rzeczywistosci to moj informator przekazal te wiadomosc. I najprawdopodobniej powiedzieliscie im o swoim cudownym planie wyrwania bizanium z rak Amerykanow. Krotko mowiac, Prewlow, nie jestescie niczym wiecej, jak tylko pozbawionym talentu zlodziejem.
– Dosc tego! – powiedzial Prewlow lodowatym tonem, wyciagajac palec w strone Marganina. Nagle zesztywnial i calkowicie sie opanowal. Znow stal sie ostrozny i ukladny jak prawdziwy zawodowiec. – Oj, sparzycie sie kiedys na tej swojej niesubordynacji, Marganin – powiedzial. – Juz ja sie o to postaram, zebyscie tysiace razy tego pozalowali jeszcze przed koncem tego miesiaca.
Marganin nic nie odrzekl. Na jego ustach pojawil sie tylko lodowaty usmiech.
38.
– No i skonczyla sie tajemnica – powiedzial Seagram, rzucajac Sandeckerowi gazete na biurko. – To dzisiejsza gazeta poranna. Kupilem ja niecale pietnascie minut temu.
Sandecker odwrocil ja i spojrzal na pierwsza strone. Nie musial patrzec dalej – wszystko znajdowalo sie na pierwszej kolumnie.
– „NUMA wydobywa»Titanica«' – przeczytal na glos. – No coz, przynajmniej nie musimy juz chodzic na paluszkach. „Kosztowna proba wydobycia pechowego liniowca.' Trzeba przyznac, ze to sie niezle czyta. „Z dobrze poinformowanych zrodel dowiedzielismy sie dzisiaj, ze Narodowa Agencja Badan Morskich i Podwodnych prowadzi szeroko zakrojone prace nad proba wydobycia»Titanica«, ktory wpadl na gore lodowa i zatonal na srodkowym Atlantyku pietnastego kwietnia tysiac dziewiecset dwunastego roku, co pociagnelo za soba smierc ponad poltora tysiaca osob. To ogromne przedsiewziecie otwiera nowa ere w wydobywaniu statkow z duzych glebokosci i stanowi bezprecedensowa probe w historii poszukiwania skarbow.'
– Kosztowne polowanie na skarb – powiedzial Seagram pochmurniejac. – Prezydent bedzie tym zachwycony.
– Daja nawet moje zdjecie – rzekl Sandecker. – Nie jestem na nim zbyt do siebie podobny. Pewnie wzieli je z archiwum, bo chyba jest sprzed pieciu, szesciu lat.
– Wybrali sobie najgorszy moment – stwierdzil Seagram. – Gdyby tak za trzy tygodnie… Pitt powiedzial, ze za trzy tygodnie sprobuje go podniesc.
– Niech pan nie mowi hop. Pitt i jego ludzie pracuja nad tym od dziewieciu miesiecy. Dziewiec ciezkich miesiecy zmagan z zimowymi sztormami, ktorych Atlantyk im nie szczedzil, borykania sie z niepowodzeniami i pokonywania trudnosci technicznych, jakie sie pojawialy. To zakrawa na cud, ze az tyle dokonali w tak krotkim czasie. A jeszcze mnostwo rzeczy moze nie wyjsc. Niewykluczone, ze w kadlubie sa niewidoczne pekniecia i rozwali sie w czasie podnoszenia z dna albo ze jest za bardzo przyssany do mulu i w ogole nigdy nie da sie oderwac. Na panskim miejscu nie bylbym tak zadowolony, dopoki na wlasne oczy bym nie zobaczyl, jak „Titanic' na holu mija Statue Wolnosci.
Seagram wygladal na urazonego. Widzac jego mine, admiral usmiechnal sie szeroko i poczestowal go cygarem. Odmowil.
– Ale rownie dobrze moze wyplynac na powierzchnie jak po masle – odezwal sie Sandecker pocieszajaco.
– Wlasnie. Co mi sie najbardziej w panu podoba, admirale, to ten umiarkowany optymizm.
– Lubie byc przygotowany na rozczarowanie. Wowczas latwiej je zniesc.
Seagram nie odpowiedzial. Przez dluzsza chwile milczal. W koncu sie odezwal:
– A wiec bedziemy sie martwic o „Titanica' we wlasciwym czasie. Wciaz jednak mamy do rozwazenia problem prasy. Jak sobie z nim poradzimy?
– Nic prostszego – beztrosko powiedzial Sandecker. – Zrobimy to, co robi kazdy normalny polityk, kiedy zadni sensacji dziennikarze ujawniaja jego nieczyste sprawki.
– To znaczyl – spytal Seagram znuzonym glosem.
– Zorganizujemy konferencje prasowa.
– Alez to szalenstwo. Kiedy Kongres i podatnicy sie dowiedza, ze wywalilismy na to ponad trzy czwarte miliarda dolarow, wowczas zatancza z nami jak tornado w Kansas.
– Trzeba wiec udawac wariata i do publicznej wiadomosci podac tylko polowe kosztow wydobycia. Kto sie w tym polapie? Nie sposob wykryc prawdziwych danych.
– W dalszym ciagu to mi sie nie podoba – rzekl Seagram. – Ci waszyngtonscy dziennikarze sa mistrzami od zadawania podchwytliwych pytan w czasie konferencji prasowych. Rozpracuja pana jak amen w pacierzu.
– Nie mialem na mysli siebie – powoli odparl Sandecker.
– No to kogo? Z pewnoscia nie mnie. Jestem nic nie znaczacym czlowiekiem, ktory oficjalnie nie ma z tym nic wspolnego. Chyba pan nie zapomnial?
– Myslalem o kims innym. O kims, kto sie nie orientuje w naszych zakulisowych matactwach, kto jest autorytetem w sprawach zatopionych statkow i kogo prasa bedzie traktowala z najwiekszym szacunkiem i kurtuazja.
– A skad pan wezmie taki wzor doskonalosci?
– Szalenie sie ciesze, ze pan uzyl tego okreslenia – chytrze powiedzial Sandecker. – Widzi pan, myslalem o panskiej zonie.
39.
Dana Seagram stala za pulpitem w pozie znamionujacej pewnosc siebie i zrecznie odpowiadala na pytania zadawane jej przez ponad osiemdziesieciu dziennikarzy, siedzacych w audytorium centrali NUMA. Nieustannie sie usmiechala jak zadowolona z siebie kobieta, ktora wie, ze jest akceptowana. Miala na sobie spodnice z jednego kawalka materialu i sweter z glebokim dekoltem w serek, z wykwintnym akcentem w postaci niewielkiego naszyjnika z mahoniu. Fakt, ze byla wysoka, pociagajaca i elegancka, z punktu dawal jej przewage nad dziennikarzami, ktorzy sprawiali wrazenie inkwizytorow.
Z lewej strony sali wstala jakas siwowlosa kobieta i pomachala reka.
– Moge, doktor Seagram? Dana z wdziekiem skinela glowa.
– Prosze pani, czytelnicy mojej gazety, „Chicago Daily', pragneliby sie dowiedziec, dlaczego rzad wydaje miliony na wydobycie starego, zardzewialego wraku. Czy nie lepiej byloby przeznaczyc te pieniadze na cos innego, powiedzmy na opieke spoleczna czy na tak bardzo potrzebne dofinansowanie miast?
– Z przyjemnoscia to pani wyjasnie – odpowiedziala Dana. – Zaczne od tego, ze wydobycie „Titanica' nie jest wyrzucaniem pieniedzy w bloto. Budzet operacji opiewa na dwiescie dziewiecdziesiat milionow dolarow, a naszym dotychczasowym wydatkom jeszcze daleko do tej sumy. Sporo nam brakuje do wykonania planu.
– Czy nie uwaza pani, ze to mnostwo pieniedzy?
– Nie, jezeli sie uwzgledni ewentualne zyski. Widzi pani, „Titanic' jest najprawdziwszym magazynem skarbow. Szacunkowo ich wartosc oblicza sie na przeszlo trzysta milionow dolarow. Na jego pokladzie w dalszym ciagu znajduje sie mnostwo kosztownosci pasazerow, w samych tylko kabinach luksusowych ich wartosc ocenia sie na cwierc miliona dolarow. Nastepnie wyposazenie statku, meble i cenne ozdoby, z ktorych czesc mogla sie zachowac. Kazdy kolekcjoner z przyjemnoscia zaplacilby od pieciuset do tysiaca dolarow za porcelanowa filizanke czy krysztalowy kielich z zastawy w jadalni pierwszej klasy. Nie, prosze panstwa, akurat w tym szczegolnym wypadku przedsiewziecie rzadowe nie jest, przepraszam za wyrazenie, okradaniem podatnika. Bedziemy mieli zyski w dolarach i zyski w historycznej wartosci przedmiotow z minionej epoki, nie mowiac juz o ogromnym bogactwie cennych danych dla potrzeb nauki i techniki morskiej.
– Czy mozna, doktor Seagram? – spytal z konca sali wysoki mezczyzna o sciagnietej twarzy. – Nie mielismy czasu na zapoznanie sie z informacjami dla prasy, ktore pani wczesniej rozdala, a wiec czy moglibysmy prosic o podanie szczegolow technicznych operacji?
– Ciesze sie, ze pan o to zapytal – odpowiedziala Dana i usmiechnela sie. – Naprawde, bo panskie pytanie daje mi okazje do zaprezentowania panstwu kilku przezroczy, ktore powinny wyjasnic wiele tajemnic tego