w fotelu. Przez przednia szybe widac bylo czern lasu, od czasu do czasu rozswietlana przelatujacymi robaczkami swietojanskimi. Zjaw sie, sukinsynu, pomyslala. Przyjedz do mamusi…

– Napijesz sie kawy? – spytal Korsak.

– Dzieki.

Napelnil kubek i podal jej.

Kawa byla czarna, gorzka i w ogole obrzydliwa, mimo to wypila ja.

– Zrobilem specjalnie mocna – powiedzial.

– Dwie miarki folgersa zamiast jednej. Stawia mi na sztorc wlosy na piersiach.

– Takiej mi bylo trzeba.

– Moze jak wypije jej duzo, czesc tych wlosow wroci mi na glowe.

Spojrzala w kierunku lasu, gdzie ciemnosc kryla gnijace liscie i szukajace pozywienia zwierzeta. Zwierzeta o ostrych zebach.

Przypomniala sobie obgryzione szczatki Krzywiczej Damy i ujrzala oczami wyobrazni szopy ogryzajace zebra i psy toczace glowy jak pilki. Las, ktory sobie wyobrazila, nie mial nic wspolnego z lasem jelonka Bambi.

– Nie moge juz nawet wymienic nazwiska Hoyta – skarzyla sie.

– Jesli to zrobie, natychmiast patrzy sie na mnie z pieprzonym wspolczuciem.

Kiedy wczoraj probowalam dowiesc podobienstwa miedzy Chirurgiem a naszym nowym chlopcem, wyczytalam we wzroku Deana opinie: Ona ciagle wraca do Chirurga. Mysli, ze mam obsesje na jego punkcie.

Westchnela.

– Mozliwe, ze mam.

Moze bede ja miala zawsze. W kazdym miejscu zbrodni bede widziala jego reke. Kazdy nowy sprawca bedzie mial jego twarz.

Odezwala sie centrala. Oboje spojrzeli na radioodbiornik.

– Mamy telefon z prosba o sprawdzenie terenu cmentarza Fairfield. Jest tam w poblizu jakis patrol? Nikt sie nie zglosil. Dyspozytor powtorzyl wezwanie.

– Mamy telefon z prosba o sprawdzenie terenu cmentarza Fairfield. Wszedl tam nieupowazniony osobnik. Woz patrolowy dwanascie, jestescie jeszcze w tej okolicy?

– Tu Dwunastka. Jestesmy na River Street dziesiec-czterdziesci. Kod Jeden. Nie mozemy interweniowac.

– Zrozumialem.

– Woz numer pietnascie? Jakie jest wasze dziesiec-dziesiec?

– Tu Pietnastka. Jestesmy w West Roxbury. Interweniujemy w sprawie Rakieta 6. Rodzice nie chca sie uspokoic. Mozemy byc w okolicy cmentarza nie wczesniej niz za pol godziny.

– Jest tam ktos jeszcze? – dyspozytor probowal zlowic jakikolwiek woz patrolowy.

Rutynowe sprawdzenie cmentarza nie bylo podczas cieplej, sobotniej nocy zadaniem priorytetowym. Zmarli nie sa wazniejsi od klotni malzenskich czy chuliganskich wybrykow nastolatkow. Policja ma obowiazek zajmowac sie w pierwszym rzedzie zywymi.

Cisze w radiu przerwal jeden z wozow zespolu obserwacyjnego detektyw Rizzoli.

– Tu Czujka Piec. Jestesmy na Enneking Parkway, w bezposrednim sasiedztwie cmentarza Fairfield…

Rizzoli porwala mikrofon i nacisnela guzik nadawania.

– Czujka Jeden do Czujki Piec. Nie ruszaj sie ze swojego stanowiska! Zrozumiales?

– Mamy piec wozow obserwacyjnych…

– Nie interesuje nas cmentarz.

– Do Czujki Jeden – wlaczyl sie dyzurny.

– Wszystkie wozy patrolowe sa w tej chwili zajete. Nie mozesz zwolnic jednego z twoich?

– Odmawiam. Moj zespol ma pozostac na wyznaczonych stanowiskach. Czujka Piec, zrozumieliscie?

– Dziesiec-cztery. Zostajemy na miejscu. Centrala, nie podejmujemy dzialania.

Rizzoli westchnela.

Byla pewna, ze nastepnego dnia beda na nia skargi, ale nie chciala zwolnic zadnej z jednostek obserwacyjnych z powodu malo waznego wezwania.

– Nie wydaje sie, zebysmy byli przeciazeni robota – odezwal sie Korsak.

– Jesli cos sie zdarzy, akcja potoczy sie bardzo szybko. Nie chce stracic szansy.

– Pamietasz, o czym niedawno rozmawialismy? Ze masz obsesje?

– Nie zaczynaj od nowa.

– Nie mam zamiaru. Boje sie, ze odgryziesz mi glowe.

Otworzyl drzwi samochodu.

– Dokad idziesz?

– Wysiusiac sie. Mam cie prosic o pozwolenie?

– To tylko ciekawosc.

– Kawa przeze mnie przeleciala.

– Nie dziwie sie. Twoja kawa wypalilaby dziure w zelazie.

Wysiadl z samochodu i poszedl w strone lasu, rozpinajac w drodze rozporek. Nie zadal sobie fatygi, zeby sie schowac za drzewo; siusial na krzaki, stojac na widoku. Nie miala ochoty na to patrzec, wiec odwrocila wzrok.

W kazdej klasie zawsze sie znajdzie jakies przerosniete dziecko; takim dzieckiem byl wlasnie Korsak – chlopcem, ktory otwarcie, bez zazenowania dlubal w nosie, bekal, a na koszuli mial zawsze resztki obiadu; dzieckiem o pulchnych, wilgotnych rekach, dzieckiem, ktorego kazdy brzydzil sie dotknac w obawie przed wszami.

Budzil w niej odraze, a zarazem bylo jej go zal. Spojrzala na resztki kawy w kubku, po czym wylala je przez okno.

Radio podalo nowa wiadomosc, ktora ja ozywila.

– Widze samochod jadacy Dedham Parkway na wschod. Wyglada na zolta taksowke.

– Taksowka? O trzeciej nad ranem? – odpowiedziala pytaniem.

– Tak wynika z obserwacji.

– Dokad jedzie?

– Wlasnie skrecila.

Jedzie teraz Enneking, na polnoc.

– Czujka Dwa, co widzisz? – wezwala nastepny woz na trasie.

– Tu Czujka Dwa. Widzimy go. Przejechal kolo nas… zameldowal Frost. Przerwal, ale po chwili sie ozywil: Zwalnia…

– I co dalej?

– Hamuje.

Wyglada na to, ze chce sie zatrzymac…

– Gdzie? – uciela Rizzoli.

– Na parkingu lesnym.

Вы читаете Skalpel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату