Akcjonariuszami?
– Znowu zaczynacie. Nie zolnierze piechoty morskiej, lecz cywilni czlonkowie zalogi.
– Oczywiscie – oschlym tonem powiedzial Parotkin. – Tylko ze kazdy z nich jest uzbrojony po zeby.
– W prawie miedzynarodowym nie ma przepisu, ktory by zabranial czlonkom zalogi statku posiadania broni.
– Gdyby nawet istnial, to niewatpliwie znalezlibyscie jakas klauzule, zeby go ominac.
– Opamietajcie sie, drogi kapitanie Parotkin – upomnial go Prewlow i serdecznie poklepal po plecach. – Kiedy minie ten wieczor, bedziemy bohaterami Zwiazku Radzieckiego.
– Albo trupami – powiedzial Parotkin drewnianym glosem.
– Nie obawiajcie sie. Plan jest bez zarzutu, a dzieki sztormowi, ktory przegonil flote ratownicza, stal sie jeszcze bardziej pewny.
– Nie zapominacie o „Junonie'? Jej kapitan nie pozostanie obojetny, kiedy podplyniemy do „Titanica', wejdziemy na jego poklad i zawiesimy nad mostkiem bandere z sierpem i mlotem.
Prewlow podniosl reke i spojrzal na zegarek.
– Dokladnie za dwie godziny i dwadziescia minut jedna z naszych atomowych lodzi podwodnych wyplynie na powierzchnie sto mil na polnoc i zacznie wysylac sygnaly SOS, podajac sie za statek „Laguna Star', frachtowiec o podejrzanej rejestracji.
– A co, myslicie, ze „Junona' zlapie sie na te przynete i pospieszy na ratunek?
– Amerykanie nigdy nie odmawiaja pomocy – odparl Prewlow z przekonaniem. – Oni wszyscy maja kompleks dobrego Samarytanina. Tak, „Junona' z pewnoscia zareaguje. Musi. Poza holownikami, ktore nie moga zostawic „Titanica', w promieniu trzystu mil znajduje sie tylko ona.
– Ale skoro nasza lodz podwodna pozniej sie zanurzy, to jej echo zniknie z ekranu radaru „Junony'…
– Wtedy Amerykanie naturalnie pomysla, ze „Laguna Star' zatonela, i zdwoja wysilki, zeby jak najszybciej sie znalezc
– Chyle czolo przed wasza wyobraznia – rzekl Parotkin z usmiechem. – Jednakze wciaz pozostaja takie problemy jak dwa amerykanskie holowniki, wejscie na poklad „Titanica' w czasie najgorszego od lat huraganu, unieszkodliwienie amerykanskiej zalogi, a potem odholowanie wraka do Rosji. I to wszystko bez wywolywania miedzynarodowych reperkusji…
– Mowicie o czterech sprawach, kapitanie – stwierdzil Prewlow i przerwal, by zapalic papierosa. – Co do pierwszej, holowniki zostana wyeliminowane przez dwoch radzieckich agentow, ktorzy w tej chwili udaja czlonkow amerykanskiego zespolu ratowniczego. Co do drugiej, wejde na poklad „Titanica' i przejme nad nim komende, kiedy znajdziemy sie w oku cyklonu. Poniewaz szybkosc wiatru rzadko przekracza tam pietnascie wezlow, ja i moi ludzie nie powinnismy miec wiekszych trudnosci z przejsciem przez furte ladunkowa w kadlubie, ktora w ustalonym czasie otworzy jeden z naszych agentow. Co do trzeciej, moja grupa abordazowa pozbedzie sie zalogi szybko i sprawnie. A wreszcie co do czwartej, wszystko bedzie przeprowadzone tak, jak gdyby Amerykanie uciekli ze statku w czasie najwiekszego nasilenia huraganu i utoneli w morzu. W tej sytuacji „Titanic' bedzie oczywiscie porzuconym wrakiem. Pierwszy kapitan, ktory wezmie go na hol, stanie sie jego wlascicielem. I to wy bedziecie tym szczesliwym kapitanem, towarzyszu Parotkin. Zgodnie z miedzynarodowym prawem morskim bedziecie mieli wszelkie podstawy do wziecia „Titanica' na hol.
– Nigdy nie ujdzie wam to na sucho – rzekl Parotkin. – To, co chcecie robic, bedzie ordynarnym masowym morderstwem. – W jego apatycznym spojrzeniu pojawilo sie obrzydzenie. – Czy z taka sama dbaloscia o szczegoly uwzgledniliscie rowniez konsekwencje niepowodzenia?
Prewlow popatrzyl na niego ze swoim wiecznym usmiechem, ktory zaczal blednac.
– Niepowodzenie zostalo uwzglednione, towarzyszu. Miejmy jednak nadzieje, ze nie bedziemy musieli posuwac sie do ostatecznosci. – Wskazal duze echo na ekranie radaru. – Szkoda byloby ponownie zatopic taki legendarny statek, tym razem na dobre.
59.
Gleboko we wnetrzu kadluba starego transatlantyku Spencer i jego ludzie z trudem utrzymywali dieslowskie pompy w ruchu. Pracujac czesto samotnie w zimnych, ciemnych przedzialach ze stali, przypominajacych jaskinie, gdzie jedynym udogodnieniem bylo marne swiatlo niewielkich reflektorow, bez skargi starali sie utrzymac statek na powierzchni. Przykra niespodzianka bylo to, ze w niektorych przedzialach pompy nie nadazaly z usuwaniem przeciekajacej do wnetrza wody.
Do godziny siodmej pogoda bezpowrotnie sie zepsula. Slupek rteci w barometrze wciaz gwaltownie spadal. „Titanic' zaczal sie rzucac i przewalac z boku na bok, biorac wode dziobem i nadburciami pokladu ladunkowego. W ciemnosciach nocy i zacinajacym deszczu widocznosc spadla niemal do zera. Ludzie z holownikow dostrzegali wielki statek jedynie chwilami, gdy jego upiorna sylwetka niewyraznie majaczyla w swietle blyskawic. Uwage skupiali przede wszystkim na holu znikajacym w wodzie klebiacej sie za rufa. Ta lina zycia gwaltownie sie napinala za kazdym razem, gdy „Titanic' przyjmowal uderzenie ogromnych fal; zafascynowani, patrzyli na nia, kiedy wyskakiwala z wody, trzeszczac w zalosnym protescie.
Butera ani na chwile nie schodzil z mostka, utrzymujac staly kontakt z ludzmi na rufie. Nagle, mimo wycia wiatru, uslyszal skrzeczenie glosnika.
– Kapitan?
– Mowi kapitan – odpowiedzial do mikrofonu.
– Chorazy Kelly z rufy, panie kapitanie. Dzieje sie tu cos cholernie dziwnego.
– Mozecie mowic jasniej?
– No wiec, panie kapitanie, hol zupelnie zwariowal. Najpierw polecial na lewa burte, a teraz przesunal sie na prawa, i musze powiedziec, ze pod bardzo dziwnym katem, panie kapitanie.
– Dobra, meldujcie o wszystkim – rzekl Butera i przelaczyl sie na inna fale. – Uphill, slyszysz mnie? Tu Butera.
Uphill odpowiedzial z „Morse'a' prawie natychmiast:
– Nawijaj.
– Chyba „Titanic' zszedl z kursu w prawo.
– Mozesz ustalic jego pozycje?
– Nie. Jedyna wskazowka jest kierunek holu. Na kilka chwil zapadlo milczenie, Uphill bowiem goraczkowo zastanawial sie nad nowa sytuacja. Wreszcie znowu sie odezwal:
– Z trudem robimy cztery wezly. Pozostaje nam tylko pchac sie dalej. Jezeli sie zatrzymamy, zeby zobaczyc, co sie dzieje, to wrak moze stanac bokiem do fali i przewrocic sie do gory dnem.
– Widzisz go na radarze?
– Nie, dwadziescia minut temu zmylo mi antene. A co z twoja?
– Antene jeszcze mam, ale mnie z kolei zalalo przewody i doszlo do zwarcia.
– No to slepy prowadzi slepego.
Butera odlozyl mikrofon i ostroznie uchylil drzwi prawego skrzydla mostka. Oslaniajac oczy reka i zataczajac sie, wyszedl na zewnatrz. Wytezonym wzrokiem probowal przebic ciemnosci tej rozszalalej nocy. Reflektory okazaly sie nieprzydatne, ukazujac jedynie smugi zacinajacego deszczu. Od strony rufy zajasniala blyskawica; odglos grzmotu utonal w wyciu wiatru. Buterze na moment zamarlo serce, w krotkim blysku swiatla nie dostrzegl bowiem cienia „Titanica', jak gdyby nigdy go nie bylo. Ociekajac woda, ktora splywala mu po sztormiaku, ledwie zdazyl
– Kapitan?
Butera starl krople deszczu z oczu i podniosl mikrofon.
– Co jest, Kelly?
– Hol sie poluzowal.
– Pekl?
– Nie, panie kapitanie, ale glebiej siedzi w wodzie. Jeszcze nigdy nie widzialem, zeby tak sie zachowywal.