– Wykonujesz rozkazy Czerwonych Brygad czy paryskiej sekcji Baader-Meinhof?
– Bo co? Moglby pan je odwolac, gdyby tak bylo?
– Pluje na nich. I na ciebie.
– Nikt nigdy nie watpil w panska odwage, generale. Prosze wrocic do samochodu.
– Tu nie chodzi o odwage – powiedzial Villiers, nie ruszajac sie z miejsca. – To kwestia logiki. Zabicie mnie czy porwanie nic wam nie da. Moi wspolpracownicy i rodzina otrzymali ode mnie jasne polecenia, jak maja sie zachowac w takiej sytuacji. Izrael ma calkowita racje. Nie moze byc zadnych negocjacji z terrorystami. Wiec strzelaj, smieciu, albo won!
Jason przypatrywal sie staremu zolnierzowi, nagle gleboko zachwiany w swej pewnosci, daleki jednak od tego, by dac sie nabrac. W tych wscieklych, wpatrzonych w niego oczach musi pojawic sie prawda. Jedno imie unurzane w blocie polaczone z drugim, obsypanym najwyzszymi odznaczeniami Francji moze sprowokowac inny rodzaj wybuchu. To pojawi sie w oczach.
– Tam, w restauracji, powiedzial pan, ze Francja nie moze byc niczyim lokajem. Tymczasem francuski general nim zostal. General Andre Villiers, lacznik Carlosa… Kontakt Carlosa, zolnierz Carlosa, jego lokaj.
Wyraz oczu generala zmienil sie, ale nie tak, jak oczekiwal tego Jason. Do wscieklosci doszly nagle nie szok czy histeria, ale gleboka, bezkompromisowa odraza i nienawisc. Dlon Villiersa uniosla sie blyskawicznie w gore i zakreslajac szeroki luk trafila Bourne’a w twarz – uderzenie bylo mocne, celne i bolesne. Po pierwszym policzku nastapil drugi, jeszcze brutalniejszy, jeszcze bardziej zniewazajacy. Jason zachwial sie pod sila ciosu. Starzec przyblizyl sie, na tyle, na ile pozwalal mu wyciagniety pistolet, ale nieustraszony, nieporuszony jego widokiem, zapamietaly w swojej furii tlukl zaciekle przeciwnika.
– Swinia! Plugawa, wstretna swinia! Gnoj!
– Bo cie zastrzele! Zabije! Przestan! – Przyparty plecami do dachu renault Bourne nie mogl jednak pociagnac za spust. Starzec dalej nacieral, wciaz wywijal rekami, zadawal kolejne razy.
– Zabij mnie, jesli potrafisz, jesli sie osmielisz! Ty gnido, ty smieciu! Jason rzucil pistolet na ziemie i podniosl rece, zeby oslonic sie przed atakiem Villiersa. Lewa reka chwycil prawy przegub starca, a prawa zlapal spadajace z sila miecza jego lewe przedramie; wykrecil mu gwaltownie obie rece, przyciagnal ku sobie i zmusil, by sie zatrzymal. Ich twarze dzielilo zaledwie kilkanascie centymetrow. Klatka piersiowa starca falowala jak po ogromnym wysilku.
– Chcesz powiedziec, ze nie jestes czlowiekiem Carlosa? Zaprzeczasz temu?
Villiers szarpnal sie do przodu, napierajac na Bourne’a swoim poteznym torsem, probujac uwolnic sie z jego uscisku.
– Gardze toba, ty bydlaku!
– Do jasnej cholery, tak czy nie?
Starzec naplul Bourne’owi w twarz; jego oczy, w ktorych jeszcze przed chwila gorzal ogien, zamglily sie i naszly lzami.
– Carlos zabil mi syna – wyszeptal. – Zabil mojego jedynego syna na rue du Bac. Moj syn stracil zycie, kiedy piec lasek dynamitu wylecialo w powietrze na rue du Bac.
Jason powoli rozluznil uscisk. Wciaz oddychajac ciezko zwrocil sie do Villiersa najspokojniej jak umial:
– Niech pan wjedzie na pastwisko i na mnie zaczeka. Musimy porozmawiac, generale. Stalo sie cos, o czym pan nie wie i dobrze by bylo, gdybysmy obaj dowiedzieli sie, o co w tym chodzi.
– Nigdy! Niemozliwe! To bzdura!
– To fakt – powiedzial Bourne. Siedzial obok Villiersa na przednim siedzeniu jego samochodu.
– To jakas nieprawdopodobna pomylka! Pan nie wie, co mowi!
– To nie jest pomylka i wiem, co mowie, poniewaz sam znalazlem ten numer. Panski numer. Swietna przykrywka. Nikt przy zdrowych zmyslach nie bedzie laczyl pana z Carlosem, zwlaszcza ze wzgledu na smierc panskiego syna. Czy to jest pewne, ze sprzatnal go Carlos?
– Sprzatnal? Wolalbym, zeby sie pan inaczej wyrazal, monsieur.
– Przepraszam. Nie chcialem pana urazic.
– Czy jest pewne? W Surete sa o tym przekonani. Wywiad wojskowy i Interpol tez nie ma watpliwosci. Czytalem raporty.
– Co w nich bylo?
– Przypuszcza sie, ze Carlos oddal przysluge swoim radykalnym przyjaciolom z dawnych czasow. Pozwolil nawet, zeby sobie przypisali ten czyn. To bylo zabojstwo na tle politycznym. Smierc mojego syna miala byc przestroga dla innych, ktorzy przeciwstawiali sie fanatykom.
– Fanatykom?
– Lewicowi ekstremisci chcieli wejsc w koalicje z socjalistami, skladali im obietnice, ktorych nie zamierzali dotrzymac. Moj syn przejrzal i ujawnil ich plany, po czym podjal dzialania legislacyjne, zeby zablokowac sojusz. Dlatego musial zginac.
– Czy to z tego powodu odszedl pan z wojska i stanal do wyborow?
– Tak, i zrobilem to bez chwili wahania. Przyjelo sie, ze po smierci ojca syn kontynuuje jego prace… – Starzec przerwal; swiatlo ksiezyca padalo na jego zmeczona twarz. – W tym wypadku dziedzictwem ojca bylo prowadzenie dalej pracy syna. On nie byl zolnierzem, ja zas nie jestem politykiem, ale bron i materialy wybuchowe nie sa mi obce. To ja uksztaltowalem jego idealy, jego poglady odzwierciedlaly moje; moj syn zginal za nasze przekonania. Decyzja byla wiec dla mnie oczywista. Bede prezentowal nasze idealy na arenie politycznej i niech wrogowie mojego syna walcza ze mna. Zolnierz nie boi sie walki.
– Rozumiem, ze niejeden zolnierz.
– Co pan ma na mysli?
– Tych mezczyzn w restauracji. Wygladali, jakby dowodzili polowa wojsk we Francji.
– Bo i dowodzili, monsieur. Kiedys nazywano ich mlodymi gniewnymi dowodcami z Saint Cyr. Republika grzezla w korupcji, nieudolnosc paralizowala armie. Linia Maginota byla zartem. Podczas wojny zostali przywodcami ruchu oporu; walczyli ze Szwabami i rzadem Vichy w Europie i Afryce.
– Co robia teraz?
– Wiekszosc to emeryci, wielu z nich drecza wspomnienia przeszlosci. Modla sie do Najswietszej Panienki, zeby historia sie nie powtorzyla. Ale coraz czesciej widza znowu to samo. Wojsko zostalo zepchniete na boczny tor. Komunisci i socjalisci w Zgromadzeniu Narodowym robia wszystko, zeby oslabic sily militarne Francji. Cele Moskwy nie zmieniaja sie, choc mijaja dziesieciolecia. A tymczasem wolne spoleczenstwo dojrzalo do infiltracji. Gdy proces ten raz sie rozpocznie, bedzie zachodzil tak dlugo, az nasze spoleczenstwo zostanie uksztaltowane dokladnie wedlug sowieckiego modelu. Spiskowcy sa wszedzie; trzeba z nimi walczyc.
– Niektorzy powiedzieliby, ze panskie poglady brzmia dosc radykalnie.
– Dlaczego? Walka? Ojczyzna? Honor? Czy te pojecia sa dla pana anachroniczne?
– Nie. Ale wyobrazam sobie, jak wiele zla mozna wyrzadzic w ich imieniu.
– Nasze poglady sie roznia, ale nie zamierzam pana przekonywac.
Pytal pan o moich przyjaciol, wiec odpowiedzialem. A teraz, prosze, przejdzmy do tych panskich nieprawdopodobnych rewelacji. To obrzydliwe insynuacje. Pan nie wie, co znaczy stracic syna, wiedziec, ze zostal zamordowany.
– Bardzo panu wspolczuje – powiedzial Jason zaciskajac rece, by powstrzymac ich nagle drzenie. – Ale wszystko tu pasuje.
– Wrecz przeciwnie! Jak pan stwierdzil, nikt przy zdrowych zmyslach nie laczylby mnie z dzialalnoscia tej swini, Carlosa, a juz na pewno nie on sam. To ryzyko, ktorego ten bandzior by nie podjal. To nie do pomyslenia.
– Wlasnie. To jest nie do pomyslenia i dlatego zostal pan wykorzystany. Panski dom jest doskonalym punktem przekazywania jego polecen.
– Niemozliwe! Jak?
– Ktos, kto ma dostep do panskiego telefonu, jest w bezposrednim kontakcie z Carlosem. Uzywa sie szyfrow, wypowiada okreslone slowa. Prawdopodobnie dzieje sie to, kiedy nie ma pana w domu, a moze nawet kiedy pan jest. Czy pan sam odbiera telefony?