blond. Wypracowana fryzura podkreslala poprawione rysy twarzy, przy czym zabiegowi niewielkiej korekty ksztaltu nosa poddala sie bardziej dla zmiany wygladu niz ze wzgledow estetycznych. Dzieki wieloletniej kosztownej opiece stomatologicznej zeby miala teraz idealne. Pewna niedoskonalosc jednak pozostala.
Nie poszla za rada Jacksona i nie poddala sie operacji usuniecia sladu rany od noza na policzku. Kazala ja zszyc, lecz blizne zostawila. Szrama byla zreszta prawie niewidoczna, ale przy kazdym spojrzeniu w lustro przypominala jej, skad pochodzi i jak sie tu znalazla. Byla jej najbardziej namacalnym i nie najprzyjemniejszym lacznikiem z dawnym zyciem. Dlatego wlasnie ja sobie zostawila. Chciala, zeby cos jej przypominalo o nieciekawej przeszlosci, o bolu.
Ci, wsrod ktorych dorastala, pewnie by ja poznali. Chociaz nie spodziewala sie tu spotkac nikogo takiego, to pokazujac sie publicznie, co nieczesto jej sie zdarzalo, zakladala zawsze kapelusz i ciemne okulary. Zawierajac uklad z Jacksonem, sama skazala sie na wieczne ukrywanie przed swiatem.
Wrocila do BMW i usiadla bokiem na fotelu kierowcy. Spojrzala raz i drugi w kierunku glownej szosy, upewniajac sie, czy przesladowca nie podjal poscigu. Jednak cisze macily jedynie szum pracujacego silnika i jej wlasny, nierowny oddech. W koncu otrzasnela sie, wciagnela nogi do wozu, zatrzasnela za soba drzwiczki i zablokowala je.
Ruszyla i wtedy przypomnial sie jej mezczyzna z pickupa. Wyraznie staral sie jej pomoc. Jakis dobry samarytanin, ktory akurat tamtedy przejezdzal? A moze nie, moze to nie byl przypadek? Ta dlugoletnia obsesja stala sie juz jej druga natura, swoistym filtrem przetwarzajacym wstepnie kazda poczyniona obserwacje i analizujacym motywacje kazdej osoby, ktora niespodziewanie zechciala wtargnac w jej swiat. A podloze tych nienormalnych zachowan bylo jedno: strach przed zdemaskowaniem. Wziela gleboki oddech i po raz setny zadala sobie w duchu pytanie, czy wracajac do Stanow Zjednoczonych, nie popelnila aby grubego bledu.
Riggs skrecil swoim poobijanym pickupem w prywatna droge. Jadac z powrotem szosa, rozgladal sie za honda, ale ta zniknela. Postanowil odwiedzic rezydencje swojego klienta. Tam najszybciej znajdzie telefon, a przy okazji uzyska moze jakies wyjasnienie co do wydarzen tego poranka. Nie byla to wlasciwie jego sprawa, ale swoja interwencja pomogl kobiecie i uwazal, ze cos mu sie za to nalezy. Tak czy inaczej, nie potrafil przejsc nad incydentem do porzadku dziennego. Na drodze dojazdowej nikt go, o dziwo, nie zatrzymal. Nie bylo tu widocznie prywatnej ochrony. Rozmowy z przedstawicielem wlasciciela prowadzil w miasteczku. To byla jego pierwsza wizyta w posiadlosci, ktora dawno temu ochrzczono nazwa Wicken’s Hunt. Dom zaliczal sie do najpiekniejszych w okolicy. Wzniesiony zostal na poczatku lat dwudziestych przez mistrzow sztuki budowlanej, jakich prozno teraz szukac, z przeznaczeniem na letnia rezydencje dla magnata z Wall Street, ktory wkrotce potem, po krachu na gieldzie w dwudziestym dziewiatym, skoczyl z drapacza chmur. Dom mial nastepnie kilku wlascicieli, a ostatnio przez szesc lat czekal na nabywce. Wymagal gruntownego remontu. Riggs rozmawial z paroma podwykonawcami zatrudnionymi do tych prac. Byli zachwyceni kunsztem dawnych budowniczych oraz malowniczym otoczeniem.
Ciezarowki z rzeczami nowego wlasciciela musialy tu podjezdzac nocami, bo Riggs nie znal nikogo, kto by je widzial. Nikt nie widzial rowniez wlasciciela. Riggs zajrzal do ksiegi wieczystej w magistracie. Dom kupila firma, o ktorej nigdy nie slyszal. Niezawodnymi zazwyczaj kanalami poczty pantoflowej nie sposob sie bylo dowiedziec niczego ponad to, ze szkola St. Anne’s-Belfield przyjela dziesiecioletnia dziewczynke nazwiskiem Lisa Savage, ktora jako swoje miejsce zamieszkania podala Wicken’s Hunt. Podobno od czasu do czasu przywozila ja i odbierala wysoka, mloda kobieta w okularach przeciwslonecznych i wielkim kapeluszu. Najczesciej jednak przyjezdzal po mala starszy mezczyzna o posturze futbolisty. Osobliwe towarzystwo. Riggs mial kilkoro znajomych, ktorzy pracowali w szkole, ale zadne z nich nie chcialo z nim rozmawiac na temat mlodej kobiety. Jesli nawet znali jej nazwisko, to wzbraniali sie je zdradzic.
Wyjechal zza zakretu i jego oczom ukazala sie rezydencja. Pickup, ktorego prowadzil, skojarzyl mu sie natychmiast z wysluzonym, malenkim holownikiem podplywajacym do burty transatlantyku. Dom mial dwa pietra i szerokie, dwuskrzydlowe drzwi wejsciowe.
Zaparkowal samochod na kolistym podjezdzie obiegajacym wspaniala kamienna fontanne, ktora jednak w ten chlodny poranek nie dzialala. Otoczenie kipialo zielenia i bylo tak samo pieczolowicie zaprojektowane jak sam dom. Zmierzajac do drzwi frontowych, zachodzil w glowe, czy wlasciciel takiego przybytku znizyl sie do umocowania przy nich dzwonka, czy tez otworzy mu lokaj w liberii. Okazalo sie, ze ani jedno, ani drugie. Kiedy stawial noge na ostatnim stopniu schodow frontowych, z nowiutkiego interkomu, wbudowanego w sciane przy framudze drzwi, padlo pytanie:
– Czym moge sluzyc? – Glos byl meski, silny, tubalny i zdaniem Riggsa niosl w sobie odstraszajaca nutke.
– Matthew Riggs. Moja firma ma otoczyc te posiadlosc ogrodzeniem.
– Tak.
Drzwi ani drgnely, a ton glosu dawal jasno do zrozumienia, ze jesli bylo to wszystko, co Riggs mial do powiedzenia, stan ten nie ulegnie zmianie. Riggs rozejrzal sie, tkniety nagle przeczuciem, ze jest obserwowany. W samej rzeczy. Z zaglebienia u szczytu jednej z kolumn, ktore mial za plecami, patrzylo na niego oko kamery wideo. Ona tez wygladala na nowa. Pomachal do obiektywu.
– Czym moge sluzyc? – powtorzyl glos.
– Chcialbym skorzystac z telefonu.
– Przykro mi, ale to niemozliwe.
– A to szkoda, bo przed chwila przyparlem moim pickupem do muru samochod scigajacy grafitowe BMW, ktore stad wyjechalo. Chcialem sie tylko upewnic, czy kobiecie, ktora prowadzila BMW, nic sie nie stalo. Kiedy ja ostatnio widzialem, wygladala na solidnie przestraszona.
Szczeknely rygle i drzwi sie otworzyly. W progu stal wysoki starszy mezczyzna wzrostu Riggsa, ale znacznie szerszy od niego w barach i w klatce piersiowej. Riggs zauwazyl jednak, ze mezczyzna lekko utyka, tak jakby nogi, a moze kolana, zaczynaly mu odmawiac posluszenstwa. Riggs tez byl krzepki i wysportowany, ale doszedl do wniosku, ze wolalby z tym gosciem nie zadzierac. Pomimo podeszlego wieku i wyraznej ulomnosci mezczyzna byl jeszcze wystarczajaco silny, by z latwoscia skrecic Riggsowi kark. Nie ulegalo watpliwosci, ze ten wlasnie facet odbiera ze szkoly Lise Savage. Futbolista bez dwoch zdan.
– Co mi pan tu, u diabla, opowiada?
Riggs wskazal za siebie, w kierunku szosy.
– Przeprowadzalem dzis rano wstepne ogledziny granicy posiadlosci, zanim sciagne tu ludzi i sprzet, i jakies dziesiec minut temu zobaczylem to BMW pedzace droga z niesamowita predkoscia. Kobieta za kierownica, blondynka, o ile sie nie myle, byla smiertelnie przerazona. Na ogonie siedziala jej czarna honda accord, prawdopodobnie rocznik dziewiecdziesiat dwa albo dziewiecdziesiat trzy. Prowadzil ja gosc, ktory wygladal mi na diablo zdeterminowanego.
– Co z ta kobieta? Stalo sie jej cos?
Mezczyzna postapil krok do przodu. Riggs cofnal sie o krok, wolal nie dopuszczac faceta zbyt blisko, dopoki sytuacja sie nie wyklaruje. Skad mogl wiedziec, czy gosc nie jest w zmowie z kierowca hondy. Wewnetrzny radar Riggsa przez caly czas przeczesywal otoczenie w poszukiwaniu sladow obecnosci tego ostatniego.
– Z tego, co wiem, nie. Wpasowalem sie miedzy nich i wyeliminowalem honde z gry. Oberwalo sie tez przy tym mojemu pickupowi. – Riggs potarl machinalnie kark, bo wspomnienie kolizji wywolalo tam kilka bolesnych skurczow. Wieczorem bedzie sie musial porzadnie wymoczyc w wannie.
– Zajmiemy sie pickupem. Gdzie ona jest?
– Nie przyjechalem tutaj naprawiac wozu, panie…
– Charlie, mow mi pan Charlie.
Mezczyzna wyciagnal reke. Sciskajac ja, Riggs stwierdzil, ze wcale nie przecenil sily tego mezczyzny. Zerknal na palce pobielale po mocarnym uscisku Charliego. Czy facet niepokoil sie po prostu o bezpieczenstwo tamtej kobiety, czy tez mial w zwyczaju maltretowac gosciom palce, Riggs nie wiedzial.