55.
Huraganowi dano imie „Amanda' i jeszcze tego samego popoludnia wiekszosc statkow plynacych szlakami wielkich parowcow opuscila obszary, przez ktore biegla jego przypuszczalna droga. Wszystkie frachtowce, tankowce i statki pasazerskie, ktore juz wyszly w morze pomiedzy Savannah w stanie Georgia a Portlandem w stanie Maine, otrzymaly rozkaz powrotu do portow, kiedy Centrum Obserwacji Huraganow NUMA w Tampie wyslalo pierwsze ostrzezenie. Na wschodnim wybrzezu blisko setka statkow odlozyla termin wyplyniecia, a wszystkie te, ktore w drodze do Europy znajdowaly sie juz daleko na oceanie, stawaly w dryf czekajac, az huragan minie.
W Tampie doktor Prescott i jego synoptycy krzatali sie przy sciennej mapie, nanoszac na nia wszelkie zmiany kierunku „Amandy' i wprowadzajac nowe dane do komputera. Trasa huraganu pokrywala sie z droga przewidziana przez Prescotta z dokladnoscia do dwustu osiemdziesieciu kilometrow.
Podszedl jeden z synoptykow i podal Prescottowi kartke papieru.
– Meldunek samolotu rozpoznawczego Ochrony Wybrzeza, ktory dotarl do oka cyklonu.
Prescott wzial meldunek i glosno przeczytal jego fragmenty:
– Srednica oka w przyblizeniu czterdziesci kilometrow. Predkosc przesuwania sie wzrosla do siedemdziesieciu pieciu kilometrow na godzine. Sila wiatru dwiescie piecdziesiat… – glos uwiazl mu w gardle.
Asystentka spojrzala na niego zdumiona.
– Wiatr o predkosci dwustu piecdziesieciu kilometrow?!
– Ponad – mruknal Prescott. – Wspolczuje statkowi, ktory tam sie znajdzie.
Nagle synoptyk rzucil badawcze spojrzenie na mape. Twarz mu poszarzala.
– O Chryste… tam jest „Titanic'!
– Tam jest co? – spytal Prescott, podnoszac wzrok.
– „Titanic' i statki ratownicze. Sa w samym srodku przewidywanej drogi huraganu.
– Glupstwa gadasz! – warknal Prescott.
Synoptyk podszedl do mapy i na moment sie zawahal. W koncu narysowal na niej maly krzyzyk tuz ponizej Wielkiej Lawicy kolo Nowej Fundlandii.
– O, w tym miejscu wydobyto go z dna.
– Skad wziales te informacje?
– Od wczoraj trabia o tym we wszystkich gazetach i w telewizji. Jezeli mi nie wierzysz, to wyslij teleks do centrali NUMA w Waszyngtonie i sprawdz.
– Pieprze teleksy – warknal Prescott. Podbiegl do telefonu po drugiej stronie sali, chwycil sluchawke i krzyknal do mikrofonu:
– Natychmiast lacz bezposrednio z nasza centrala w Waszyngtonie. Chce rozmawiac z kims, kto sie zajmuje sprawa wydobycia „Titanica'.
Czekajac na polaczenie, wpatrywal sie sponad okularow na krzyzyk zaznaczony na mapie.
– Cala nadzieja w tym, ze ci biedacy maja na pokladzie bardzo dobrego meteorologa – mruknal do siebie – bo jak nie, to mniej wiecej za dobe na wlasnej skorze poznaja, co to znaczy rozszalaly ocean.
Farquar z dziwnym wyrazem twarzy wpatrywal sie w mapy pogody rozlozone przed nim na stole. Byl tak otumaniony brakiem snu, ze mial trudnosci z odczytywaniem adnotacji, ktore sam zrobil zaledwie przed kilkoma minutami. Dane o temperaturze, szybkosci wiatru, cisnieniu barycznym i nadciagajacym froncie burzowym zlewaly sie w jedna rozmazana plame.
Bezskutecznie przecieral oczy, chcac przywrocic im ostrosc widzenia. Potrzasnal glowa, zeby oprzytomniec i przypomniec sobie, jakie wnioski nasuwaly mu sie przed chwila.
Huragan. Tak, to bylo to. Farquar powoli uswiadamial sobie, ze popelnil powazny blad w obliczeniach. Wbrew jego przewidywaniom huragan nie skrecil w strone przyladka Hatteras, lecz powstrzymywany przez obszar wysokiego cisnienia wzdluz wschodniego wybrzeza Stanow Zjednoczonych ruszyl na polnoc nad oceanem, a co gorsza, po zmianie kierunku zaczal przesuwac sie szybciej i teraz pedzil ku „Titanicowi' z predkoscia okolo osiemdziesieciu kilometrow na godzine.
Farquar obserwowal powstawanie tego huraganu na zdjeciach satelitarnych i dokladnie przestudiowal ostrzezenia stacji NUMA w Tampie, lecz pomimo wieloletniego doswiadczenia w prognozowaniu pogody nie byl przygotowany na to, ze ten potwor osiagnie taka gwaltownosc i predkosc w tak krotkim czasie.
Huragan w maju? Nie do pomyslenia. Wtedy przypomnial sobie, ze juz cos na ten temat mowil Pittowi. Co to bylo? „To Bog zsyla sztormy.' Nagle zrobilo mu sie slabo, na jego twarz wystapily kropelki potu, gwaltownie zamykal i otwieral dlonie.
– Boze, tym razem pomoz „Titanicowi' – szepnal. – Teraz jedynie Ty mozesz go uratowac.
56.
Holowniki ratownicze Marynarki Wojennej Stanow Zjednoczonych „Morse' i „Wallace' przyplynely tuz przed trzecia po poludniu i wolno krazyly wokol „Titanica'. Ogrom wraku i towarzyszaca mu dziwna atmosfera smierci wzbudzaly w ich zalogach takie samo uczucie naboznej czci, jakiego dzien wczesniej doznali ratownicy NUMA.
Po polgodzinnej inspekcji z dystansu holowniki z maszynami na „stop' ustawily sie na wzburzonych falach rownolegle do zardzewialego kadluba. Potem jak na komende opuscily szalupy, w ktorych kapitanowie podplyneli do „Titanica' i wspieli sie na jego poklad po drabinkach w pospiechu przerzuconych przez burte.
Porucznik George Uphill z „Morse'a' byl niskim zazywnym mezczyzna o ogorzalej twarzy, z ogromnymi wasami jak u Bismarcka, komandor porucznik Scotty Butera zas mial ponad dwa metry wzrostu i wspaniala czarna brode, ktora zakrywala mu policzki. Zaden z nich nie przypominal wymuskanych oficerkow marynarki wojennej. Obaj pod kazdym wzgledem wygladali i zachowywali sie, jak przystalo na prawdziwych ratownikow.
– Nawet nie wiecie, panowie, jakie to szczescie, ze was widzimy – powiedzial Gunn, witajac sie z nimi. – Admiral Sandecker i pan Dirk Pitt, nasz dyrektor do zadan specjalnych, oczekuja was w tak zwanej centrali operacyjnej.
Kapitanowie holownikow ruszyli za Gunnem po schodach, a nastepnie przez poklad lodziowy, z niemym zachwytem patrzac szeroko otwartymi oczami na to, co pozostalo z niegdys pieknego statku. Weszli do sali gimnastycznej i Gunn dokonal prezentacji.
– To wrecz niewiarygodne – rzekl Uphill polglosem. – Nawet w najsmielszych marzeniach nie wyobrazalem sobie, ze kiedykolwiek bede spacerowal po pokladach „Titanica'.
– Ja mam dokladnie takie samo wrazenie – dodal Butera.
– Z przyjemnoscia bym panow oprowadzil, ale kazda minuta zwieksza ryzyko ponownej utraty statku – powiedzial Pitt.
Admiral Sandecker gestem zaprosil ich do dlugiego stolu, zawalonego mapami pogody, rysunkami i mapami morskimi, na ktorych staly kubki z parujaca kawa.
– W tej chwili najwieksze zmartwienie mamy z pogoda – rzekl. – Nasz meteorolog, ktory jest na pokladzie „Koziorozca', cos sobie ubrdal i przepowiada sadny dzien.
Pitt rozwinal duza mape pogody i polozyl ja na stole.
– Nie mozna sie opedzic od zlych wiesci. Pogoda robi sie coraz gorsza. W ciagu ostatniej doby barometr spadl o prawie poltora centymetra. Sila wiatru cztery. Dmucha z polnocnego wschodu i tezeje. Nie uciekniemy od tego, panowie, nie ma zadnych watpliwosci. Jezeli nie stanie sie cud i huragan „Amanda' nagle nie skreci na zachod, to jutro mniej wiecej o tej porze znajdziemy sie w jego czolowej cwiartce.
– Huragan „Amanda'… – powtorzyl Butera. – Tak brzydko sie zapowiada?
– Joel Farquar, nasz meteorolog, zapewnia mnie, ze tak slabe sztormy, jak to malenstwo, sie nie zdarzaja – odparl Pitt. – Z meldunkow wynika, ze wiatr wieje z sila zaledwie pietnastu stopni w skali Beauforta.