manifestacja zachodniej zgnilizny nie bawi.
– Tylko pokaz mi komuniste, a na kazdego wystawie gola dupe – szydzila z niego Dana. – Gdybyscie tylko wiedzieli, zasrancy, ze caly swiat smieje sie z was za plecami, kiedy recytujecie te swoje lewicowe, marksistowskie haselka. „Zachodnia zgnilizna', „imperialistyczni podzegacze', „manipulacje burzuazji'. Moze byscie sie wreszcie ockneli i pokazali troche klasy. To po prostu najwieksza farsa, jaka kiedykolwiek odgrywano przed ludzkoscia od czasu, gdy czlowiek zlazl z drzewa. Gdybyscie mieli jaja, tobyscie spojrzeli prawdzie w oczy.
Twarz Prewlowa zbielala.
– Tego juz za wiele – warknal.
Byl na granicy utraty tak dobrze wycwiczonego panowania nad soba, co go frustrowalo.
Dana wyprezyla swoje wspaniale zbudowane cialo.
– Co jest, Iwanku? – zapytala. – Za bardzo przywykles do muskularnych, dzwigajacych ciezary kobiet radzieckich? Nie podoba ci sie wyzwolona dziewczyna z wolnego kraju, ktora smieje sie z twojej zalosnej taktyki?
– Nie podoba mi sie pani wulgarnosc. Nasze kobiety przynajmniej nie zachowuja sie jak zwykle rynsztokowe dziwki.
– A ja cie pierdole – powiedziala Dana ze slodkim usmiechem.
Nic nie uszlo uwagi Prewlowa. Dostrzegl krotka wymiane spojrzen miedzy Giordinem a Spencerem, zaciskajace sie piesci Sturgisa i nieznaczne pochylenie glowy Drummera. W pelni zdawal sobie sprawe, ze odchodzac od Amerykanow i zblizajac sie do rosyjskich straznikow, Dana nie robi tego przypadkowo, lecz umyslnie. Juz prawie osiagnela cel. Sowieccy zolnierze wykrecali szyje, zeby sie na nia gapic; zaczeli opuszczac lufy pistoletow, gdy Prewlow wykrzyknal jakas komende po rosyjsku.
Przywolani do porzadku straznicy gwaltownie sie odwrocili, znow pewna reka wymierzajac bron w ratownikow.
– Moje gratulacje dla szanownej pani – rzekl Prewlow z uklonem. – Pani teatralne wystepy niemal odniosly skutek. Bardzo, bardzo sprytnie.
W glosie Prewlowa zabrzmiala jakas dziwna satysfakcja. Rzucono mu wyzwanie, ktoremu z latwoscia sprostal.
Patrzyl na Dane, ktora przez ulamek sekundy dawala dowody swojej porazki. Usmiech na jej twarzy zamarl, jakby namalowany, ramiona opadly i lekko drzaly. Po chwili jednak otrzasnela sie i wyprostowala, znow pewna siebie.
– Nie wiem, o czym pan mowi.
– No, oczywiscie – odparl Prewlow i westchnal.
Spogladal na nia przez moment, a pozniej powiedzial cos do jednego ze straznikow, ktory skinal glowa, wyjal noz i powoli zblizyl sie do Dany.
Dana zbladla i zesztywniala.
– Co pan chce zrobic?
– Kazalem mu odciac pani lewa piers – odrzekl Prewlow obojetnym tonem.
Spencer z otwartymi ustami wpatrywal sie w Sandeckera, blagajac go wzrokiem, by ustapil.
– Boze drogi! – rozpaczliwie wykrzyknal admiral. – Chyba pan nie pozwoli… obiecal pan, zadnych okrucienstw ani tortur…
– Sam uznaje to za barbarzynstwo – powiedzial Prewlow – ale nie mam wyboru. To jedyne lekarstwo na wasz upor.
Sandecker odwrocil sie plecami do najblizszego straznika.
– Zabijcie najpierw mnie…
Straznik uderzyl Sandeckera w nerke lufa pistoletu maszynowego. Admiral upadl na kolana z twarza wykrzywiona bolem, glosno dyszac.
Dana przycisnela sobie dlonie do bokow, az jej zbielaly palce. Nie miala juz wiecej zadnych atutow i wygladala na przegrana. W jej pieknych ciemnych oczach pojawila sie odraza. Nagle w spojrzeniu straznika dostrzegla wahanie, a jakas stalowa reka chwycila ja za ramie i odepchnela na bok. W krag swiatla powoli wchodzil Pitt.
66.
Pitt przybyl w sama pore. Stal bez ruchu niczym jakas niesamowita zjawa rodem z wodnego piekla. Byl przemokniety od stop do glow, czarne wlosy oblepialy jego pokrwawione czolo, usta wykrzywial sataniczny usmiech. W swietle lamp polyskiwaly kropelki wody sciekajace z mokrego ubrania na podloge.
Twarz Prewlowa wygladala jak woskowa maska. Spokojnie wyjal papierosa ze zlotej papierosnicy, zapalil go, gleboko sie zaciagnal i dlugo wypuszczal dym.
– Wasze nazwisko? Czy przypadkiem nie nazywacie sie Dirk Pitt?
– Tak wlasnie jest napisane w mojej metryce urodzenia.
– Zdaje sie, ze jestescie niezwykle twardym czlowiekiem, panie Pitt. Myslalem, ze zgineliscie.
– To dowodzi, ze nie nalezy wierzyc okretowym plotkom. Pitt zdjal z siebie mokra kurtke i delikatnie okryl nia ramiona Dany.
– Przykro mi, moja droga, ale tymczasem nic wiecej nie moge zrobic – rzekl, a potem zwrocil sie do Prewlowa: – Czy sa jakies zastrzezenia?
Prewlow przeczaco pokrecil glowa. Zaintrygowalo go swobodne zachowanie Pitta. Przygladal mu sie w sposob, w jaki szlifierz patrzy na diament, lecz w jego oczach barwy morskiej zieleni niczego nie dostrzegl.
Skinal reka na jednego ze swych ludzi, ktory podszedl do Pitta.
– Po prostu rewizja z ostroznosci – rzekl Prewlow. – Czy sa jakies zastrzezenia?
Pitt wzruszyl ramionami i bez sprzeciwu uniosl rece. Straznik szybko i sprawnie przeciagnal dlonmi po jego ubraniu, a potem cofnal sie i pokrecil glowa.
– Zadnej broni – odezwal sie Prewlow. – Bardzo rozsadnie z waszej strony, ale czegoz innego moglbym oczekiwac od czlowieka z taka reputacja. Z ogromnym zaciekawieniem czytalem dossier z opisem waszych wyczynow. Wolalbym, zebysmy sie poznali w przyjemniejszych okolicznosciach.
– Przykro mi, ze nie odpowiem komplementem na komplement – uprzejmie odparl Pitt – ale nie jestes typem przestepcy, ktorego chcialbym zaliczac do swoich znajomych.
Prewlow zrobil dwa kroki do przodu i wierzchem dloni z calej sily uderzyl Pitta w twarz.
Pitt zachwial sie, cofnal o krok, ale nadal spokojnie stal, tylko z kacika wciaz usmiechnietych ust saczyla mu sie struzka krwi.
– Slynny Andriej Prewlow w koncu stracil zimna krew. Prewlow pochylil sie do przodu, z zastanowieniem mruzac oczy.
– Moje nazwisko? – szepnal ledwie slyszalnym glosem. – Znacie moje nazwisko?
– Szczerosc za szczerosc – odparl Pitt. – Wiem o tobie tyle samo, co ty o mnie.
– Jestescie nawet sprytniejsi, niz sadzilem – rzekl Prewlow. – Odkryliscie moja tozsamosc… Przyznaje, ze to swiadczy o niezwyklej bystrosci. Nie musicie jednak blefowac, ze wiecie cos wiecej. Poza moim nazwiskiem nie wiecie nic.
– Ciekawostka. A moze mam ci podac pare szczegolow dotyczacych lokalnego folkloru?
– Nie mam ochoty sluchac bajek – powiedzial Prewlow i dal znak straznikowi z nozem. – Bylbym wdzieczny, gdybysmy teraz zajeli sie sprawa wyperswadowania admiralowi Sandeckerowi, aby naklonil obsluge pomp do wspolpracy.
Straznik, wysoki mezczyzna z twarza wciaz ukryta pod szalikiem, ponownie ruszyl w strone Dany. Wyciagnal noz, ktorego ostrze blysnelo pare centymetrow od jej lewej piersi. Zdretwiala ze strachu Dana wtulila sie w kurtke Pitta, wlepiajac wzrok w noz.
– Wielka szkoda, ze nie lubisz bajek – odezwal sie Pitt swobodnym tonem. – Ta na pewno by ci sie spodobala. Jest w niej mowa o dwoch takich nieudolnych typkach, ktorzy nazywaja sie „Srebrny' i „Zloty'.
Prewlow spojrzal na Pitta, zawahal sie, a potem ruchem glowy zawrocil straznika.
– Slucham wiec, panie Pitt. Daje wam piec minut na udowodnienie swoich racji.