umundurowanym przedstawicielem administracji, ale zobaczyla tylko kilka pielegniarek; dwie z nich, objawszy sie ramionami, pocieszaly sie wzajemnie, pozostale, zbite w gromadke, rozmawialy przyciszonymi glosami; twarze mialy spopielale od szoku.

Schyliwszy sie, zanurkowala pod obwisajaca zolta tasma i przeszla niezatrzymywana przez podwojne drzwi, ktore otworzyly sie automatycznie.

Wszedlszy do sali przedoperacyjnej, ujrzala na podlodze krwawe smugi i slady stop. Technik z ekipy kryminalistycznej pakowal juz swoj przybornik. Podloga po przeprowadzonym badaniu byla zadeptana, czekala, zeby ktos ja umyl. Podloga byla wprawdzie zadeptana lecz o tym, co tu sie dzialo, mowila krew na scianach.

Rizzoli zobaczyla luki wyschnietej krwi arteryjnej ktorejs z ofiar, ktora utworzyla falisty slad na scianie i opryskala wielka tablice na ktorej wypisany byl dzienny program zajec, z wyszczegolnieniem numerow sal operacyjnych, nazwisk pacjentow, nazwisk chirurgow i procedur poszczegolnych operacji. Program dnia byl szczelnie wypelniony, nie bylo ani jednej luki.

Zastanawiala sie, co sie stanie z pacjentami, ktorych operacje zostaly zawieszone, gdyz oddzial chirurgiczny byl teraz terenem zbrodni. Jakie na przyklad moga byc konsekwencje nieprzeprowadzenia operacji pecherzyka zolciowego.

Program dnia tlumaczyl pospiech w postepowaniu dochodzeniowym. Nalezalo przede wszystkim zaspokoic potrzeby zyjacych. Nie mozna bylo zamknac na nieograniczony czas obciazonego oddzialu chirurgicznego w Fitchburgu.

Luki krwi ciagnely sie poza tablice, az do rogu i dalej wzdluz rownoleglej sciany. W tym miejscu byly mniejsze, w miare obnizania sie cisnienia skurczowego, i stopniowo zmierzaly ku podlodze. Konczyly sie na rozsmarowanej kaluzy krwi obok biurka.

Telefon. Umierajacy probowal dojsc do telefonu.

Szeroki korytarz z dlugim rzedem umywalni prowadzil do sal operacyjnych. Zza otwartych drzwi jednej z nich dobiegly ja meskie glosy i dzwieki plynace z radia.

Nie zatrzymywana przez nikogo szla wzdluz rzedu umywalni, minela technika kryminalistycznego, ktory ledwie na nia spojrzal, i stanawszy na progu sali operacyjnej numer cztery, ujrzala slady masakry.

Mimo iz cial ofiar juz nie bylo, ich krew byla wszedzie: na scianach, szafach i pulpitach. Slady krwi na podlodze nalezaly do tych, ktorzy ruszyli w pogon za morderca.

– Prosze pani! Prosze pani!

Dwaj mezczyzni w cywilnych ubraniach, stojacy przy szafce z instrumentami, mieli zaskoczony wyraz twarzy. Wyzszy ruszyl ku niej, jego papierowe ochraniacze mlaskaly na kleistej powierzchni podlogi.

Mial okolo trzydziestu pieciu lat, promieniowal jurnoscia charakterystyczna dla poteznie umiesnionych mezczyzn. Tak wyglada kompensacja szybkiego cofania sie linii wlosow u mezczyzn, pomyslala.

Zanim zadal standardowe pytanie, pokazala swoja odznake.

– Jane Rizzoli, Komisariat Policji w Bostonie. Wydzial zabojstw.

– Czemu Boston miesza sie do tego?

– Przepraszam, nie wiem, z kim rozmawiam – odparla.

– Sierzant Canady.

Sekcja aresztowan uciekinierow. Funkcjonariusz policji stanu Massachusetts.

Chciala uscisnac mu dlon, lecz zauwazyla, ze nosi lateksowe rekawiczki. Nie przejawial checi okazania jej uprzejmosci lub jakiejkolwiek pomocy.

– W czym mozemy pomoc?

– W niczym.

Za to ja moge pomoc wam.

Canady nie okazal szczegolnego zainteresowania propozycja.

– W jaki sposob?

Popatrzyla na smugi krwi na scianach.

– Czlowiek, ktory to zrobil… Warren Hoyt…

– Co mozesz o nim powiedziec?

– Znam go bardzo dobrze.

W tym momencie podszedl do nich nizszy z mezczyzn.

Byl blady, uszy mial jak slon Dumbo, i choc widac bylo, ze jest policjantem, nie okazal zazdrosci o swoje terytorium.

– Znam cie, nazywasz sie Jane Rizzoli.

To ty wsadzilas go do pudla.

– Bylam czlonkiem zespolu.

– Ale to ty go przyskrzynilas w Lithia.

– W przeciwienstwie do Canadyego nie nosil rekawiczek.

Uscisnal jej dlon.

– Detektyw Arlen, Komisariat Policji w Fitchburgu. Przyjechalas specjalnie taki kawal drogi?

– Jak tylko sie dowiedzialam.

Powiodla wzrokiem po scianach.

– Zdajecie sobie sprawe, z kim macie do czynienia?

– Kontrolujemy sytuacje – oswiadczyl Canady.

– Znacie jego przeszlosc?

– Wystarczy to, co tu zrobil.

– Ale czy wiecie cos o nim samym?

– Z Souza-Baranowski przyslano nam jego akta.

– Tamtejsi straznicy nie mieli pojecia, z kim maja do czynienia. Inaczej to by sie nie moglo zdarzyc.

– Jeszcze nigdy mi sie nie zdarzylo nie zlapac uciekiniera – powiedzial Canady.

– Wszyscy popelniaja te same bledy.

– Ten nie popelni.

– Minelo dopiero szesc godzin.

– Szesc godzin?

Potrzasnela smutno glowa.

– To znaczy, ze juz go nie zlapiecie.

Canady sie obruszyl.

– Rozpytujemy w calej okolicy.

Postawilismy blokady na drogach i sprawdzamy wszystkie samochody. Powiadomilismy media. Wszystkie lokalne stacje telewizyjne pokazuja jego zdjecie. Jak juz mowilem, kontrolujemy w pelni sytuacje. Nie odpowiedziala, znow spojrzala na smugi krwi.

– Kto tu zginal? – spytala cicho.

– Lekarz anestezjolog, kobieta, i pielegniarka z sali operacyjnej – odparl Arlen.

– Anestezjolog lezala tam, przy koncu stolu. Pielegniarke znaleziono przy drzwiach.

– Nie krzyczaly? Nie wezwaly straznika?

– Trudno im bylo krzyczec. Obie mialy przeciete krtanie.

Podeszla do szczytu stolu operacyjnego i obejrzala metalowy stojak, na ktorym wisial woreczek z roztworem; plastikowa rurka i cewnik dozylny zwisaly nad kaluza wody na podlodze. Pod stolem lezala stluczona szklana strzykawka.

Вы читаете Skalpel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату