Nim Francuzi zdazyli po raz trzeci wystrzelic do amerykanskiego statku, zaloga porucznika Pratta blyskawicznie rozebrala falszywa nadbudowke i odpowiedziala ogniem ukrytego tam pieciocalowego dziala.
– I bardzo dobrze – skomentowal prezydent. – Teddy Roosevelt wykrzyknalby: „Brawo!'
– Bitwa trwala prawie do zmierzchu – ciagnal Seagram. – Prattowi udalo sie trafic w kociol Francuza i kuter stanal w plomieniach. Statkowi amerykanskiemu tez sie dostalo, zaczal brac wode. Jeden czlonek zalogi Pratta byl zabity, a czterech ciezko rannych. Po naradzie Brewster i Pratt postanowili skierowac sie do najblizszego zaprzyjaznionego portu, zostawic rannych na ladzie i stamtad wyslac rude do Stanow. O swicie mineli falochron szkockiego portu Aberdeen.
– Dlaczego po prostu nie przeladowali rudy na jakis amerykanski okret wojenny? Chyba tak byloby bezpieczniej, niz wysylac ja statkiem handlowym?
– Trudno powiedziec – odparl Seagram. – Najwyrazniej Brewster obawial sie, ze Francuzi mogliby kanalami dyplomatycznymi zazadac zwrotu rudy, a tym samym zmusic Amerykanow, by sie przyznali do kradziezy i zrezygnowali z bizanium. Dopoki mial je Brewster, dopoty nasz rzad mogl udawac, ze nie ma pojecia o calej aferze.
Prezydent pokrecil glowa.
– Ten Brewster to musial byc kawal faceta.
– Dziwne, ale mial niespelna metr szescdziesiat wzrostu – rzekl Donner.
– Mimo to wspanialy czlowiek. Trzeba byc wielkim patriota, zeby przejsc przez takie pieklo, nie kierujac sie osobistym interesem. Pragneloby sie, zeby Bog pozwolil mu bezpiecznie wrocic do kraju.
– To smutne, ale jego odyseja jeszcze sie nie skonczyla. – Seagramowi zaczely drzec dlonie. – Francuski konsulat w tym porcie wyszpiegowal gornikow z Kolorado. Pewnej nocy, zanim zdazyli przeladowac bizanium na ciezarowke, w ciemnosciach znienacka zaatakowali ich na nabrzezu francuscy agenci. Nie padl ani jeden strzal. W robocie byly wylacznie piesci, noze i palki. Dla twardych robotnikow z Cripple Creek, Leadville i Fairplay bijatyka to nie nowina. Odplacili pieknym za nadobne, wrzucajac szesciu ludzi do basenu portowego, a reszta napastnikow rozplynela sie w mroku. Byl to jednak zaledwie poczatek. Gornicy mieli wrazenie, ze sa atakowani na kazdym skrzyzowaniu drog, w kazdej miejscowosci, na kazdym rogu ulicy, zza kazdego drzewa i w kazdym wejsciu. Te pirackie napady trwaly bez przerwy, znaczac trase nieustannej ucieczki przez Wielka Brytanie krwia trupow i rannych. Bojki przybraly charakter wojny na wyczerpanie; ludzie z Kolorado mieli przeciwko sobie potezna organizacje, rzucajaca do walki pieciu nowych napastnikow na miejsce kazdych dwoch, ktorych wyeliminowali. Taktyka ta zaczela przynosic efekty. John Caldwell, Alvin Coulter i Thomas Price zgineli pod Glasgow. Charlesa Widneya zabili w Newcastle, Waltera Schmidta niedaleko Staffordu, a wamera O'Deminga w Birmingham. Gornikow bylo coraz mniej, a ich krew krzepla na brukach ulic daleko od kraju. Przezyli tylko Vernon Hall i Joshua Hays Brewster, ktorym udalo sie dowiezc bizanium do portu oceanicznego w Southampton. Prezydent gryzl wargi i zaciskal piesci.
– I wtedy Francuzi wygrali…?
– Nie, panie prezydencie. Francuzi nigdy nawet nie dotkneli bizanium – powiedzial Seagram i wzial do reki dziennik Brewstera, otwierajac go na koncu. – Przeczytam panu ostatni wpis. Nosi date dziesiatego kwietnia tysiac dziewiecset dwunastego roku.
Teraz czeka mnie tylko pochwalna mowa pogrzebowa, bo jestem prawie martwy. Dzieki Bogu, owa cenna ruda, ktora z taka desperacja wydzieralismy z wnetrza tej przekletej gory, lezy bezpiecznie pod pokladem statku. Zostanie tylko Vernon, by opowiedziec te historie, gdyz ja za godzine odplywam do Nowego Jorku wielkim parowcem linii „White Star'. Wiedzac, ze ruda jest zabezpieczona, zostawiam ten dziennik pod opieka Jamesa Rodgersa, zastepcy konsula Stanow Zjednoczonych w Southampton, ktory dopilnuje, by dotarl do odpowiednich wladz w wypadku, gdybym ja rowniez zginal. Niech Bog da wieczne odpoczywanie tym, ktorzy odeszli przede mna. Jakze chcialbym wrocic do Southby.
W gabinecie zapadla martwa cisza. Prezydent odwrocil sie od okna i na powrot usiadl w fotelu. Przez chwile nie mowil nic, a potem spytal:
– Czy to znaczy, ze bizanium znajduje sie w Stanach Zjednoczonych. Czy to mozliwe, ze Brewster…
– Obawiam sie, ze nie, panie prezydencie – polglosem odparl Seagram z pobladla twarza i czolem pokrytym kropelkami potu.
– Prosze jasniej! – powiedzial prezydent. Seagram wzial gleboki oddech.
– Poniewaz, panie prezydencie, jedynym parowcem linii „White Star', ktory wyplynal z Southampton dziesiatego kwietnia tysiac dziewiecset dwunastego roku, byl „Titanic'.
– „Titanic'! – powtorzyl zaskoczony prezydent. Nagle wszystko zrozumial. – Zgadza
– Los okrutnie sie obszedl z gornikami z Kolorado – wymamrotal Donner. – Przelewali krew i gineli tylko po to, by wyslac rude statkiem, ktory mial zatonac na srodku oceanu.
Ponownie zapadla cisza, jeszcze glebsza niz poprzednio.
Prezydent siedzial z twarza szara jak popiol.
– I co teraz zrobimy, panowie?
Chyba przez dziesiec sekund zaden z nich nie zareagowal, dopiero potem Seagram niepewnie wstal i spojrzal na prezydenta. Napiecie ostatnich dni oraz bol porazki wycisnely na nim swoje pietno. Nie mieli innego wyjscia ani zadnego wyboru – musieli wszystko doprowadzic do konca. Seagram chrzaknal.
– Podniesmy „Titanica' – wybakal.
Prezydent i Donner spojrzeli na niego, unoszac glowy.
– Na Boga, tak! – rzekl Seagram glosem, ktory nagle stal sie twardy i zdecydowany. – Trzeba wydobyc „Titanica'!
Czesc III. Czarna Otchlan
Wrzesien 1987 roku
23.
Grozna, nieprzenikniona czern wypelniala iluminator, uniemozliwiajac jakikolwiek kontakt wzrokowy z otoczeniem. Albert Giordino uwazal, ze wystarczy zaledwie piec minut, by calkowity brak swiatel doprowadzil ludzki umysl do rozkojarzenia. Mial wrazenie, ze z zamknietymi oczami spada z ogromnej wysokosci w bezksiezycowa noc do glebokiej czarnej przepasci.
Kiedy kropelka potu sciekla mu z brwi i wpadla do lewego oka, az go zapieklo, wowczas otrzasnal sie z tego wrazenia, wytarl sobie twarz rekawem i delikatnie polozyl dlon na tablicy sterowniczej, ktora znajdowala sie tuz przed nim. Dotykal roznych znajomych ksztaltow, az wreszcie jego palce dotarly do celu. Przesunal dzwigienke do gory.
Reflektory umieszczone na kadlubie batyskafu rzucily snop swiatla w wieczna noc. Choc poza granicami strumienia jasnosci woda nadal miala kolor granatowoczarny, to jednak malenkie organizmy, ktore tam sie unosily, odbijaly swiatlo i bylo je widac w promieniu kilku metrow od iluminatora. Odwracajac twarz, by nie zaparowac grubej szyby z pleksiglasu, Giordino westchnal gleboko, a potem znow oparl sie wygodnie o miekka tapicerke fotela sternika. Minela niemal cala minuta, nim pochylil sie nad tablica sterownicza i zaczal ozywiac wnetrze pograzonego w ciszy statku. Badawczym wzrokiem patrzyl na rzedy zegarow, az chwiejne wskazowki zatrzymaly sie w odpowiednich pozycjach, sprawdzil wskazniki obwodow elektrycznych upewniajac sie, ze ich zielonkawe blyski przekazuja mu informacje o wlasciwym funkcjonowaniu instalacji, i wlaczyl uklady elektryczne