Rizzoli poczula suchosc w ustach.

Pochylila sie w strone ekranu i wbila oczy w twarz Hoyta. Miala wrazenie, ze ja widzi, choc zdawala sobie sprawe, ze to niemozliwe. Zaczal wracac w strone kamery. Kiedy podszedl blizej, zauwazyla, ze pod lewym ramieniem ma jakis wezelek. Zblizal sie coraz bardziej, na koniec stanal pod samym obiektywem.

– Teraz nastapi cos dziwnego – mowil dalej Arlen.

Patrzac prosto w obiektyw, Hoyt podniosl prawa reke, dlonia do kamery, jakby przysiegal w sadzie. Lewa reka pokazywal otwarta dlon prawej, usmiechajac sie przy tym.

– Co to, do diabla, ma znaczyc? – zapytal Canady.

Rizzoli nie odpowiedziala.

Patrzyla w milczeniu, jak Hoyt sie odwraca, idzie ku wyjsciu i znika za drzwiami.

– Pusc to jeszcze raz – poprosila cicho.

– Domyslasz sie, co mial znaczyc ten gest?

– Pusc to jeszcze raz.

Canady z nachmurzona mina nacisnal guzik przewijania, a potem odtwarzania.

Po raz drugi Hoyt powedrowal ku drzwiom, odwrocil sie, podszedl do kamery i wbil wzrok w obserwujacych go detektywow.

Siedziala sprezona, z bijacym sercem, czekajac na jego gest. Na gest, ktory juz rozumiala.

Podniosl dlon.

– Zatrzymaj – powiedziala.

– Teraz!

Canady nacisnal guzik pauzy.

W zatrzymanym kadrze Hoyt stal, usmiechajac sie, wskazujacym palcem lewej reki pokazywal otwarta dlon prawej. Poczula sie jak ogluszona.

Pierwszy przerwal cisze Arlen.

– Co to znaczy? Domyslasz sie?

Przelknela sline.

– Tak.

– No to mow – warknal Canady.

Zamiast odpowiedzi pokazala im dlonie, ktore do tej pory trzymala zacisniete na kolanach. Na obu widnialy blizny, slady ataku Hoyta sprzed roku: grube wezlaste narosla na otworach powstalych po przewierceniu jej dloni skalpelem.

Arlen i Canady patrzyli na jej blizny.

– To dzielo Hoyta? – zapytal Arlen.

Skinela glowa.

– Obiecuje mi cos.

Dlatego podniosl reke jak do przysiegi.

– Popatrzyla na ekran, na ktorym Hoyt sie usmiechal, a otwarta dlon trzymal wyciagnieta ku kamerze.

– To nasz intymny, maly zart. Pozdrowienie od Chirurga.

– Musialas niezle zajsc mu za skore stwierdzil Canady.

Wskazal pilotem ekran.

– Spojrz na niego. Wyglada, jakby chcial ci powiedziec: Idz do diabla! – Albo: Wkrotce sie zobaczymy! dodal cicho Arlen.

Dreszcz przebiegl jej po plecach.

Arlen mial racje. Gest Hoyta znaczyl: Dopadne cie. Jeszcze nie wiem kiedy i gdzie, ale na pewno cie dopadne.

Canady nacisnal odtwarzanie.

Patrzyli, jak Hoyt opuszcza glowe, odwraca sie i zmierza ku wyjsciu.

Rizzoli zwrocila uwage na zawiniatko, ktore trzymal pod ramieniem.

– Zatrzymaj tasme – poprosila.

Canady nacisnal pauze.

Pochylila sie i dotknela palcem ekranu.

– Co on trzyma pod pacha? To wyglada jak zwiniety recznik.

– Bo to jest zwiniety recznik – odparl Canady.

– Czemu zabiera go z soba?

– Jemu nie chodzi o recznik, ale o jego zawartosc.

Zmarszczyla brwi, przypominajac sobie, co ja uderzylo w sali operacyjnej.

Pusta taca na instrumenty obok stolu.

Popatrzyla na Arlena.

– Instrumenty chirurgiczne – powiedziala.

– Zabral je ze soba.

Arlen pokiwal glowa.

– Brakuje kompletu narzedzi do laparotomii.

– Laparotomia?

Coz to takiego?

– W jezyku medycznym oznacza rozcinanie brzucha – oznajmil Canady.

Na ekranie Hoyt powedrowal ku wyjsciu i zamknal za soba drzwi. Nic wiecej sie nie dzialo.

Canady wylaczyl telewizor.

– Wyglada na to, ze twoj faworyt ma zamiar wrocic do pracy – dodal.

Wzdrygnela sie, slyszac nagly swiergot jej telefonu komorkowego. Siegajac po niego, czula przyspieszone bicie serca.

Obaj mezczyzni wpatrywali sie w nia, wiec wstala, podeszla do okna i dopiero wtedy podniosla do ucha aparat.

Telefonowal Gabriel Dean.

– Pamietasz, ze o trzeciej mamy spotkanie z antropologiem? – zapytal.

Spojrzala na zegarek.

– Sprobuje zdazyc.

– Gdzie jestes w tej chwili?

– Niewazne.

Bede na czas.

– Przerwala rozmowe.

Patrzac przez okno, westchnela gleboko. Nie daje rady, pomyslala. Te potwory mnie wykanczaja…

– Cos nowego? – odezwal sie Canady.

Odwrocila sie ku niemu.

– Przepraszam, musze wrocic do miasta.

Zadzwonisz do mnie, kiedy dowiecie sie czegos o Hoycie?

Usmiechnal sie i kiwnal glowa.

– Mam nadzieje, ze to bedzie niebawem.

Dean byl z pewnoscia ostatnia osoba, z ktora miala ochote porozmawiac. Pech chcial, ze gdy dojechala do parkingu za budynkiem, w ktorym urzedowal lekarz sadowy, zobaczyla, jak wysiada z samochodu.

Wjechala szybko na wolne miejsce i wylaczyla silnik, majac nadzieje, ze jesli poczeka pare minut, Dean zdazy wejsc do budynku i w ten sposob uniknie niepotrzebnej konwersacji. Na

Вы читаете Skalpel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату