kobieta; Bourne mogl teraz przyjrzec sie jej dokladnie.

Wygladala na trzydziesci kilka lat. Byla wysoka i postawna, o ksztaltnej sylwetce. Stylowo obciete, krotkie, czarne wlosy okalaly brazowa od slonca twarz. Kraglosc piersi uwydatnial cienki, scisle przylegajacy do ciala material dlugiej sukni, ktorej biel dodatkowo podkreslala opalenizne skory. Villiers nie wspomnial o niej; nie byla wiec jednym z domownikow, lecz gosciem. Wiedziala, kiedy przyjsc do domu starca. To pasowalo do strategii dlugiego lancucha lacznikow i oznaczalo, ze w domu Villiersa musiala miec swojego czlowieka. Starzec niewatpliwie ja znal, ale czy dobrze? Odpowiedz brzmiala: na pewno niewystarczajaco.

Siwowlosy telefonista po raz ostatni skinal glowa, zbiegl ze schodow i odszedl szybko w glab ulicy. Drzwi zamknely sie; opustoszale schody i blyszczace czarne drzwi z mosiezna klamka lsnily w swietle latarni.

Dlaczego te schody i drzwi cos mu przypominaly? Obrazy. Nierzeczywista rzeczywistosc.

Bourne wysiadl z samochodu, bacznie obserwujac okna, wypatrujac poruszenia sie kotary; w wygladzie domu nie bylo jednak nic podejrzanego. Podszedl szybko do samochodu Villiersa, okno kierowcy bylo opuszczone, twarz generala zwrocona ku gorze, jego geste brwi uniesione w wyrazie zdziwienia.

– Co, na milosc boska, pan wyczynia? – zapytal.

– Tam, przed panskim domem – powiedzial Jason kucajac na chodniku. – Czy widzial pan to, co ja widzialem?

– Tak mi sie wydaje. Bo co?

– Kim byla ta kobieta? Czy pan ja zna?

– Jasne. Przeciez to moja zona.

– Panska zona? – Na twarzy Bourne’a odmalowalo sie zdumienie. – Wydawalo mi sie, ze pan powiedzial… Wydawalo mi sie, ze pan nazwal ja wierna stara towarzyszka. Chcial pan, zeby mnie wysluchala, bo z biegiem lat nauczyl sie pan cenic przenikliwosc jej sadow, jej zdolnosc widzenia tego, co zwykle umyka uwagi innych. Tak pan mowil.

– Niedokladnie tak. Powiedzialem, ze to wierna towarzyszka starego zolnierza, i naprawde cenie jej sady. Ale jest moja druga zona – moja duzo mlodsza, druga zona – choc tak samo mi oddana jak pierwsza, ktora zmarla osiem lat temu.

– O Boze…

– Niech pana nie szokuje nasza roznica wieku. Moja zona wydaje sie dumna i szczesliwa, ze jest druga Madame Villiers. Bardzo mi pomaga w pracy w Zgromadzeniu Narodowym.

– Przykro mi – wyszeptal Bourne. – Chryste, tak mi przykro.

– Dlaczego? Ze wzial ja pan za kogos innego? To czesto sie zdarza. Moja zona jest szalowa dziewczyna. Jestem z niej bardzo dumny.

Kiedy Jason wyprostowal sie, Villiers otworzyl drzwi samochodu.

– Niech pan tu zaczeka – rzekl. – Wejde do srodka i sprawdze, czy wszystko jest w porzadku. Jesli tak, otworze drzwi i skine na pana. Jesli nie, wroce do samochodu i pojedziemy dalej.

Bourne stal bez ruchu przed Villiersem, blokujac mu droge.

– Generale, musze pana o cos spytac. Nie wiem, jak to zrobic, ale musze. Powiedzialem panu, ze znalazlem panski numer w punkcie kontaktowym uzywanym przez Carlosa. Nie powiedzialem panu, gdzie sie ten punkt znajduje, a jedynie, ze moje odkrycie potwierdzone zostalo przez kogos, kto przyznal sie, ze przekazuje wiadomosci lacznikom Carlosa i je od nich odbiera. – Bourne nabral tchu; jego oczy na krotko spoczely na drzwiach po drugiej stronie ulicy. – Teraz musze pana o cos spytac; prosze gleboko sie zastanowic, zanim mi pan odpowie. Czy panska zona ubiera sie w sklepie „Les Classiques”?

– Na Saint-Honore?

– Tak.

– Tak sie sklada, ze wiem. Nie, nie ubiera sie tam.

– Czy jest pan pewien?

– Jak najbardziej. Nigdy nie widzialem rachunku z tego sklepu, a poza tym sama mowila mi kiedys, jak bardzo nie podobaja sie jej tamtejsze kroje. Moja zona swietnie sie zna na sprawach mody.

– O Jezu!

– Co?

– Generale, nie moge wejsc do tego domu. Bez wzgledu na to, co pan zastanie, nie moge tam wejsc.

– Dlaczego nie? Co pan mowi?

– Ten mezczyzna na schodach, ktory rozmawial z panska zona, jest z punktu kontaktowego Carlosa: z „Les Classiques”. Jest jego lacznikiem.

Krew odplynela z twarzy Andre Villiersa. Odwrocil sie i spojrzal na czesciowo przeslonieta drzewami fasade swojego domu, na czarne blyszczace drzwi i mosiezna klamke polyskujaca w swietle latarni.

Zebrak o twarzy noszacej slady po ospie podrapal sie po kilkudniowym zaroscie, zdjal z glowy zniszczony beret i pchnawszy mosiezne drzwi wszedl do malego kosciolka w Neuilly-sur-Seine.

Powloczac nogami dotarl do konca prawej nawy, scigany niechetnymi spojrzeniami dwoch ksiezy. Obaj klerycy byli poruszeni; Neuilly-sur-Seine nalezalo do bogatych parafii i milosierdzie milosierdziem, ale zamozni parafianie mieli prawo oczekiwac, iz – ze wzgledu na ich samopoczucie – zostanie utrzymany pewien poziom. Ten stary rozczochrany obdartus nijak tu nie pasowal.

Zebrak zgial sie, jakby chcial ukleknac przed bocznym oltarzem, ale potem usiadl w drugim rzedzie lawek, przezegnal sie i pochylil do przodu, znizajac glowe jak podczas modlitwy; rownoczesnie prawa dlonia podciagnal lewy rekaw plaszcza. Na przegubie mial zegarek, zupelnie nie pasujacy do calego jego wygladu. Byl to drogi zegarek elektroniczny z wielkimi cyframi i wyraznym czytnikiem. Za zadne skarby by sie z nim nie rozstal, poniewaz dostal go od Carlosa. Kiedys starzec spoznil sie na spowiedz dwadziescia piec minut, czym spowodowal podenerwowanie swego dobroczyncy; jego jedynym usprawiedliwieniem bylo to, ze nie ma dokladnego zegarka. Podczas nastepnego spotkania Carlos wsunal prezent pod skraj azurowej zaslonki oddzielajacej grzesznika od kaplana.

Zegarek wskazywal – co do minuty – pore spotkania. Zebrak podniosl sie i zblizyl do konfesjonalu po prawej stronie. Rozchylil zaslone i wszedl do srodka.

– Angelus Domini.

– Angelus Domini, dziecie Boze. – Zza czarnego materialu wydobyl sie chrapliwy szept. – Czy twoje dni uplywaja w dostatku?

– Uczyniono je dostatnimi…

– W porzadku – przerwala zakapturzona postac. – Jakie masz dla mnie wiesci? Moja cierpliwosc wyczerpuje sie. Place tysiace, setki tysiecy za nieudolnosc i niepowodzenia. Co sie stalo w Montrogue? Kto odpowiada za klamstwa, ktore wyszly z ambasady na alei Montaigne? Kto dal im wiare?

– „Auburge du Coin” byla pulapka, ale nie chodzilo o zabicie nikogo. Prawdziwego celu nie znamy. Jesli attache Corbellier faktycznie powtarzal klamstwa, nasi sa przekonani, ze czynil to nieswiadomie. Ta kobieta go nabrala.

– To Kain go nabral. Bourne dociera do roznych ludzi i przekazuje im falszywe informacje, zeby ich zdemaskowac lub potwierdzic swoje podejrzenia. Ale dlaczego? I dla kogo dziala? Wiemy, kim jest, ale wiemy rowniez, ze nic nie przekazuje do Waszyngtonu. Odmawia skontaktowania sie z centrala.

– Zeby sprobowac na to odpowiedziec, musialbym cofnac sie o wiele lat wstecz. Mozliwe, ze Kain nie chce, by jego przelozeni mu przeszkadzali. W amerykanskim wywiadzie jest wielu niezdecydowanych autokratow, ktorzy w dodatku rzadko wymieniaja sie informacjami. W latach zimnej wojny robiono duze pieniadze sprzedajac jednej agencji te same informacje po trzy, cztery razy. Moze Kain czeka, az ci na gorze przestana zastanawiac sie nad roznymi strategiami i przyjma jeden kierunek dzialania.

– Widze, stary przyjacielu, ze wiek nie oslabil twoich umiejetnosci rozumowania. Dlatego wlasnie chcialem sie z toba widziec.

– A moze rzeczywiscie walczy teraz przeciwko swoim? – ciagnal zebrak. – Nie bylby pierwszym, ktory tak postapil.

– Mysle, ze to niemozliwe, ale mniejsza o to. Najwazniejsze, ze tamci wierza w te wersje. Mnich nie zyje, inni z Treadstone tez nie. Waszyngton jest przekonany, ze to wlasnie Kain ich wykonczyl.

– Mnich? – powtorzyl zebrak. – Imie z przeszlosci. Dzialal w Berlinie i w Wiedniu. Znalismy go dobrze, ale na

Вы читаете Tozsamosc Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату