sypialni rodzicow i kolacje skladajace sie z puszkowanej kukurydzy i frytek.
Zly okres nie trwal dlugo; po roku ojciec wrocil do pracy, a na stole znow pojawilo sie mieso.
Zaznanie biedy zostawia jednak slady, jesli nie fizyczne, to przynajmniej psychiczne. Tak wiec troje rodzenstwa zatrudnilo sie na posadach zapewniajacych im wprawdzie nieprzesadny, ale przynajmniej staly dochod – Jane w organach scigania, Frankie w marines, a Mikey w sluzbie pocztowej Stanow Zjednoczonych; na wszystkich wywarl presje niedostatek zapamietany w okresie dziecinstwa.
Popatrzyla na rozlozony na stole szkielet.
– Rachityczna bogaczka.
To sie czasem zdarza.
– Zywcem wyjete z Dickensa – powiedzial Dean.
– Jak Maly Tim – dodal Korsak.
Doktor Isles potwierdzila.
– Maly Tim mial krzywice.
– Ale potem zyl szczesliwie az do starosci, poniewaz stary Scrooge prawdopodobnie zostawil mu kupe kasy.
Ale ty nie zylas szczesliwie az do starosci, rozmyslala Rizzoli, patrzac na szczatki. Z zalosnej sterty kosci zaczela sie w jej wyobrazni ksztaltowac postac kobiety. Najpierw zobaczyla dziecko o krzywych nogach i zapadnietej piersi, zdeformowane wskutek dorastania w biedzie.
Potem ujrzala dziewczynke w okresie dojrzewania, noszaca bluzki ze zdartego do przezroczystosci materialu. Czy juz wowczas bylo w niej cos wyjatkowego? Stanowczosc w spojrzeniu, zadarty podbrodek… cechy zapowiadajace, ze jej przeznaczeniem sa lepsze warunki niz te, w ktorych sie urodzila?
Musialo tak byc, skoro kobieta, ktora z niej wyrosla, zyla w innym swiecie, w ktorym stac ja bylo na zlote korony i wyprostowanie zebow.
Szczescie, ciezka praca lub zainteresowanie ze strony wlasciwego mezczyzny przeniosly ja w bardziej komfortowe warunki, lecz w jej szkielecie pozostaly, utrwalone na zawsze, slady nedzy w okresie dojrzewania: krzywe nogi i bruzda w klatce piersiowej.
Szczatki swiadczyly rowniez o przezytym bolu fizycznym: wypadek, z ktorego wyszla ze zdruzgotana lewa noga i uszkodzonym kregoslupem, zostawil slad w postaci dwoch zespolonych z soba kregow i stalowego preta, zatopionego na stale w kosci udowej.
– Wnioskujac na podstawie zabiegow stomatologicznych i prawdopodobnego statusu majatkowego, jest to kobieta, ktorej znikniecie powinno byc zauwazone – stwierdzila doktor Isles.
– Nie zyje co najmniej od dwoch miesiecy.
– Bardzo prawdopodobne, ze figuruje w bazie danych NCIZ.
– Procz niej jeszcze sto tysiecy innych – zauwazyl Korsak.
Narodowe Centrum Informacji o Zbrodniach, filia FBI, gromadzilo dane o zaginionych. Dane te mozna bylo porownac z charakterystyka szczatkow kobiety w celu stworzenia listy odpowiadajacych tej charakterystyce nazwisk.
– A w okolicy? – zapytal Pepe.
– Nikt nie zglosil zaginiecia kobiety, ktora mialaby podobne cechy?
Rizzoli potrzasnela glowa.
– W stanie Massachusetts nie.
Tej nocy mimo wyczerpania nie mogla zasnac. Po jakims czasie wstala z lozka, zeby sprawdzic, czy drzwi sa zamkniete na klucz i czy zamek okna prowadzacego do wyjscia przeciwpozarowego jest zatrzasniety.
Godzine pozniej uslyszala jakis odglos i wyobrazila sobie Warrena Hoyta, ze skalpelem w reku, zblizajacego sie korytarzem ku jej sypialni. Wziela ze stolika nocnego bron i przysiadla w kucki, nie zapalajac swiatla. Wycelowawszy pistolet w strone drzwi, czekala, zlana potem, na cien, ktory zamajaczylby na progu.
Nikt jednak sie nie zjawil.
Panowala cisza.
Slyszala tylko lomot wlasnego serca i dudniacy rytm muzyki z przejezdzajacego ulica samochodu. Po dluzszej chwili wyszla na korytarz i zapalila swiatlo. Nikogo nie bylo. Poszla do saloniku i zapalila jeszcze jedno swiatlo.
Rzut oka upewnil ja, ze lancuch na drzwiach byl zalozony, a zamek okienka przeciwpozarowego zatrzasniety. Stala, patrzac na pokoj, ktory byl dokladnie w takim samym stanie, w jakim go zostawila. Zaczynam tracic rozsadek, doszla do wniosku.
Usiadla na kanapie, odlozyla pistolet i objela glowe rekami, jakby chciala wycisnac z mozgu wszystkie mysli o Warrenie Hoycie.
Ale on tam tkwil – jak rak, ktory wyciety w jednym miejscu, przerzuca sie w inne – towarzyszac wszelkim swiadomym poczynaniom w jej zyciu.
Polozyla sie do lozka, lecz nie potrafila myslec ani o Gail Veager, ani o bezimiennej kobiecie, ktorej szczatki niedawno ogladala, ani o mezczyznie, ktory wypadl z samolotu. Jego teczka spogladala na nia z biurka jak niemy wyrzut sumienia.
Bylo tyle spraw do przemyslenia, raportow do opracowania, lecz gdy teraz lezala w ciemnosci i patrzyla w sufit, miala przed oczami wylacznie twarz Warrena Hoyta.
Zadzwonil telefon.
Poderwala sie, czujac, ze serce wali w niej mlotem. Kilka glebokich oddechow uspokoilo ja na tyle, ze mogla podniesc sluchawke.
– Rizzoli? – uslyszala glos Thomasa Moorea.
Nie spodziewala sie, ze zatelefonuje, i w tym momencie zdala sobie sprawe, jak bardzo jej go brakuje.
Rok temu rozpracowywali wspolnie sprawe Chirurga. Mimo ze ich wzajemne stosunki nigdy nie wyszly poza kolezenstwo, ufali sobie bez zastrzezen, dochodzac do takiej zazylosci, jaka istnieje w malzenstwie.
Slyszac jego glos, uswiadomila sobie, jak bardzo do niego teskni i jak ciagle jeszcze ja boli jego malzenstwo z Catherine.
– Czesc, Moore – odparla spokojnym tonem, niezdradzajacym wewnetrznego wzruszenia.
– Ktora jest u was godzina?
– Dochodzi piata.
Przepraszam, ze dzwonie o tej porze. Nie chcialem, zeby Catherine slyszala nasza rozmowe.
– Nie szkodzi. Jeszcze nie spalam.
Chwila ciszy.
– Nie mozesz zasnac.
– To nie bylo pytanie, lecz stwierdzenie faktu. Wiedzial, ze oboje gnebi ten sam koszmar.
– Miales telefon od Marquettea – zgadla.
– Tak.
Myslalem, ze do tej pory…
– Nic.
Minely dwadziescia cztery godziny, a jeszcze nie trafilismy na zaden trop.
– A zatem slad sie urwal.
– Mowiac szczerze, nawet sie nie zaczal.
Zabil troje ludzi na sali operacyjnej, wyszedl spokojnie ze szpitala i rozplynal sie w powietrzu. Policja w Fitchburgu wespol z policja stanowa przeszukaly cale sasiedztwo i ustawily blokady drogowe. Stacje telewizyjne pokazaly w wieczornych wiadomosciach jego zdjecie. Wszystko bez rezultatu.
– Jest jedno miejsce, ktore bedzie go ciagnelo jak magnes. Jedna osoba…