Karenny Ghent, zostal wybrany celowo. Mimo ze Anthony Rizzoli, lokator grobu, nie byl jej krewnym, wspolne nazwisko bylo wymownym przeslaniem skierowanym do niej. Hegemon zna moje nazwisko.

Nie odpiela kabury, dopoki nie obeszla calego mieszkania. Nie bylo duze, wiec sprawdzenie kuchni i saloniku, przejscie krotkim korytarzem do sypialni, otwarcie szafy i zajrzenie pod lozko zajelo jej nie wiecej niz minute. Dopiero wtedy zdjela kabure i wlozyla pistolet do szuflady w nocnym stoliku. Rozebrala sie i poszla do lazienki.

Zamknela sie na klucz – kolejny automatyczny, calkowicie zbedny gest, ale teraz potrzebny, zeby zdobyc sie na odwage zaciagniecia zaslony prysznica. Chwile pozniej, kiedy wlosy miala jeszcze sliskie od odzywki, wydalo jej sie, ze nie jest sama. Odsunawszy gwaltownym ruchem zaslone, skonstatowala, ze lazienka jest pusta. Stala z bijacym sercem, woda sciekala po niej na podloge. Zakrecila kran.

Oparlszy sie o kafelki kabiny, oddychala gleboko, czekajac na uspokojenie serca. Poprzez jego lomot slyszala szum wentylatora, bulgotanie rur w budynku, wiele innych dzwiekow, ktorych do tej pory nie zauwazala, teraz jednak ich zwyczajnosc dzialala na nia kojaco. Zanim jej tetno wrocilo do normy, poczula chlod na mokrej skorze. Wyszla spod prysznica, osuszyla sie recznikiem, po czym wytarla mopem mokra podloge.

Maska twardego gliny, ktora zachowywala w pracy, opadla; pozostalo drzace cialo. Lustro ukazalo jej, jak dalece sie zmienila pod wplywem strachu. Stracila na wadze, jej szczupla sylwetka powoli zaczynala osiagac stadium wyniszczenia. Twarz, kiedys czerstwa i pelna, teraz byla chuda jak u zjawy, a osadzone w poglebionych oczodolach oczy wydawaly sie wieksze i ciemniejsze.

Uciekla sprzed lustra i poszla do sypialni.

Polozyla sie do lozka z mokra glowa i lezala z otwartymi oczami, swiadoma, ze powinna przespac sie choc pare godzin, lecz jasne swiatlo dnia, przedostajace sie przez szczeliny w roletach, i ruch uliczny nie pozwolily jej zasnac. Bylo poludnie.

Nie spala od trzydziestu godzin, a od dwunastu nic nie jadla, mimo to nie chcialo jej sie ani jesc, ani spac. Wydarzenia wczesnego ranka brzeczaly niczym roj pszczol w jej systemie nerwowym, obrazy wracaly uparcie, jakby ogladane na sklejonej w kolko tasmie filmowej.

Przeciete gardlo straznika, glowa odchylona pod nieprawdopodobnym katem; przysypane liscmi wlosy Karenny Ghent; Korsak oplatany siecia przewodow i rur… Te trzy obrazy pojawialy sie cyklicznie, jak gdyby w swietle stroboskopowym, ktorego nie mogla wylaczyc. Brzeczenie nie ustawalo. Moze mam poczatki choroby psychicznej?

Pare tygodni wczesniej doktor Zucker naklanial ja, zeby poszla do psychologa, na co zareagowala gniewna odmowa. Teraz byla ciekawa, czy odkryl w jej slowach lub zachowaniu cos, czego sobie nie uswiadamiala. Pierwsze pekniecia w skorupie normalnosci, rozszerzajace sie i poglebiajace od czasu, gdy Chirurg wstrzasnal jej zyciem.

Zbudzil ja dzwonek telefonu.

Wydawalo sie jej, ze dopiero przed chwila zamknela oczy, wiec pierwsza reakcja, kiedy siegala po sluchawke, byla wscieklosc, ze nie pozwala sie jej nawet na chwile odpoczynku.

Odezwala sie impertynencko: – Rizzoli. Co tam znowu?

– Przepraszam… detektyw Rizzoli, mowi Yoshima z biura lekarza sadowego. Doktor Isles spodziewala sie pani uczestnictwa w sekcji zwlok Karenny Ghent.

– Przyjade.

– Hmm, ona juz zaczela i…

– Ktora godzina?

– Dochodzi czwarta.

Dzwonilismy na pani pager, ale nie bylo odpowiedzi. Usiadla tak gwaltownie, ze az zakrecilo sie jej w glowie. Spojrzala na zegarek przy lozku. Szesnasta 52.

Nie uslyszala ani budzika, ani pagera.

– Przepraszam – powiedziala do sluchawki.

– Bede jak najszybciej.

– Prosze poczekac, doktor Isles chce z pania porozmawiac.

Uslyszala brzek instrumentow na metalowej tacy, a potem glos doktor Isles.

– Detektyw Rizzoli, czy pani przyjedzie?

– Za pol godziny.

– Wobec tego poczekamy na pania.

– Nie chcialabym was wstrzymywac.

– Doktor Tierney tez bedzie.

Oboje powinniscie to zobaczyc. Zastanawiajace.

Sposrod wszystkich anatomopatologow doktor Isles wybrala Tierneya, ktory niedawno przeszedl na emeryture.

– Jest cos szczegolnego?

– Rana na brzuchu ofiary – powiedziala doktor Isles.

– To nie jest zwykle okaleczenie. To jest ciecie chirurgiczne.

Kiedy Rizzoli dotarla do prosektorium, doktor Tierney byl juz przebrany. Podobnie jak doktor Isles nie uzywal respiratora. Jedynym zabezpieczeniem jego twarzy byla plastikowa oslona, przez ktora widac bylo ponura mine.

Wszyscy zgromadzeni w prosektorium rowniez mieli posepne miny. Wejscie Rizzoli skwitowali nagannym milczeniem.

Obecnosc agenta Deana przestala ja zaskakiwac; skinela mu lekko glowa, gdy na nia popatrzyl, a potem pomyslala, czy mial troche czasu, zeby sie przespac. Pierwszy raz zauwazyla w jego oczach zmeczenie.

Nawet Gabriel Dean zaczynal powoli odczuwac ciezar sledztwa.

– Bardzo sie spoznilam? – spytala.

Patrzyla na doktor Isles, nie majac jeszcze odwagi spojrzec na szczatki.

– Dokonalismy zewnetrznych ogledzin.

Laboranci kryminalistyki zebrali wlokna z ciala i wzieli probki wlosow i paznokci.

– Czy zostal pobrany wymaz z pochwy?

Isles skinela glowa.

– Znalezlismy zywe plemniki.

Nabrawszy powietrza w pluca, Rizzoli zdecydowala sie spojrzec na zwloki Karenny Ghent. Przenikliwy smrod przebijal sie przez mentolowy zapach olejku, ktorym pierwszy raz w zyciu posmarowala sobie nozdrza, nie ufajac dluzej wytrzymalosci wlasnego zoladka.

W ciagu paru ostatnich tygodni zawiodla sie na sobie, w rezultacie przestala wierzyc w sily, ktore pozwolily jej przetrwac poprzednie sledztwa.

Wchodzac do prosektorium, obawiala sie nie tyle odrazajacej procedury sekcji, ile wlasnej reakcji. Nie byla w stanie przewidziec, jak sie zachowa, bala sie, ze nie zdola nad soba zapanowac. Poniewaz nie chciala wracac do pracy o pustym zoladku, przed wyjsciem z domu zjadla troche krakersow.

Doznala ulgi, uswiadamiajac sobie, ze mimo odoru, mimo makabrycznego stanu zwlok nie poczula mdlosci. Udalo jej sie zapanowac nad reakcja organizmu nawet na widok bagniscie zielonkawej barwy brzucha. Nie zrobiono jeszcze ciecia w ksztalcie litery Y. Jedyna rzecza, ktorej widoku unikala, byla pojedyncza, ziejaca rana.

Patrzyla na szyje, na okragle siniaki – wyraznie widoczne mimo posmiertnego odbarwienia z obu stron pod szczeka – slady palcow zabojcy.

– Uduszona rekoma – orzekla Isles.

– Tak samo jak Gail Veager.

Najintymniejsza forma zabojstwa. Tak to nazwal doktor Zucker. Skora dotyka skory. Rece zacisniete na szyi, dotyk ulatujacego zycia.

– Co wykazalo przeswietlenie?

Вы читаете Skalpel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату