samochodu i przystapic do dalszego dzialania. Czekalo ja kolejne dochodzenie w sprawie morderstwa.
Bedzie musiala odpowiedziec na pytania, ktore z pewnoscia nasuna sie w wyniku podjetych przez nia decyzji. Pomyslala o tym, jak wielkie nadzieje wiazala z przekonaniem, ze sprawca bedzie dzialal zgodnie z jej schematem, a on tymczasem wykorzystal ow schemat, zeby z niej zadrwic, skompromitowac ja.
Kilku policjantow, stojacych przy tasmie, spojrzalo w jej strone. Byl to sygnal, ze mimo zmeczenia nie moze dluzej kryc sie w samochodzie.
Przypomniala sobie, ze Korsak ma termos z kawa. Kawa byla obrzydliwa, ale zastrzyk kofeiny powinien jej pomoc.
Siegnela reka na tylne siedzenie, chcac go znalezc, lecz zatrzymala sie w pol ruchu, uderzona nagla mysla.
Przebiegla wzrokiem po funkcjonariuszach stojacych miedzy wozami. Dostrzegla Gabriela Deana, ktory – smukly i lsniacy jak czarny kot – szedl wzdluz tasmy otaczajacej miejsce zbrodni. Widziala policjantow przeszukujacych latarkami teren, ale nigdzie nie zauwazyla Korsaka. Wysiadla z samochodu i podeszla do Douda, ktory nalezal do jej zespolu.
– Nie wiesz, gdzie jest detektyw Korsak?
– Nie, prosze pani.
– Nie bylo go tutaj, kiedy przybyliscie?
Nie czekal na was przy zwlokach?
– W ogole go tu nie bylo.
Spojrzala w strone drzew, tam gdzie natknela sie na Deana.
Korsak biegl za mna, ale ani mnie nie dogonil, ani tu nie wrocil… Zaczela isc w te strone, starajac sie powtorzyc trase swojego poscigu za tajemnicza postacia. Byla wowczas tak pochlonieta pogonia, ze nie zwracala uwagi na Korsaka, ktory zostal z tylu.
Przypomniala sobie wlasny strach, bicie serca, nocny wiatr owiewajacy jej twarz. Przypomniala sobie jego wysilony oddech, gdy staral sie dotrzymac jej kroku. Potem zostal z tylu i zgubil sie. Szla coraz szybciej, przemiatajac latarka trase. Czy na pewno tedy biegla? Nie, ten rzad nagrobkow wyglada inaczej. Z lewej strony zamajaczyl obelisk, ktory pamietala. Zmieniwszy kierunek, poszla w strone obelisku i omal sie nie przewrocila o nogi Korsaka.
Lezal skulony obok plyty nagrobnej, cien jego poteznego korpusu zlewal sie z barwa granitu. Uklekla obok niego, wolajac o pomoc, i obrocila go na wznak. Jeden rzut oka na spuchnieta, sniada twarz wystarczyl jej, zeby sie zorientowac, iz nastapilo zatrzymanie akcji serca.
Z rozpacza siegnela palcami do tetnicy szyjnej, tak bardzo pragnac poczuc pulsowanie krwi, ze omal nie pomylila tetna we wlasnych palcach z jego pulsem. Nie znalazla go.
Uderzyla piescia w piers, lecz gwaltowny wstrzas nie pobudzil akcji serca. Odchylila mu glowe w tyl i wyciagnela do przodu obwisla szczeke, zeby umozliwic dostep powietrza do tchawicy. Mnostwo jego cech budzilo w niej kiedys odraze: zapach potu i papierosow, glosne sapanie, ciastowaty uscisk dloni, ale gdy teraz przylozyla usta do jego ust i wdmuchnela mu powietrze do pluc, nie dbala o to.
Piers mu sie nadela, po czym uslyszala glosny swist wydechu.
Polozywszy rece na piersiach, przystapila do reanimacji krazeniowo- oddechowej, wykonujac czynnosc, ktorej odmawialo jego serce. Nie przerwala, nawet gdy zjawili sie inni policjanci, mimo ze ramiona drzaly jej z wysilku, a kamizelka przesiakla potem. Caly czas robila sobie wyrzuty, ze o nim zapomniala. Jak mogla nie zauwazyc jego nieobecnosci?
Palily ja miesnie, bolaly kolana, lecz nie dawala za wygrana. Byla mu to winna – nie mogla go zawiesc po raz wtory. W dali rozlegla sie syrena nadjezdzajacego ambulansu. Pompowala uparcie, nie zwazajac na to, ze przybyli sanitariusze. Dopiero gdy ktorys wzial ja za ramie i zdecydowanie oderwal od Korsaka, pozwolila niechetnie sie zastapic.
Cofnela sie na drzacych nogach, patrzac, jak sanitariusze wkluwaja mu do zyly igle i zawieszaja na stojaku pojemnik z roztworem soli.
Odchylili mu glowe do tylu, po czym wsuneli do krtani lopatke laryngoskopu.
– Nie widze strun glosowych!
– Jezu, alez ma gruba szyje.
– Musisz mi pomoc.
– W porzadku.
Sprobuj jeszcze raz!
Sanitariusz po raz wtory wsunal laryngoskop, wytezajac sily, zeby podtrzymac ciezar szczeki. Gruba szyja i spuchniety jezyk sprawialy, ze Korsak wygladal jak swiezo ubity byk.
– Rura wlozona!
Sciagneli z Korsaka resztki koszuli, odslaniajac gruby materac wlosow, i przylozyli mu do piersi elektrody defibrylatora.
Na monitorze elektrokardiografu pojawila sie poszarpana linia.
– Czestoskurcz komorowy!
Nastapilo wyladowanie, impuls pradu elektrycznego przeplynal przez piers Korsaka. Zwalisty korpus podskoczyl, po czym znieruchomial, stajac sie znow gora zwiotczalego miesa.
Latarki policjantow bezlitosnie obnazaly kazdy defekt jego urody, poczawszy od bladego, wzdetego od piwa brzucha, po zawstydzajace, niemal kobiece piersi, charakterystyczne dla wiekszosci grubasow.
– W porzadku! Zlapal rytm. Tachykardia zatokowa…
– Cisnienie?
Mankiet cisnieniomierza opasal ciasno miesiste ramie Korsaka.
– Dziewiecdziesiat. Zabierajmy go!
Przeniesli Korsaka do karetki i po chwili tylne swiatla ambulansu zniknely w ciemnosciach nocy, lecz Rizzoli dlugo jeszcze nie ruszyla sie z miejsca. Otepiala z wyczerpania patrzyla w slad za samochodem, wyobrazajac sobie, co czeka Korsaka.
Jaskrawe swiatla izby przyjec oddzialu naglych wypadkow. Wiecej igiel, wiecej rur. Przyszlo jej na mysl, ze powinna zadzwonic do jego zony, ale nie znala jej imienia. Prawde mowiac, nie wiedziala prawie nic o jego prywatnym zyciu.
Pomyslala ze smutkiem, ze wiecej wie o martwych Veagerach niz o zywym koledze, z ktorym pracowala. O partnerze, ktorego zawiodla.
Popatrzyla na miejsce, gdzie przed chwila lezal. Wygnieciona trawa zachowala odcisk jego masywnego ciala. Wyobrazila sobie, jak biegl za nia, mimo ze zadyszka nie pozwalala mu nadazac. Zmuszal sie do biegu, powodowany duma lub meska proznoscia. Czy przyciskal rece do piersi, zanim upadl? Czy wolal do niej o pomoc? I tak bym go nie usluchala. Bylam przejeta pogonia za zjawa, chcac ocalic wlasna dume.
– Detektyw Rizzoli? – odezwal sie Doud.
Podszedl tak cicho, ze nawet nie wiedziala, iz stoi obok.
– Slucham?
– Znalezlismy nastepne.
– Co?
– Nastepne cialo.
Byla tak zaskoczona, idac za swiatlem jego latarki w kierunku grupy migajacych w oddali blyskow, ze o nic go nie pytala. Kilkaset jardow od miejsca, w ktorym znaleziono cialo straznika, poczula won rozkladu.
– Kto je odkryl?
– Agent Dean.
– Dlaczego szukal tak daleko?
– Mysle, ze chcial spenetrowac caly teren.
Kiedy zblizyli sie do grupy, Dean odwrocil sie do niej.