tozsamosci, od ruchow partyzanckich w krajach Trzeciego Swiata po spekulowanie na rynkach metali szlachetnych w swiecie uprzemyslowionym. Jesli ktos potrafil modelowac w ten sposob wydarzenia na swiecie, to tym bardziej potrafil czerpac ogromne zyski z operacji przeprowadzanych na rynkach finansowych. Po co ryzykowac na gieldzie, skoro mozna manipulowac samymi mechanizmami, ktore nia rzadza, i dzieki temu wiedziec zawczasu, w ktora strone wiatr powieje? Przewidywalnosc i logika; kontrolowane ryzyko. Uwielbial takie sytuacje.

Nie stronil tez od filantropii. Przeznaczal wielkie sumy na szczytne cele we wszystkich zakatkach swiata. Ale i w tym wypadku zadal pelnej kontroli nad owymi funduszami, wychodzac z zalozenia, ze on najlepiej potrafi je zagospodarowac. W gre wchodzily tak ogromne pieniadze, ze ani razu mu nie odmowiono. Nigdy nie pojawil sie na zadnej liscie najbogatszych ani nie piastowal zadnego politycznego urzedu. Nigdy nie przeprowadzilo z nim wywiadu zadne czasopismo finansowe. Z niebywala latwoscia przerzucal sie z jednej pasji na inna. Nie wyobrazal sobie idealniejszej egzystencji, chociaz przyznac musial, ze nawet te globalne szarady stawaly sie ostatnio coraz bardziej nuzace. W jego rozlicznych przedsiewzieciach gore zaczynala brac rutyna i rozgladal sie juz za jakims nowym wyzwaniem, ktore zaspokoiloby jego rosnacy wciaz apetyt na przygode, na skrajne ryzyko. Pragnal znowu sprawdzac swoje predyspozycje do kierowania, dominacji i wreszcie przetrwania.

Wszedl do mniejszego pomieszczenia zastawionego od podlogi po sufit sprzetem komputerowym. Znajdowalo sie tu jego centrum operacyjne. Plaskie ekrany informowaly go na biezaco o stanie interesow, jakie prowadzil na calym swiecie. Tutaj sciagane bylo, katalogowane, a w koncu analizowane przez niego wszystko, od notowan gieldowych poprzez sytuacje na rynkach transakcji terminowych po serwisy informacyjne z ostatniej chwili.

Chlonal te dane, absorbowal je jak trzylatek uczacy sie obcego jezyka. Wystarczylo, ze raz cos uslyszal albo zobaczyl, a juz nigdy tego nie zapominal. Sunal wzrokiem po ekranach. Wieloletnia praktyka pozwalala mu na pierwszy rzut oka odroznic rzecz wazna od trywialnej, interesujaca od oczywistej. Blekitne podswietlenie danej jego inwestycji na ekranie znaczylo, ze jest dobrze; te zaznaczone ostrzegawcza czerwienia szly gorzej. Odetchnal z satysfakcja, widzac morze blekitu.

Przeszedl do nastepnego, wiekszego pomieszczenia, gdzie przechowywal kolekcje pamiatek z dawnych przedsiewziec. Wyciagnal album i otworzyl go. Album zawieral fotografie i podstawowe informacje o jego dwunastu cennych perelkach – o tuzinie osob, ktorym podarowal wielkie bogactwo i nowe zycie; i ktorzy, w zamian, umozliwili mu odtworzenie rodzinnej fortuny. Przerzucal machinalnie stronice, usmiechajac sie od czasu do czasu do jakiegos przyjemnego wspomnienia.

Wybieral tych zwyciezcow pieczolowicie, wyluskujac ich sposrod osob pobierajacych zasilki z opieki spolecznej i bankrutow; poswiecil setki godzin na przeczesywanie ubogich, zacofanych zakatkow kraju, zarowno tych rolniczych, jak miejskich, w poszukiwaniu desperatow, ktorzy dla poprawy swego losu gotowi sa na wszystko – normalnych praworzadnych obywateli, ktorzy bez zmruzenia oka zgodza sie uczestniczyc w przestepstwie finansowym na niespotykana skale. To cud, jak latwo zmusic odpowiednim bodzcem ludzki umysl do racjonalnego myslenia.

Loterie zadziwiajaco latwo bylo ustawic. Nieraz to w przeszlosci robiono. Ludzie wierza swiecie, ze instytucje tego rodzaju sa absolutnie niepodatne na wszelkiego rodzaju machinacje i nieprawidlowosci. Zapominaja, ze w ubieglym stuleciu zakazano prawnie organizowania rzadowych loterii wlasnie z powodu korupcji, jaka je przezerala. Historia lubi sie powtarzac, tyle ze za kazdym razem w bardziej wyrafinowanej i zogniskowanej postaci. Wieloletnie doswiadczenie nauczylo Jacksona, ze tam, gdzie w gre wchodzi czynnik ludzki, nic, absolutnie nic nie jest wolne od korupcji, bo nie ma czlowieka, ktory bylby odporny na powab dolara czy inne materialne pokusy, zwlaszcza kiedy ma na co dzien do czynienia z ogromnymi sumami. Zaczyna wtedy dochodzic do przekonania, ze ich czesc slusznie mu sie nalezy.

Do realizacji jego planow nie trzeba bylo wcale armii ludzi. Jednak Jackson lubil nazywac stworzony przez siebie zespol „globalna siatka”.

Mial spora grupe wspolpracownikow na calym swiecie. Jednak zaden z nich nie wiedzial, kim jest jego pracodawca, gdzie mieszka ani jak doszedl do fortuny. Zaden nie byl wtajemniczany w jego wielkie plany, w prowadzone przezen na skale swiatowa machinacje. Kazdy zajmowal sie swoim malym wycinkiem i byl za to sowicie oplacany. Kiedy Jacksonowi potrzebna byla jakas trudno dostepna informacja, kontaktowal sie z odpowiednim czlowiekiem i w ciagu godziny ja mial. Byl to system idealny – szybki, precyzyjny i skuteczny.

Nikomu do konca nie ufal. Czyz moglo byc inaczej, skoro sam byl w stanie podszyc sie pod piecdziesiat roznych osobowosci? Dysponujac najnowoczesniejszym komputerem i sprzetem komunikacyjnym, potrafil przebywac w kilku miejscach jednoczesnie. W kazdym jako ktos inny. Usmiechnal sie szerzej. Czyz swiat nie byl jego prywatna scena?

Przewrocil kolejna stronice albumu i przestal sie usmiechac. Na jego twarzy odmalowal sie wyraz skupienia zmieszanego z emocja, jakiej Jackson prawie nigdy nie doswiadczal: z niepewnoscia. I narastalo w nim cos jeszcze. Nigdy nie nazywal tego czegos strachem; ten akurat demon nigdy go nie nawiedzal. Bylo to raczej przeczucie czegos, czego uniknac sie nie da, jakby wizja dwoch pociagow, ktore zblizaja sie do siebie kursem na zderzenie i chocby maszynisci obu wychodzili z siebie, wkrotce dojdzie do spektakularnej, tragicznej w skutkach kolizji.

Jackson patrzyl na zdjecie urodziwej Lu Ann Tyler. Z dwunastu zwyciezcow loterii ona najbardziej zapadla mu w pamiec. Bylo w tej kobiecie cos groznego – groznego i nieuchwytnego, co przyciagalo Jacksona jak najpotezniejszy magnes swiata. Spedzil w Rikersville kilka tygodni. Wybral to miasteczko z jednego prostego powodu: dla wszechobecnej tam biedy i beznadziei. Byla to jedna z wielu amerykanskich miejscowosci, ktore w oficjalnych sprawozdaniach wyrozniaja sie „najnizszym poziomem dochodow na glowe mieszkanca”, „stanem zdrowia i poziomem wyksztalcenia mieszkancow ponizej sredniej” oraz „ujemnym wskaznikiem rozwoju gospodarczego”. Te suche statystyczne okreslenia mowia niewiele albo zgola nic o ludziach z krwi i kosci, ktorzy sie pod nimi kryja; nie rzucaja zadnego swiatla na szara egzystencje wielkiej grupy spolecznej staczajacej sie nieuchronnie na dno. O dziwo, Jackson, kapitalista z dziada pradziada, nie mial nic przeciwko temu, zeby przy okazji realizacji swoich planow zrobic dla tych ludzi cos dobrego. Nie wybieral nigdy zwyciezcow sposrod ludzi zamoznych, chociaz z przekonaniem wiekszosci z nich do swojej oferty mialby bez watpienia mniej klopotow niz z biedakami, ktorych sobie upodobal.

LuAnn Tyler wypatrzyl w autobusie, ktorym jechala do pracy. Siedzial naprzeciwko niej, ucharakteryzowany rzecz jasna, wtopiony w tlo – wyleniala broda zarastajaca dolna polowe twarzy, porwane dzinsy, brudna koszula, czapeczka z napisem „Georgia Bulldogs” na glowie, okulary z grubymi szklami na nosie. Z miejsca uderzyla go jej prezencja. Zupelnie nie pasowala do otoczenia, do tych zaniedbanych, zrezygnowanych ludzi, z ktorych najmlodszy zdawal sie stac juz nad grobem. Przygladal sie, jak bawi sie z coreczka, sluchal, jak pozdrawia znajomych i obserwowal, jak jej slowa od razu podnosza kazdego zagadnietego na duchu. Przesledzil skrupulatnie zyciorys LuAnn, od dorastania w nedzy po zamieszkanie z Duane’em Harveyem w przyczepie kempingowej. Odwiedzil kilka razy te przyczepe pod nieobecnosc LuAnn i jej przyjaciela. Zauwazyl, ze LuAnn stara sie utrzymac tam wzgledny lad i porzadek. Wszystko, co nalezalo do Lisy, trzymala osobno, w nieskazitelnej czystosci. Nie uszlo to uwagi Jacksona. Coreczka byla calym jej zyciem.

Ucharakteryzowany na kierowce ciezarowki spedzil wiele wieczorow w przydroznym zajezdzie, w ktorym pracowala LuAnn. Obserwowal ja bacznie, widzial, jak jej sytuacja zyciowa staje sie z dnia na dzien coraz bardziej rozpaczliwa, dostrzegal przygnebienie, z jakim popatruje na swoja coreczke, marzac o odmianie losu na lepsze. W koncu wybral ja do grona garstki szczesliwcow. Bylo to dziesiec lat temu.

Od lat nie widzial jej ani nie zamienil z nia slowa; ale rzadko zdarzal sie taki tydzien, w ktorym by o niej nie pomyslal. Z poczatku obserwowal bacznie jej ruchy, ale kiedy mijaly lata, a ona zgodnie z jego instrukcjami przenosila sie z kraju do kraju, obnizyl znacznie czujnosc. Teraz calkowicie znikla z ekranu jego radaru. Z tego, co wiedzial, bawila ostatnio w Nowej Zelandii. Za rok znajdzie ja moze w Monako, moze gdzies w Skandynawii, moze w Chinach. Bedzie sie tak przenosila z miejsca na miejsce, dopoki nie umrze. Do Stanow Zjednoczonych nigdy juz nie wroci, tego byl pewien.

Jackson urodzil sie w dostatku, ktory mu potem odebrano. Musial zaczynac praktycznie od zera. LuAnn w dniu przyjscia na swiat nie miala nic, harowala w pocie czola za marne centy, nie majac przed soba zadnych perspektyw, a teraz prosze. Podarowal LuAnn Tyler swiat. Dzieki niemu stala sie kims, kim zawsze chciala byc: osoba inna niz LuAnn Tyler. Jackson usmiechnal sie. Czy on, ktory tak uwielbial

Вы читаете Wygrana
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату