w tysiac siedemset dwudziestym osmym roku. Wszedl na skaly przy Nowej Szkocji w tysiac siedemset czterdziestym trzecim. Ten model zbudowal moj ojciec czterdziesci lat temu, wzorujac sie na rycinie.
– Zadal pan sobie tyle trudu, zeby zobaczyc sie ze mna bez swiadkow? – spytala oszolomiona.
– To chyba jasne, prawda?
Patrzyla na niego. Zaczerwienila sie, kiedy spojrzal jej w oczy.
– Widzi pani – ciagnal – chcialem sobie z pania porozmawiac sam na sam, zeby nikt nam nie przerywal i nie przeszkadzal. Wokol Dany zawirowal pokoj.
– Pan… chce pan tylko porozmawiac?
Przez chwile patrzyl na nia zdziwiony, a potem sie rozesmial.
– To mi pochlebia, pani Seagram. Nigdy jednak nie zamierzalem pani uwiesc. Obawiam sie, ze moja opinia podrywacza jest nieco przesadzona.
– Ale na przyjeciu…
– Chyba teraz rozumiem – rzekl prezydent, wzial Dane za reke i podprowadzil do fotela. – Kiedy szepnalem pani, ze musze sie z nia zobaczyc sam na sam, to pani wziela mnie za starego rozpustnika. Prosze mi wybaczyc, ale mialem inne zamiary.
Westchnela.
– A ja sie zastanawialam, co mezczyzna, ktory moglby miec kazda kobiete na jedno kiwniecie palcem, widzial w nijakiej trzydziestojednoletniej mezatce, ktora jest podmorskim archeologiem.
– Jest pani wobec siebie niesprawiedliwa – powiedzial, nagle powazniejac. – Pani jest naprawde bardzo ladna.
Dana znowu sie zaczerwienila.
– Od lat nikt sie do mnie nie zalecal.
– Byc moze dlatego, ze uczciwi mezczyzni na ogol nie zalecaja sie do mezatek.
– Chcialabym w to wierzyc.
Prezydent przysunal sobie fotel i usiadl naprzeciwko niej. Siedziala sztywno z rekami w maldrzyk na zacisnietych kolanach. Pytanie, ktore padlo, calkowicie ja zaskoczylo.
– Prosze mi powiedziec, pani Seagram, czy jeszcze go pani kocha?
Spojrzala na prezydenta zdziwionym wzrokiem.
– Kogo?
– Meza, oczywiscie.
– Gene'a?
– Tak, Gene'a – odparl usmiechajac sie. – Chyba ze ma pani gdzies w ukryciu jakiegos innego malzonka.
– A dlaczego pan o to pyta?
– Gene jest bliski zalamania. Dana wygladala na zaskoczona.
– On duzo pracuje, ale nie sadze, zeby byl bliski zalamania nerwowego.
– Nie w znaczeniu klinicznym, skadze – powiedzial prezydent. – On jednak zyje w ogromnym napieciu. Gdyby poza duzym obciazeniem praca mial jeszcze jakies powazne klopoty malzenskie, to moglby sie zalamac. Nie moge do tego dopuscic, przynajmniej poki nie doprowadzi do konca pewnego scisle tajnego planu o ogromnym znaczeniu dla calego panstwa.
– To wlasnie ten przeklety tajny plan stanal miedzy nami – wybuchnela Dana ze zloscia.
– Tak, i pare innych rzeczy, jak na przyklad to, ze nie chce pani miec dziecka.
– A pan skad o tym wie?
– Mamy swoje sposoby. Zreszta niewazne, skad. Chodzi o to, zeby pani nie opuscila Gene'a przez najblizsze szesnascie miesiecy i otaczala go jak najwieksza miloscia.
Dana nerwowo zaciskala i otwierala dlonie.
– Czy to naprawde jest tak bardzo wazne? – spytala slabym glosem.
– Tak, to naprawde bardzo wazne – odparl prezydent. – Pomoze mi pani?
W milczeniu pokiwala glowa.
– Dobrze. – Poklepal ja po rekach. – Byc moze wspolnie uda nam sie utrzymac Gene'a w formie.
– Postaram sie, panie prezydencie. Sprobuje, skoro to az tak wazne. Niczego wiecej nie moge obiecac.
– Mam do pani pelne zaufanie. – Ale na dziecko sie nie zgadzam – powiedziala z uporem.
Obdarzyl ja tym swoim slynnym usmiechem, tak czesto uwiecznianym przez fotoreporterow.
– Moge wypowiedziec wojne, moge wyslac zolnierzy na smierc, ale nawet jako prezydent Stanow Zjednoczonych nie mam takiej wladzy, ktora pozwolilaby mi zmusic kobiete do tego, zeby zaszla w ciaze.
Dana po raz pierwszy sie rozesmiala. Rozmawiajac w cztery oczy z czlowiekiem dysponujacym tak ogromna wladza, miala dziwne uczucie. Wladza w istocie dzialala na nia jak afrodyzjak i Dana byla gorzko rozczarowana, ze prezydent nie poszedl z nia do lozka.
Teraz wstal i wzial ja za ramie.
– Musze juz isc. Za pare minut mam spotkanie z moimi doradcami ekonomicznymi. – Zaczal prowadzic Dane ku drzwiom, lecz nagle zatrzymal sie, przyciagnal ja do siebie i mocno pocalowal w usta. Potem puscil ja, zajrzal gleboko w oczy i rzekl: – Jest pani bardzo ponetna kobieta, pani Seagram. Prosze o tym nie zapominac.
Odprowadzil ja do windy.
20.
Dana czekala przed hala dworca lotniczego, kiedy Seagram wysiadal z samolotu.
– Co sie stalo? – spytal przygladajac jej sie badawczo. – Od wiekow nie przyjezdzalas po mnie na lotnisko.
– Nagly przyplyw uczucia – odparla z usmiechem.
Seagram odebral swoj bagaz i oboje poszli na parking. Dana mocno trzymala meza pod ramie. Spotkanie z prezydentem wydawalo jej sie teraz odleglym snem. Z trudem przypominala sobie, ze inny mezczyzna uznal ja za pociagajaca, a nawet pocalowal.
Usiadla za kierownica i wyjechala na autostrade. Godziny szczytu juz minely i jazda w wiejskim pejzazu Wirginii sprawiala Danie przyjemnosc.
– Znasz Dirka Pitta? – spytal Gene, przerywajac milczenie.
– Tak. Jest u admirala Sandeckera dyrektorem do zadan specjalnych. A o co chodzi?
– Chce sie dobrac do tylka temu sukinsynowi. Spojrzala na niego zdziwiona.
– A co ty masz z nim wspolnego?
– Zawalil mi pewna sprawe w naszym planie. Dana zacisnela dlonie na kierownicy.
– Nielatwo dobrac mu sie do tylka – rzekla.
– Niby dlaczego?
– Pitt to cala legenda w NUMA. Jego zaslugi dla agencji ustepuja tylko temu, czego dokonal podczas wojny.
– No to co?
– Jest ulubiencem admirala Sandeckera.
– Zapominasz, ze mam lepsze dojscie do prezydenta niz admiral Sandecker.
– Lepsze niz senator George Pitt z Kalifornii? – spytala obojetnie.
Gene spojrzal na zone.
– To jakas rodzina?
– Ojciec i syn.
Seagram zgarbil sie i przez nastepne kilka kilometrow milczal z markotna mina.
Dana polozyla prawa dlon na jego kolanie. Kiedy zatrzymala samochod na czerwonym swietle, pochylila sie i pocalowala meza.
– Czego ty ode mnie chcesz? – spytal.
– Chce cie przekupic.
– Ile mnie to bedzie kosztowalo? – mruknal.
– Mam swietny pomysl – oswiadczyla Dana. – Najpierw pojdziemy na ten nowy film z Marlonem Brando,