Connie spojrzal z wiekszym zainteresowaniem.

– Bylem tam kiedys na wakacjach. Przejezdza sie przez most i kieruje na polnoc, do Duck, albo na poludnie, do Kill Devil. Obie miejscowosci sa mniej wiecej w tej samej odleglosci.

– Wiec jak myslisz? Polnoc czy poludnie?

– Jesli jechali do Karoliny Polnocnej, to pewnie byl to pomysl Lockhart.

Brooke patrzyla na niego ze zdziwieniem.

– Bo Adams wzial mape – wyjasnil Connie. – Gdyby znal droge, nie zrobilby tego.

– Dobrze, Sherlocku, co jeszcze?

– Lockhart ma sporo pieniedzy. Wystarczy spojrzec na jej dom w McLean. Gdybym byl nia, mialbym na wszelki wypadek dom na falszywe nazwisko.

– Wciaz jestesmy na poczatku: polnoc czy poludnie?

Przez chwile siedzieli zamysleni. Nagle Brooke palnela sie czolo.

– Ale z nas glupki. Connie, jesli do Tarheel trzeba zadzwonic, zeby zamowic lot, to tam znajdziemy odpowiedz.

– Cholera, jak slepi. – Oczy Conniego rozszerzyly sie ze zdziwienia. Wzial sluchawke, wystukal numer do Tarheel i poprosil o sprawdzenie, podajac date, przyblizony czas i nazwisko Suzanne Blake. Odlozyl sluchawke i spojrzal na Reynolds.

– Nasza pani Blake dokonala dwa dni temu rezerwacji dla dwoch osob, na lot z Norfolk okolo drugiej po poludniu. Tarheel zostalo wykiwane, bo panstwo sie nie pojawili. Zwykle biora numer karty kredytowej, ale ona latala wielokrotnie, wiec uwierzyli jej na slowo.

– Dokad mieli leciec?

– Pine Island.

– Boze, Connie – Reynolds nie mogla powstrzymac sie od usmiechu – moze wreszcie uda sie nam to popchnac.

– Szkoda tylko – powiedzial Connie, zapuszczajac silnik – ze nie moge wziac samolotu Biura. Musimy wziac tego starego crown vica. Mysle, ze to bedzie jakies szesc godzin, nie liczac postojow. – Spojrzal na zegarek. – Z postojami bedziemy tam okolo pierwszej w nocy.

– Nie powinnam opuszczac okolicy.

– Regula Biura Numer Jeden: Mozesz jechac wszedzie, jesli twoj aniol stroz jest z toba.

– A co myslisz o wezwaniu posilkow? – Reynolds wygladala na zaklopotana.

– Tak. – Connie spojrzal na nia ironicznie. – Powinnismy zadzwonic do Masseya i Fishera i pozwolic im przejac wszelkie zaslugi.

– Daj mi minute, zadzwonie do domu i jedziemy.

ROZDZIAL 43

Po wielu niespokojnych godzinach Lee w koncu dodzwonil sie do Renee. Jej matka bez dyskusji odmowila podania numeru telefonu do college’u, Lee wiec klamal, blagal i straszyl wielu ludzi, wlacznie z dziekanatem, az w koncu dostal ten numer. Od dawna nie dzwonil do corki, a kiedy w koncu to zrobil, to bylo z takiego wlasnie powodu. Oj, bedzie teraz lubila swojego staruszka, nie ma co.

Kolezanka Renee z pokoju w akademiku przysiegla na wszystkie swietosci, ze Renee wyszla na zajecia z dwoma czlonkami zespolu futbolowego, jeden z nich byl jej chlopakiem. Lee powiedzial dziewczynie, kim jest, i zostawil swoj numer telefonu, zeby Renee zadzwonila, kiedy wroci. Odlozyl sluchawke i znalazl telefon urzedu szeryfa hrabstwa Albermarle. Rozmawial z kobieta – zastepca szeryfa – i powiedzial jej, ze ktos grozi Renee Adams, studentce UVA. Czy mogliby kogos wyslac, zeby to sprawdzil? Kobieta zadala kilka pytan, na ktore Lee nie mogl odpowiedziec, zaczynajac od tego, kto dzwoni. Juz chcial powiedziec, zeby po prostu sprawdzila na najnowszej liscie osob najbardziej poszukiwanych przez policje. Poniewaz byl chory ze strachu, ze wszystkich sil staral sie zapewnic ja, ze to, o czym mowi, jest powazne. W koncu rozlaczyl sie i patrzyl znowu na wiadomosc: „Renee za Faith”, powoli przeczytal na glos.

– Co?

Odwrocil sie i zobaczyl Faith. Stala na schodach i patrzyla na niego szeroko otwartymi oczami.

– Lee, co to jest?

Lee w tej chwili nie mial zadnych pomyslow. Po prostu podniosl sluchawke, a jego twarz wyrazala przerazenie. Faith spojrzala na wiadomosc, potem na niego.

– Musimy zadzwonic na policje.

– Wlasnie rozmawialem z jej kolezanka z pokoju, wszystko w porzadku. Zadzwonilem tez na policje. Ktos puszcza na nas dymy, chce nas wystraszyc.

– Tego nie wiesz na pewno.

– Masz racje, nie wiem – odparl potulnie.

– Zadzwonisz pod ten numer?

– Pewnie tego wlasnie chca.

– Myslisz, ze moga nas znalezc w ten sposob? Czy mozna zlokalizowac telefon komorkowy?

– To mozliwe, jesli ma sie wlasciwy sprzet. Operatorzy musza byc w stanie zlokalizowac rozmowe kogos, kto dzwoni na telefon alarmowy. Wykorzystuje sie w tym celu roznice czasu przybycia sygnalu: mierzy sie droge sygnalu pomiedzy wiezami i otrzymuje wiele mozliwych lokalizacji… Cholera, moze glowa mojej corki juz jest na gilotynie, a ja mowie jak jakies chodzace czasopismo naukowe.

– Ale nie uda sie okreslic dokladnej lokalizacji.

– Nie, przynajmniej tak mysle. To nie jest takie precyzyjne jak umiejscawianie za pomoca satelitow, na pewno. Ale kto to moze wiedziec? Jakis dupek wymysla w kazdej chwili nowe gowno, ktore odrywa kolejny kawalek prywatnosci. Wiem to, moja byla zona wyszla za jednego z nich.

– Powinienes zadzwonic, Lee.

– I co mam, do diabla, powiedziec? Chca wymienic ja za ciebie.

– Zadzwon. – Polozyla reke na ramieniu Lee, poglaskala go po szyi i przytulila sie do niego. – Potem zobaczymy, co mozemy zrobic. Nic nie moze sie stac twojej corce.

– Tego nie mozesz zagwarantowac. – Spojrzal na nia.

– Moge zagwarantowac, ze zrobie wszystko, co w mojej mocy, zeby jej sie nic nie stalo.

– Wlacznie z pojsciem w ich lapy?

– Jesli bedzie trzeba, to tak. Nie mam zamiaru pozwolic na to, zeby niewinna osoba zostala skrzywdzona z mojego powodu.

– Powinienem byc doskonaly w dzialaniu pod presja – Lee padl na kanape – a nie potrafie nawet logicznie myslec.

– Zadzwon – powiedziala z przekonaniem Faith.

Lee odetchnal gleboko i wystukal numer. Faith siedziala za nim i sluchala. Ktos odebral po pierwszym sygnale.

– Pan Adams? – Lee nie rozpoznal glosu. Byla w nim jakas mechaniczna nuta, sugerujaca, ze zostal w jakis sposob zmieniony. Jego brzmienie bylo tak odczlowieczone, ze Lee z grozy scierpla skora.

– Tak, Lee Adams.

– To milo z pana strony, ze zostawil pan w mieszkaniu numer telefonu komorkowego. Dzieki temu kontakt z panem jest duzo wygodniejszy.

– Przed chwila sprawdzilem, co u mojej corki. Zaraz pojawia sie tam tez gliny, wiec wasz plan porwania jej…

– Panie Adams, nie chce jej wcale porywac.

– To nie wiem, po co z wami rozmawiam.

– Nie trzeba porwac kogos, zeby go zabic. Panska corka moze zostac zlikwidowana dzisiaj, jutro, za miesiac, za rok. Kiedy bedzie szla na zajecia, na trening lacrosse, kiedy bedzie jechala na wakacje, nawet podczas snu. Ma lozko tuz przy oknie, na parterze. Czesto zostaje do pozna w bibliotece. Naprawde, to nie moze byc latwiejsze.

Вы читаете Na ratunek
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×