nieszczescie zauwazyl ja wczesniej i teraz stal na parkingu, czekajac na nia. Nie miala alternatywy – musiala stawic mu czolo.

Wysiadla z chlodnego samochodu w dziki upal i podeszla do niego krokiem osoby, ktora nie ma czasu.

– Nie wrocilas dzis rano na zebranie – powiedzial.

– Marquette mnie wezwal.

– Powiedzial mi o tym.

Zatrzymala sie i spojrzala na niego.

– Co ci powiedzial?

– Ze jeden z twoich bandziorow uciekl z wiezienia.

– To prawda.

– I ze czujesz sie wstrzasnieta.

– Marquette tak ci powiedzial?

– Nie.

– Ale skoro nie wrocilas na zebranie, doszedlem do wniosku, ze to cie zmartwilo.

– Bylam zajeta innymi sprawami.

– Ruszyla w strone budynku.

– Detektyw Rizzoli, kierujesz sledztwem w bostonskiej sprawie – zawolal za nia.

Stanela i odwrocila sie, zeby mu spojrzec w oczy.

– Skad ci przyszlo do glowy, zeby mi o tym przypomniec?

Podszedl do niej wolnym krokiem, tak blisko, ze sie przestraszyla. Moze zrobil to celowo. Stali teraz twarza w twarz i choc nie ustapila nawet o milimetr, poczula, ze sie czerwieni. Rumieniec nie bral sie ze strachu przed jego fizyczna przewaga: nagle uzmyslowila sobie, ze jest atrakcyjnym mezczyzna – taka reakcja przy jej rozdraznieniu byla absolutnie zaskakujaca. Probowala zdusic w sobie to wrazenie, lecz bylo za pozno; szpony wyobrazni zamknely sie i nie puszczaly.

– Ta sprawa bedzie wymagala od ciebie zaangazowania – powiedzial.

– Wiem, ze jestes zdenerwowana ucieczka Hoyta. Taka rzecz wytracilaby z rownowagi kazdego gliniarza…

– Prawie mnie nie znasz. Nie badz moim psychoanalitykiem.

– Mysle tylko o tym, czy bedziesz w stanie skoncentrowac sie na naszym sledztwie. Moze chcesz zalatwic jakies wlasne porachunki, ktore beda ci w tym przeszkadzaly. Musiala zaangazowac cala sile woli, zeby opanowac wzburzenie.

Zapytala spokojnym glosem: – Agencie Dean, czy wiesz, ile osob zabil dzis rano Hoyt? Troje. Mezczyzne i dwie kobiety. Podcial im gardla i zniknal. Dokladnie tak samo, jak kiedys.

Pokazala mu swoje blizny na rekach.

– To sa pamiatki po nim sprzed roku. Zrobil te dziury, a za chwile mial mi poderznac gardlo.

Opuscila rece i rozesmiala sie.

– Zgadza sie, mam z nim porachunki.

– Masz tez zadanie do wykonania. Tu, na miejscu.

– Pracuje nad tym.

– Hoyt cie rozprasza. Pozwalasz, zeby wszedl ci w droge.

– Jesli ktokolwiek wszedl mi w droge, to przede wszystkim ty. Nawet nie wiem, czego tu szukasz.

– Jestem tu w ramach wspolpracy miedzyresortowej. Czyzby nasze cele byly odmienne?

– Jesli ktores z nas wspolpracuje, to tylko ja. Co dostaje w zamian od ciebie?

– A czego zadasz?

– Na poczatek powiedz mi, dlaczego biuro wmieszalo sie do tej sprawy. Nigdy do tej pory nie wtracilo sie do zadnego z moich sledztw. Czym rozni sie sprawa Veagerow od innych? Co takiego wiesz o Veagerach, czego ja nie wiem?

– Wiem tylko tyle co ty – odparl.

Czy mowil prawde?

Nie wiedziala. Byl nieprzenikniony. Pociag fizyczny, ktory nagle do niego poczula, przycmil jej jasnosc widzenia, zaklocajac mozliwe porozumienie miedzy nimi.

Spojrzal na zegarek.

– Minela trzecia. Czekaja na nas.

Ruszyl w strone budynku, lecz ona nie od razu poszla za nim. Przez chwile stala na parkingu, zdumiona wrazeniem, jakie na niej wywarl. Dopiero po chwili, zaczerpnawszy tchu, poszla do prosektorium na kolejne spotkanie z umarlymi. Tym razem przynajmniej jej nie mdlilo.

Wszechobecny, slodkawy zapach gnijacego miesa, ktory wywolal u niej mdlosci podczas sekcji zwlok Gail Veager, byl podczas ogledzin szczatkow tej drugiej kobiety znacznie slabszy, ale Korsak i tak na wszelki wypadek posmarowal sobie olejkiem gorna warge.

Na kosciach pozostalo bardzo niewiele tkanki lacznej, i choc zapach byl przykry, przynajmniej nie zmusil Rizzoli do ponownego skorzystania ze zlewu. Postanowila, ze nie stworzy podobnie zawstydzajacego przedstawienia jak ubieglego wieczoru, zwlaszcza ze Gabriel Dean stal dokladnie naprzeciwko, mogac widziec kazde drgniecie jej twarzy.

Przez caly czas – kiedy doktor Isles i doktor Carlos Pepe pieczolowicie wyjmowali ze skrzynki szczatki szkieletu i ukladali je na zaslanym plotnem stole – zachowywala kamienny wyraz twarzy.

Doktor Pepe wydawal sie rozegzaltowany jak dziecko. Mial szescdziesiat lat i byl zgarbiony. Po kolei wyjmowal ze skrzynki rozne czesci szkieletu, zachwycajac sie kazdym, jakby byl ze zlota.

To, co dla Rizzoli bylo jedynie kupka pobrudzonych ziemia, nieokreslonych gnatow, podobna do nic niemowiacej sterty patykow, dla niego bylo zbiorem kosci promieniowych, lokciowych, obojczykow i innych, ktore po rozpoznaniu ukladal w pozycji anatomicznej na stole.

Wyluszczone zebra i mostek zagrzechotaly na powierzchni z nierdzewnej stali. Kregi, dwa z nich polaczone chirurgicznie, utworzyly wzdluz stolu chropowaty lancuch, ciagnacy sie ku miednicy, ktora przywodzila na mysl makabryczna korone krolewska. Na koncach wrzecionowatych kosci ramion lezaly wachlarzyki czegos, co przypominalo brudne kamyczki, a co w rzeczywistosci bylo koscmi krotkimi, nadajacymi ludzkim rekom owa cudowna wielofunkcyjnosc. W lewej kosci udowej widnialy stalowe gwozdzie chirurgiczne – slad dawnego uszkodzenia.

U szczytu stolu doktor Pepe umiescil czaszke i wyluszczona szczeke. Przez zaskorupialy brud przeswitywaly zlote zeby. Wszystkie kosci zostaly rozlozone. Skrzynka jednak nie byla jeszcze do konca oprozniona. Przewrocil ja do gory dnem nad taca wylozona szmatka. Wysypala sie z niej kupa brudu, lisci i zmierzwionych wlosow. Skierowal strumien swiatla na tace, a nastepnie szczypczykami zaczal przegrzebywac owe resztki.

Wkrotce znalazl to, czego szukal: mala, czarna brylke w ksztalcie duzego ziarna ryzu.

– Puparium – oznajmil.

– Mylone czesto z odchodami szczura.

– Ja bym tak to nazwal – powiedzial Korsak.

– Szczurze gowno.

– Jest tu tego znacznie wiecej. Trzeba wiedziec, czego sie szuka.

Doktor Pepe wyjal jeszcze kilka czarnych ziaren i ulozyl je w mala kupke.

– Naleza do gatunku calliphoridae.

– Co to takiego? – spytal Korsak.

Odpowiedzial mu Dean.

Вы читаете Skalpel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату