– Zlamanie lewego rogu kosci gnykowej.
– Nie interesuje nas szyja, tylko rana – przerwal im doktor Tierney.
– Prosze wlozyc rekawiczki, pani detektyw. Zbada to pani sama.
Podeszla do szafy, w ktorej stalo pudlo z rekawiczkami. Wybrala pare malych, ociagajac sie z ich wlozeniem, zeby miec odrobine czasu na psychiczne przygotowanie sie do wstrzasu. W koncu wrocila do stolu.
W tym czasie doktor Isles skierowala reflektor na podbrzusze. Krawedzie rany przypominaly poczerniale wargi.
– Skora zostala przecieta pojedynczym, czystym cieciem, wymierzonym gladkim ostrzem – powiedziala doktor Isles.
– Potem nastapily glebsze ciecia.
Najpierw powiez, potem miesien, a na koncu otrzewna miednicy. Rizzoli patrzyla na krawedzie rany, myslac o rece, ktora je zadala. Rece tak pewnej, ze ciecie zostalo wymierzone jednym, fachowym pociagnieciem.
– Czy ofiara zyla, kiedy to jej robiono? – zapytala cicho.
– Nie.
Nie bylo szwow ani sladow krwawienia. Amputacji dokonano po smierci ofiary, kiedy nie bylo krazenia, gdyz serce juz nie bilo. Sposob przeprowadzenia zabiegu… metodyczna kolejnosc ciec… wskazuje na doswiadczenie chirurgiczne. Sprawca juz to kiedys robil.
– Do dziela, pani detektyw.
Zbadaj rane – powiedzial doktor Tierney.
Zawahala sie.
Jej rece w lateksowych rekawiczkach byly lodowate. Powoli wsunela dlon gleboko do miednicy Karenny Ghent. Wiedziala, co tam znajdzie, mimo to doznala wstrzasu. Spojrzawszy na doktora Tierneya, znalazla w jego oczach potwierdzenie.
– Wycial macice – powiedzial.
Cofnela reke z miednicy.
– To on – wyszeptala.
– To robota Warrena Hoyta.
– Ale wszystkie pozostale okolicznosci wskazuja na Hegemona – odezwal sie Gabriel Dean.
– Uprowadzenie, uduszenie, posmiertny stosunek…
– Oprocz tego – wskazala na rane.
– Obsesja Hoyta.
To go podnieca… wycinanie organow kobiecych, tych, dzieki ktorym kobiety sa kobietami i ktore daja im wladze, jakiej on nigdy nie posiadzie.
Spojrzala na Deana.
– Poznaje jego reke. Widzialam efekty jego dzialania.
– Oboje widzielismy – dodal doktor Tierney.
– W zeszlym roku przeprowadzalem sekcje ofiar Hoyta. To jego technika.
Dean krecil niedowierzajaco glowa.
– Dwaj rozni mordercy? Polaczone techniki?
– Hegemon i Chirurg – odparla Rizzoli – spotkali sie.
Rozdzial 14
Wsiadla do samochodu, wlaczywszy ogrzewanie, i siedziala tak dlugo, az na czole wystapily jej krople potu. Mimo ze noc nie byla zimna, wstrzasaly nia dreszcze, ktore czula od pierwszej chwili pobytu w prosektorium. Bolala ja glowa.
Chyba dopadl mnie jakis wirus, pomyslala, masujac sobie skronie. Nie bylo czemu sie dziwic, od wielu dni pracowala pelna para, wiec w koncu wysiadla. Marzyla tylko o jednym – moc wczolgac sie do lozka i spac przez tydzien. Pojechala prosto do domu.
Weszla do mieszkania i ktorys raz z rzedu przystapila do rytualnych juz czynnosci, w nowej sytuacji tak istotnych dla pozostania przy zdrowych zmyslach.
Zaryglowala dokladnie zamki i zasunela lancuch, lecz dopiero po sprawdzeniu calego mieszkania i zajrzeniu do wszystkich szaf zrzucila buty, po czym zdjela spodnie i bluzke.
Usiadla na lozku w samej bieliznie, masujac sobie skronie i zastanawiajac sie, czy w szafce z lekarstwami jest aspiryna – byla jednak zbyt wyczerpana, zeby wstac.
Zadzwieczal dzwonek przy drzwiach.
Zesztywniala, z bijacym sercem i napietymi do granic nerwami. Nie spodziewala sie gosci i nie chciala nikogo widziec. Powtorny dzwiek dzwonka odczula tak, jakby ktos wloknem stali przejechal po odkrytych koncach jej nerwow.
Wstala, poszla do saloniku i przycisnela guzik interkomu.
– Kto tam?
– Gabriel Dean. Moge wejsc?
Sposrod wszystkich ludzi, ktorych znala, jego spodziewala sie najmniej.
Zaskoczona, przez chwile nie odpowiadala.
– Detektyw Rizzoli? – odezwal sie ponownie.
– Masz jakas sprawe?
– Chodzi o sekcje. Sa pewne watki, o ktorych musimy porozmawiac.
Nacisnela guzik otwierajacy zamek na dole i niemal natychmiast tego pozalowala. Nie miala zaufania do Deana, a mimo to wpuscila go do swojej bezpiecznej przystani. Nieprzemyslane nacisniecie guzika spowodowalo, ze klamka zapadla. Bylo za pozno, zeby sie wycofac.
Ledwie zdazyla wlozyc plaszcz kapielowy, uslyszala pukanie Deana. Rybie oko judasza znieksztalcalo jego rysy, nadajac mu zlowrogi wyglad. Zanim pootwierala wszystkie zamki, karykaturalny obraz jego twarzy zdazyl sie utrwalic w jej mozgu. Rzeczywistosc okazala sie daleko mniej grozna.
Mezczyzna, ktory stal na progu, mial zmeczone oczy, jego twarz swiadczyla o tym, ze zobaczyl zbyt wiele makabrycznych zdarzen.
A jednak pierwsze pytanie dotyczylo jej samej.
– Dobrze sie czujesz?
Implikacja tego pytania, w jej pojeciu, bylo przekonanie, ze nie moze czuc sie dobrze i ze powinna dac sie zbadac. Niezrownowazony glina, ktory lada moment rozleci sie na kawalki.
– Doskonale – odparla.
– Wyszlas po sekcji tak predko, ze nie zdazylem z toba porozmawiac.
– O czym chciales porozmawiac?
– O Warrenie Hoycie.
– Co chcesz o nim wiedziec?
– Wszystko.
– Obawiam sie, ze to by nam zajelo cala noc, a ja jestem zmeczona.
– Owinela sie szczelniej plaszczem kapielowym, uswiadomiwszy sobie nagle, ze stoi przed Deanem tylko w szlafroku i bieliznie. Nienawidzila uczucia bezbronnosci.
Bardzo sie starala, zeby miec profesjonalny wyglad w pracy, i przed wyjazdem na miejsce zbrodni zawsze wkladala marynarke. Polozyla reke na klamce, gestem niosacym wyrazne przeslanie: koniec dyskusji. Nie ustapil z progu.
– Sluchaj, przyznaje, ze popelnilem blad. Nie dostrzeglem analogii do sprawy Hoyta. Ty zauwazylas to pierwsza. Powinienem byl od poczatku cie sluchac.
– Bo nie miales z nim do czynienia.