– Trudno mi o to pytac, ale… mial ubezpieczenie na zycie?
– Tak. Spore.
– Przynajmniej o to nie musisz sie martwic. Wiem, ze to zadne pocieszenie, ale wiele osob wcale o tych rzeczach nie mysli. Jasne, ze Ken chcial zadbac o was wszystkich, na wypadek gdyby cos mu sie stalo. Takie uczynki czesto sa wazniejszym dowodem milosci niz slowa. – Mowila szczerze, ale ostatnie zdanie zabrzmialo tak niewiarygodnie kulawo, ze postanowila wiecej na ten temat nie mowic.
Anne wyjela czerwony segregator i podala go Brooke.
– Mysle, ze tego szukasz. Wiecej jest w szufladzie, ale ten jest najnowszy.
Brooke spojrzala na dokumenty. Na przedniej stronie laminowana nalepka informowala, ze znajduja sie tam wyciagi z rachunku czekowego za biezacy rok. W srodku byly porzadnie oznaczone i chronologicznie uporzadkowane wyciagi, najnowsze na wierzchu.
– Uniewaznione czeki sa w innej szufladzie, Ken trzymal je podzielone wedlug lat.
Cholera! Reynolds trzymala swoje dokumenty finansowe w rozmaitych szufladach w sypialni, nawet w garazu. Czas rozliczen finansowych w jej domu byl najgorszym koszmarem ksiegowego.
– Anne, wiem, ze masz gosci. Moge sama to przejrzec.
– Jesli chcesz, mozesz je wziac ze soba.
– Jesli nie masz nic przeciw temu, to przejrze je sobie tutaj.
– Dobrze. Podac ci cos do picia albo jedzenia? Mamy pelno jedzenia, a dopiero co wstawilam swiezy dzbanek kawy.
– Kawa bylaby wspaniala, dzieki. Tylko odrobine smietany i cukru.
– Wciaz nie powiedzialas mi, czy cos znalazlas. – Anne nagle stala sie nerwowa.
– Chce byc absolutnie pewna, zanim cokolwiek powiem. Nie chce sie pomylic. – Brooke patrzyla w oczy biednej kobiety i czula sie potwornie winna. Oto kaze zonie bezwiednie asystowac w mozliwym zszarganiu pamieci jej meza… – Jak sie trzymaja dzieci? – zapytala, starajac sie otrzasnac z uczucia zdrady.
– Mysle, ze jak wszystkie dzieci. Maja szesnascie i siedemnascie lat, wiec rozumieja to lepiej niz pieciolatek. Ale jest im ciezko. Wszystkim nam. Nie placze juz tylko dlatego, ze rano skonczyly mi sie lzy. Wyslalam dzieci do szkoly, bo wydaje mi sie, ze to lepiej, niz mialyby tu siedziec i przyjmowac korowod ludzi wspominajacych ich tate.
– Chyba masz racje.
– Mozna tylko starac sie robic wszystko dobrze. Zawsze wiedzialam, ze jest taka mozliwosc. Boze, Ken byl agentem od dwudziestu czterech lat. Jedyna kontuzja, jaka przez te lata odniosl, bylo naciagniecie plecow, kiedy zmienial opone w sluzbowym wozie. – Usmiechnela sie leciutko na mysl o tym zdarzeniu. – Nawet mowil o emeryturze. Myslal o przeprowadzeniu sie, kiedy dzieci beda w college’u. Jego matka mieszka w Karolinie Poludniowej i powoli zaczyna byc w wieku, w ktorym potrzebuje rodziny w poblizu.
Anne wygladala, jakby miala sie znowu rozplakac. Gdyby tak sie stalo, Brooke nie byla pewna, czyby sie do niej nie przylaczyla.
– A ty masz dzieci? – zapytala nagle Anne.
– Chlopca i dziewczynke, trzy i szesc lat.
– Och, to jeszcze maluchy. – Na twarzy wdowy pojawil sie usmiech.
– Pewnie jest coraz trudniej, kiedy robia sie starsze.
– Moze inaczej, wszystko jest coraz bardziej skomplikowane. Od plucia, gryzienia, nauki jedzenia przy stole przechodzi sie do wojen o ciuchy, chlopakow, pieniadze. Kolo trzynastki nagle nie wytrzymuja obecnosci mamusi i tatusia. To byl trudny okres, ale w koncu wrocili. Wtedy zaczynasz sie zamartwiac z powodu alkoholu, samochodu, seksu i narkotykow.
– Nie moge sie doczekac. – Brooke usmiechnela sie z trudem.
– Jak dlugo jestes w Biurze?
– Trzynascie lat. Zglosilam sie po niesamowicie nudnym roku, kiedy pracowalam jako radca prawny.
– To niebezpieczna praca.
– Z pewnoscia moze tak byc. – Agentka patrzyla na Anne.
– Jestes mezatka?
– Technicznie tak, ale za pare miesiecy juz nie.
– To przykre.
– Naprawde, to najlepsze rozwiazanie.
– Dzieci sa z toba?
– Oczywiscie.
– To dobrze. Dzieci naleza do matek i wcale nie dbam o to, co mowi politycznie poprawny ludek.
– W mojej sytuacji mozna sie zastanowic… pracuje dlugo, w roznych nieprzewidywalnych porach. Wiem tylko, ze to moje dzieci.
– Mowilas, ze skonczylas prawo?
– Tak, w Georgetown.
– Prawnicy zarabiaja sporo pieniedzy, a ich praca nawet w przyblizeniu nie jest tak niebezpieczna jak praca agenta FBI.
– Tak, chyba tak. – Brooke w koncu zrozumiala, dokad ta rozmowa zmierza.
– Moze powinnas pomyslec o zmianie pracy. Wokol jest zbyt wielu swirow, zbyt wiele broni. Kiedy Ken zaczynal prace w Biurze, nie bylo dzieciakow, ledwo wyroslych z pieluch, a juz biegajacych z karabinami maszynowymi i strzelajacych do ludzi, jakby to byla jakas cholerna kreskowka.
Brooke nie potrafila na to odpowiedziec. Stala, przyciskala notatnik do piersi i myslala o dzieciach.
– Przyniose ci kawe. – Anne zamknela za soba drzwi.
Reynolds upadla na najblizsze krzeslo. Nagle miala wizje, jak jej cialo wkladaja do czarnego worka, a wrozka przynosi zle nowiny jej osieroconym dzieciom. „Mowilam waszej matce”. Cholera! Otrzasnela sie z tych mysli i otwarla notatnik.
Anne wrocila z kawa i wreszcie zostawiona sama sobie Brooke dokonala znaczacego postepu. To, co znalazla, bylo bardzo niepokojace.
Od co najmniej trzech lat Ken Newman skladal na swoj rachunek czekowy depozyty, zawsze w gotowce. Wplaty byly male, raz sto dolarow, raz piecdziesiat dolarow, i dokonywane w przypadkowych odstepach czasu. Wyjela rejestr, ktory dal jej Sobel, i przebiegla wzrokiem daty wizyt Newmana. Wiekszosc z nich odpowiadala datom skladania depozytow na rachunku czekowym. Czyli wygladalo to tak, pomyslala: zostawienie swiezej gotowki w sejfie, wziecie troche starej i zlozenie na rodzinnym rachunku. Zauwazyla takze, ze chodzil do innego oddzialu, zeby deponowac pieniadze. Nie mogl przeciez brac pieniedzy ze skrzynki jako Frank Andrews, a nastepnie deponowac je w tym samym oddziale jako Ken Newman.
Razem dodawalo sie to do sporych pieniedzy, choc nie jakiejs olbrzymiej fortuny. Rzecz polegala na tym, ze kwota na koncie nigdy nie byla bardzo duza, bo zawsze sume zmniejszaly czeki wypisywane na ten rachunek. Zauwazyla, ze jego czeki z FBI byly bezposrednio deponowane. Wiele czekow bylo wypisanych na firmy brokerskie. Te dokumenty byly w innej szufladzie i agentka szybko stwierdzila, ze Newman co prawda nie byl bogaczem, ale mial calkiem przyjemny portfel akcji i jak wynikalo z rachunkow, regularnie dodawal do niego nowe. Przy dlugiej hossie na gieldzie jego majatek znacznie wzrosl.
Poza depozytami gotowkowymi cala reszta byla calkiem normalna. Oszczedzal pieniadze i je inwestowal. Nie byl bogaty, ale dobrze mu sie powodzilo. Dywidendy z akcji byly takze deponowane na jego rachunku czekowym, co dodatkowo zaciemnialo obraz jego wplywow. Mowiac prosto, bez drobiazgowej analizy trudno byloby znalezc cos podejrzanego w finansach tego agenta. I bez wiedzy o pudelku gotowki w sejfie, bo suma pieniedzy na rachunku nie usprawiedliwiala jakiegos szczegolowego sprawdzania. To ta gotowka, ktora widziala w skrzynce w sejfie, byla zastanawiajaca. Po co trzymac tyle forsy w skrzyni, gdzie nie przynosi dochodu? Tak samo zastanawialo ja to, czego nie znalazla. Kiedy znowu przyszla Anne, postanowila zapytac ja bezposrednio.
– Nie widze platnosci hipoteki ani kart kredytowych.
– Nie mamy hipoteki, to znaczy, mielismy trzydziestoletnia, ale Ken dokonal dodatkowych wplat i w koncu wczesniej ja splacil.
– To dobrze. Kiedy to bylo?
– Mysle, ze jakies trzy albo cztery lata temu.
– A co z kartami kredytowymi?