– Matt jestem. Jak juz powiedzialem, pojechala dalej, i o ile mi wiadomo, nic jej nie jest. Ale mimo wszystko chce to zglosic.
– Zglosic?
– Na policje. Facet z hondy popelnil co najmniej siedem wykroczen, w tym ze dwa kwalifikujace sie jako przestepstwa. Szkoda, ze nie udalo mi sie go zgarnac.
– Mowisz jak gliniarz.
Czy twarz Charliego pociemniala, czy tak sie tylko Riggsowi zdawalo?
– Bylem swego czasu kims w tym rodzaju. Zapisalem sobie numery rejestracyjne obu samochodow. – Przygladal sie uwaznie pokiereszowanej, pomarszczonej twarzy Charliego, probujac wyczytac cos z jego niewzruszonego spojrzenia. – Zakladam, ze to BMW jest stad i kobieta tez.
Po chwili wahania Charlie kiwnal glowa.
– Jest wlascicielka.
– A honda?
– Nic mi o niej nie wiadomo.
Riggs odwrocil sie i popatrzyl w strone szosy.
– Facet czekal pewnie gdzies przy drodze dojazdowej. Kazdy moze w nia wjechac. – Spojrzal znowu na Charliego.
– Wlasnie dlatego zamowilismy u ciebie to ogrodzenie i brame. – W oczach Charliego zatlila sie iskierka gniewu.
– Teraz juz rozumiem, po co wam ono, ale kontrakt podpisalismy dopiero wczoraj. Pracuje szybko, ale nie az tak.
Logika odpowiedzi Riggsa rozladowala troche atmosfere. Charlie spuscil wzrok.
– To co bedzie z tym telefonem, Charlie? – Riggs postapil krok do przodu. – Bo widzisz, probe uprowadzenia rozpoznam na pierwszy rzut oka. – Przesunal wzrokiem po fasadzie domu. – Nietrudno tez odgadnac, dlaczego ja podjeto, mam racje?
Charlie odetchnal gleboko, czul sie rozdarty. Z jednej strony umieral z niepokoju o LuAnn – o Catherine, poprawil sie w myslach. Uplynelo juz dziesiec lat, a on wciaz nie mogl przywyknac do jej nowego imienia. Z drugiej strony wzdragal sie przed wciaganiem w to policji.
– Jak rozumiem, jestes jej przyjacielem albo kims z rodziny…
– Jednym i drugim – odparl Charlie z nowa werwa, spogladajac na cos ponad ramieniem Riggsa. Twarz mu pojasniala.
Po sekundzie do uszu Riggsa doleciala przyczyna tej naglej zmiany nastroju. Obejrzal sie i zobaczyl BMW zatrzymujace sie przy jego pickupie.
LuAnn wysiadla z wozu, obrzucila obojetnym spojrzeniem polciezarowke, zatrzymujac na chwile wzrok na uszkodzonym zderzaku, potem weszla po schodkach, minela Riggsa i spojrzala pytajaco na Charliego.
– Ten pan mowi, ze mialas jakies klopoty – powiedzial Charlie, wskazujac na Riggsa.
– Matt Riggs. – Riggs wyciagnal reke.
Kobieta, noszac buty na obcasie, niewiele ustepowala mu wzrostem. Z bliska byla nawet piekniejsza niz wtedy, gdy ja ogladal przez lornetke. Jej dlugie, geste wlosy mialy zlocisty odcien i zdawaly sie przechwytywac kazdy promyk wschodzacego slonca. Rysy twarzy i cera byly tak nieskazitelne, ze az nie chcialo sie wierzyc, ze sa naturalne, ale kobieta byla za mloda, by podejrzewac tu ingerencje skalpela chirurga plastycznego. Riggs doszedl do wniosku, ze taka sie juz urodzila. I naraz zauwazyl z zaskoczeniem dluga blizne biegnaca wzdluz linii szczeki. Nie pasowala zupelnie do doskonalej reszty. Zaintrygowala go rowniez dlatego, ze na jego doswiadczone oko pozostala po ranie zadanej nozem o zabkowanym ostrzu. Wiekszosc kobiet, zwlaszcza bogatych, a ta zdecydowanie sie do takich zaliczala, zaplacilaby kazda sume, byle tylko pozbyc sie tego rodzaju oszpecenia.
Spojrzenie pary chlodnych, orzechowych oczu przywiodlo Riggsa do wniosku, ze ta kobieta jest inna, ze nalezy do tych rzadko spotykanych bytow: uderzajaco pieknych kobiet, ktore malo dbaja o swoj wyglad. Kontynuujac ogledziny, sunal wzrokiem po smuklej, zgrabnej sylwetce. Waskie biodra, szczupla talia i szerokie ramiona sugerowaly wyjatkowa sile fizyczna. Omal nie syknal z bolu, kiedy uscisnela mu dlon. Pod tym wzgledem mogla konkurowac z Charliem.
– Mam nadzieje, ze nic sie pani nie stalo – zagail. – Zapisalem numery rejstacyjne tamtej hondy. Chcialem zadzwonic na policje, ale telefon komorkowy wylecial mi z reki i rozbil sie, kiedy facet uderzyl mnie z tylu. Tak czy owak, samochod byl prawdopodobnie kradziony. Dobrze sie gosciowi przyjrzalem. To odludzie. Jesli szybko zadzialamy, mozemy go jeszcze dopasc.
LuAnn patrzyla na niego zmieszana.
– O czym pan mowi?
Riggs zamrugal powiekami i cofnal sie.
– O samochodzie, ktory pania scigal.
LuAnn obejrzala sie na Charliego. Riggs obserwowal uwaznie wymiane spojrzen, do jakiej miedzy nimi doszlo, ale nie zauwazyl, zeby dawali sobie jakies porozumiewawcze znaki. LuAnn wskazala na pickupa Riggsa.
– Widzialam, jak ta ciezarowka i jeszcze jeden samochod dziwnie sie na szosie zachowywaly, ale sie nie zatrzymalam. Wolalam sie do tego nie mieszac.
Riggsowi odebralo na chwile glos.
– Blokowalem te honde, bo kierowca wyraznie chcial pania zepchnac z drogi – wyrzucil z siebie w koncu. – Malo brakowalo, a zrobilby to rowniez ze mna.
– Bardzo mi przykro, ale naprawde nie wiem, o czym pan mowi. Nie sadzi pan, ze zauwazylabym, gdyby ktos probowal zepchnac mnie z drogi?
– Twierdzi wiec pani, ze zawsze jezdzi osiemdziesiatka po kretych gorskich drogach, ot tak, dla zabawy?! – zaperzyl sie Riggs.
– Moj sposob prowadzenia nie powinien pana interesowac – odparowala. – Za to mnie ma chyba prawo zainteresowac, co sprowadza pana na teren mojej posiadlosci.
– Ten pan stawia nam ogrodzenie – wtracil sie Charlie.
LuAnn nawet nie drgnela powieka.
– To radze panu skupic sie na tym zadaniu i nie zawracac nam glowy wyssanymi z palca historyjkami o poscigach.
Riggs poczerwienial. Chcial cos na to odpowiedziec, ale sie rozmyslil.
– Dobrego dnia pani zycze – mruknal tylko, odwrocil sie i pomaszerowal do swojego pickupa.
LuAnn, nie ogladajac sie za siebie, minela Charliego i weszla szybko do domu. Charlie odprowadzil Riggsa wzrokiem, a potem zatrzasnal drzwi.
Kiedy Riggs gramolil sie do szoferki pickupa, na podjezdzie pojawil sie kolejny samochod. Za kierownica siedziala starsza kobieta, a na tylnym siedzeniu pietrzyly sie wypchane papierowe torby. To z porannych zakupow wracala Sally Beecham, gospodyni LuAnn. Poslala Riggsowi przelotne spojrzenie. Ten, chociaz zly, skinal jej uprzejmie glowa. Odwzajemnila sie tym samym. Tak jak miala w zwyczaju, skrecila do garazu i otworzyla pilotem brame. Z garazu wchodzilo sie bezposrednio do kuchni, a Beecham byla kobieta zorganizowana i nie lubila marnowac na prozno energii.
Ruszajac, Riggs obejrzal sie jeszcze na wielki dom. Nie zauwazyl LuAnn Tyler, ktora z rekoma zalozonymi na piersi stala w jednym z mnostwa okien i patrzyla za nim w zadumie. Na jej twarzy malowal sie niepokoj zmieszany z poczuciem winy.