykle miejsce zbrodni.

– Ja je tak traktuje.

– Nawet po tym, co omal cie nie spotkalo?

– Co omal mnie nie spotkalo!

Spojrzala na slady krwi na ziemi.

Przez chwile jej sie wydawalo, ze droga faluje, jak gdyby ziemia sie zakolysala, zagrazajac nie tylko scianie, ktora z takim trudem wzniosla jako tarcze ochronna, lecz rowniez fundamentom.

Wzial ja za reke.

Opiekuncze dotkniecie sprawilo, ze do jej oczu naplynely lzy. Dotkniecie oznaczalo przyzwolenie: „Nie wstydz sie ludzkiego odruchu. Okaz slabosc – ten jeden raz”.

– Przepraszam za Waszyngton – szepnela.

Spostrzeglszy w jego oczach przykrosc, domyslila sie, ze nie zrozumial.

– Widze, ze wolalabys, zeby to sie nigdy nie stalo – powiedzial.

– Nie.

Nie o to chodzi…

– Wiec za co przepraszasz?

Westchnela.

– Przepraszam za to, ze ci nie powiedzialam, ile ta noc dla mnie znaczyla.

Przepraszam za to, ze sie z toba nie pozegnalam tak, jak chcialam. I jeszcze za to, ze… – przerwala – ze nie pozwolilam ci sie mna ten jeden raz zaopiekowac, choc wtedy bardzo tego potrzebowalam. Nie jestem tak silna, jak chcialabym byc.

Usmiechnal sie. Scisnal jej reke.

– Ja tez nie, Jane.

– Hej, Rizzoli!

– Z lasu wynurzyl sie Barry Frost.

Powstrzymala lzy i odwrocila sie ku niemu.

– Slucham?

– Odebralismy podwojny sygnal dziesiec-piecdziesiat cztery.

Sklep spozywczy Quik-Stop w Jamaica Plain. Zabity sprzedawca i klient. Miejsce juz zostalo zabezpieczone.

– Jezu, tak wczesnie rano.

– Jestesmy w drugiej kolejnosci do tego wypadku. Jestes w stanie pojechac?

Zaczerpnela gleboko tchu i odwrocila sie do Deana.

Wczesniej jeszcze puscil jej reke, lecz choc brakowalo jej tego dotyku, poczula sie silniejsza, kolysanie ziemi ustapilo, znow miala pod nogami pewny grunt.

Nie byla jednak przygotowana do zakonczenia na tym ich spotkania.

Rozstanie w Waszyngtonie odbylo sie w pospiechu – nie chciala pozwolic, zeby to sie powtorzylo. Nie chciala, zeby jej zycie stalo sie smutna kronika rozczarowan… tak jak zycie Korsaka.

– Frost? – powiedziala, patrzac przy tym na Deana.

– Tak?

– Nie pojade.

– Co?

– Niech to wezmie inny zespol.

Nie jestem w tej chwili dysponowana.

Nie uslyszala odpowiedzi.

Spojrzawszy na Frosta, zobaczyla na jego twarzy wyraz zaskoczenia.

– To znaczy… bierzesz wolny dzien? – zapytal.

– Tak.

To jest moj pierwszy urlop zdrowotny w zyciu. Masz cos przeciwko temu?

Frost potrzasnal glowa i rozesmial sie.

– Mam to gdzies, nic wiecej.

Patrzyli za nim, kiedy sie oddalal. Smial sie caly czas, idac w strone lasu.

Poczekala, az zniknie za drzewami i dopiero wtedy znow spojrzala na Deana.

Otworzyl ramiona. Objela go, nie opierajac sie dluzej.

Rozdzial 26

Przychodza co dwie godziny, zeby skontrolowac, czy nie mam odlezyn.

Zmieniajace sie trio: Armina na porannej zmianie, Bella na popoludniowej, a na nocnej spokojna i niesmiala Corazon.

Nazywam je moimi dziewczetami ABC.

Osoby malo spostrzegawcze moga ich nie rozrozniac – wszystkie maja gladkie, brazowe twarze i melodyjne glosy.

Wesoly filipinski zespol rewiowy w bialych mundurkach.

Ja jednak dostrzegam miedzy nimi roznice.

Rozrozniam je po sposobie, w jaki podchodza do mojego lozka, w jaki mnie obracaja z boku na bok, zebym zmienil pozycje na poslaniu z owczej skory. Musza to robic w dzien i w nocy, bo sam nie moge sie przewrocic, a ciezar mojego ciala lezacego na materacu obciera mi skore. Uciska naczynia wloskowate, zaklocajac odzywczy przeplyw krwi, w efekcie czego niedozywione tkanki robia sie blade, kruche i podatne na zluszczenie.

Pojedyncza mala ranka szybko ulega zaognieniu i rozrasta sie, co wyglada tak, jakby szczur obgryzal mi cialo.

Dzieki moim dziewczetom ABC nie mam ran – a przynajmniej tak mowia.

Nie potrafie tego sam stwierdzic, gdyz nie moge obejrzec swoich plecow ani posladkow, nie czuje niczego ponizej ramion.

Вы читаете Skalpel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату