Do przesyconej zapachem krwi piwnicy w budynku na farmie.

Do dlugich sekund lotu bez spadochronu, rozpaczliwego wioslowania konczynami w obronie przed nieublagana sila grawitacji. Ale kto ma marzenia, musi sie pogodzic z nieprzewidzianymi konsekwencjami.

– Nie. Nie zaluje – odparla po chwili.

– Dzialam przeciw temu, co mnie martwi albo co mnie zlosci.

Przyznaje, ze zlosc jest sila napedowa mojej pracy. Nie potrafie patrzec obojetnie na cialo ofiary, a tym samym staje sie jej adwokatem… przejmuje na siebie odpowiedzialnosc za jej smierc.

Kiedy przestane sie tym przejmowac, bede wiedziala, ze powinnam odejsc.

– Nie kazdy ma w sobie taka pasje.

Spojrzal na nia.

– Wydaje mi sie, ze jestes najbardziej emocjonalna osoba, jaka w zyciu spotkalem.

– To nie jest korzystna cecha.

– Nieprawda. Emocjonalnosc jest korzystna cecha.

– Jesli nawet jest sie stale na pograniczu eksplozji?

– A ty jestes?

– Czasem mam takie wrazenie.

– Patrzyla na deszcz splywajacy po przedniej szybie.

– Postaram sie byc bardziej podobna do ciebie.

Nie odpowiedzial.

Zastanawiala sie, czy nie poczul sie urazony.

Jej stwierdzenie sugerowalo, ze jest zimny i pozbawiony pasji. Ale tak wlasnie o nim myslala. Mezczyzna w szarym garniturze.

Od tygodni byl dla niej zagadka, wiec teraz, z czystej frustracji, chciala go sprowokowac do jakiejkolwiek reakcji emocjonalnej, nawet nieprzyjemnej – chocby po to, zeby sobie udowodnic, ze potrafi. Lecz z rownym skutkiem moglaby probowac sprowokowac skale. W takich wypadkach kobiety nieuchronnie wychodza na kretynki.

Kiedy w koncu dojechali do hotelu Watergate, zdecydowala sie pozegnac z nim krotko i rzeczowo.

– Dzieki za podwiezienie – powiedziala.

– A przede wszystkim za informacje.

Do zobaczenia w Bostonie.

– Jane?

– Slucham?

– Skonczmy z sekretami wobec siebie, zgoda? Odtad bede wobec ciebie absolutnie szczery.

– Jesli ci na tym zalezy.

– Nie wierzysz mi, prawda?

– Czy to wazne?

– Tak – powiedzial cicho.

– To dla mnie bardzo wazne.

Zamilkla, czujac nagle przyspieszone bicie serca.

Spojrzala mu w oczy.

Tak dlugo mieli przed soba tajemnice, ze zadne z nich nie potrafilo juz dostrzec prawdy w oczach drugiego.

Nastala chwila, w ktorej wszystko moglo zostac powiedziane, wszystko moglo sie zdarzyc. Zadne z nich nie mialo odwagi zrobic pierwszego kroku, ktory mogl sie okazac pierwszym bledem. Jakis cien przesunal sie wzdluz otwartych drzwi samochodu.

– Witamy w Watergate, prosze pani. Pomoc pani?

Zaskoczona podniosla glowe i zobaczyla usmiechnietego portiera.

Ujrzawszy otwarte drzwi, pomyslal, ze wysiada z samochodu.

– Jestem waszym gosciem, dziekuje – powiedziala i spojrzala na Deana, lecz nastroj chwili prysl.

Portier stal obok, czekajac, zeby wysiadla, wiec zrobila to.

Spojrzeli na siebie przez szybe samochodu, pomachali rekami i bylo po wszystkim. Odwrocila sie i ruszyla do wejscia, zatrzymujac sie tylko na tyle, zeby zobaczyc, jak jego samochod wyjezdza spod daszku i znika w deszczu.

W windzie oparla sie o sciane i zamknawszy oczy, milczaco wyrzucala sobie wszelkie glupie kwestie, ktore poruszyla w samochodzie, wszelkie zdradzone emocje. Nim jeszcze dotarla do swojego pokoju, zapragnela bardziej niz czegokolwiek, wrocic do Bostonu. Z pewnoscia byl jakis wieczorny lot lub pociag. Zawsze lubila podrozowac pociagami. W naglej checi ucieczki, zostawienia za soba Waszyngtonu i klopotliwej sytuacji, otworzyla walizke i zaczela sie pakowac.

Wziela z soba bardzo malo rzeczy, wiec wyjecie z szafy bluzki i spodni, rzucenie ich na kabure z pistoletem i dodanie do tego saszetki z grzebieniem i szczoteczka do zebow zajelo jej niewiele czasu. Zasunela zamek blyskawiczny walizki i zaczela ja ciagnac do drzwi, gdy nagle uslyszala pukanie.

W korytarzu stal Dean.

Jego szary garnitur byl przesiakniety deszczem, a wlosy mokre i lsniace.

– Mam wrazenie, ze nie skonczylismy rozmowy – oswiadczyl.

– Masz mi cos wiecej do powiedzenia?

– Owszem. Cos istotnego.

– Wszedl do pokoju i zamknal za soba drzwi.

Zmarszczyl sie, widzac spakowana walizke.

Chryste, pomyslala.

Ktores z nas musi byc odwazne.

Ktores musi wziac byka za rogi.

Zanim padlo nastepne slowo, przyciagnela go do siebie, jednoczesnie czujac, ze jego rece obejmuja ja w pasie. Nim ich usta zdazyly sie polaczyc, oboje przestali sie obawiac, ze ten uscisk byl jednostronny, i jesli zrobili blad, oboje byli rownie winni.

Nic o nim nie wiedziala – uswiadomila sobie tylko, ze go pragnie i ze nie dba o to, co bedzie pozniej. Twarz mial wilgotna od deszczu, a jego skora miala zapach mokrej welny, zapach, ktory zachlannie wdychala, bladzac ustami po jego ciele.

On robil to samo.

Nie miala cierpliwosci na dluga gre wstepna, chciala milosci szalonej i nierozwaznej. Czula, ze on sie powstrzymuje, chce zwolnic tempo, zapanowac nad sytuacja, ale wygrala ten pojedynek, wykorzystujac wdzieki swojego ciala. W tym pierwszym zblizeniu ona zostala zwyciezca, on zas poddal sie jej bez reszty. Popoludniowe swiatlo powoli zamienialo sie w mrok.

Oboje zasneli.

Kiedy sie zbudzila, zobaczyla w skapym swietle zmierzchu lezacego obok niej mezczyzne, ktory nawet teraz nie przestal byc dla niej zagadka.

Wykorzystala jego cialo tak samo, jak on wykorzystal jej, lecz choc pomyslala sobie, ze powinna miec czesciowe poczucie winy z racji przyjemnosci, ktorej sobie dostarczyli, w rzeczywistosci czula tylko satysfakcjonujace wyczerpanie.

Procz tego ciekawosc.

– Mialas spakowana walizke – zauwazyl.

– Chcialam wieczorem wyjechac.

– Dlaczego?

Вы читаете Skalpel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату