moglo sie zmiescic z dziesiec do pietnastu stolikow. Posrodku sciany odgradzajacej czesc zabudowana od tarasu znajdowaly sie podwojne drzwi, ktore widzial z lasu. Postacie wewnatrz nie poruszaly sie, zupelnie jakby skamienialy, i przez sekunde Jason zastanawial sie, czy przypadkiem nie ogloszono alarmu – moze czekano juz na niego? Zamarl na chwile z reka na pistolecie; nic sie nie wydarzylo. Trzymajac sie cienia podszedl do sciany. Przywarl plecami do drewna i przesuwal sie wolno w kierunku drzwi, az jego palce dotknely framugi. Powoli unosil glowe w kierunku szyby, zeby zajrzec do srodka.

To, co zobaczyl, wprawilo go w oslupienie, ale nie przestraszylo. Mezczyzni uformowali sie w szeregi – trzy szeregi, po czterech w kazdym – i stali naprzeciw Andre Villiersa, ktory do nich przemawial. Razem trzynastu mezczyzn, w tym dwunastu w postawie na bacznosc. Byli to starzy ludzie, starzy zolnierze. Nie mieli na sobie mundurow; zamiast tego powpinali w klapy wstegi w barwach oddzialow, w ktorych sluzyli, a takze odznaczenia za mestwo i dystynkcje wojskowe. Towarzyszyla temu pewna niepowtarzalna atmosfera. Byli to mezczyzni nawykli do wydawania rozkazow – przyzwyczajeni do wladzy. Ich twarze i oczy, a takze sposob, w jaki sluchali, wyrazaly respekt, ale nie slepy; wyraznie kazdy z nich mial swoje zdanie. Mimo ich podeszlego wieku w pokoju wyczuwalo sie sile. Olbrzymia sile. I to wlasnie bylo przerazajace. Jezeli ci ludzie nalezeli do Carlosa, to macki tego zabojcy nie tylko siegaly daleko, ale byly takze niezwykle niebezpieczne. Nie stali tu zwykli mezczyzni, lecz zaprawieni w boju zolnierze. Bourne pomyslal sobie, ze jesli jego osad jest trafny, to w tym pokoju zgromadzili sie ludzie o wielkim doswiadczeniu i szerokich wplywach.

Szaleni pulkownicy z Algierii, coz z nich zostalo? Mezczyzni zyjacy pamiecia o Francji, ktora juz nie istnieje, o swiecie, ktorego nie ma i ktory w ich mniemaniu zostal zastapiony zalosna, nieudolna namiastka. Tacy ludzie gotowi byli sprzymierzyc sie z Carlosem, chocby tylko dla tajemnej wladzy, ktora im dawal. Uderzaj. Atakuj. Zabij. Decyzje o zyciu i smierci, niegdys ich chleb powszedni, wyzwolily w nich teraz sile mogaca sluzyc sprawom, ktorych nie chcieli uznac za przegrane. Terrorysta pozostanie na zawsze terrorysta; zabojstwo jest podstawa terroru.

General podniosl glos; Jason usilowal uslyszec slowa przez szybe. Stawaly sie coraz wyrazniejsze.

– … odczuja nasza obecnosc, zrozumieja nasz cel. Jednoczy nas wspolna sprawa, ktorej nigdy nie porzucimy; jeszcze nas uslysza! Pamietamy o tych, ktorzy oddali zycie dla chwaly Francji, o naszych towarzyszach walki. Zmusimy nasza ukochana ojczyzne, by pamietala, i w imie tej pamieci pozostala silna, zeby nie byla niczyim lokajem! Nasi przeciwnicy poznaja nasz gniew. W tym tez jestesmy zgodni. Modlimy sie do Wszechmogacego, by ci, ktorzy odeszli przed nami, zaznali spokoju, bo nam nie jest on dany… panowie. Uczcijmy nasza Pania. Nasza Francje.

Rozlegl sie szmer ogolnego aplauzu, lecz starzy zolnierze wciaz stali na bacznosc. Nastepnie cichy glos odspiewal solo piec slow, a przy szostym towarzyszyl mu juz chor.

Allons, enfants de la patrie,

Le jour de gloire est arrive…

Bourne az sie odwrocil, ten widok bowiem i odglos dochodzacy z sali budzily w nim niesmak. Spustoszenie w imie slawy; smierc poleglych towarzyszy domaga sie dalszej smierci – takie sa ich pragnienia. A jesli ma to oznaczac pakt z Carlosem, niech i tak bedzie!

Dlaczego byl taki wzburzony? Czemu ogarnelo go nagle uczucie gniewu i bezsilnosci? Co wyzwolilo obrzydzenie, ktore czuje tak silnie? Zdal sobie sprawe z tego, ze nienawidzi takich ludzi, jak Andre Villiers, ze nimi gardzi. Ci starzy mezczyzni wywolywali wojny, kradnac zycie mlodym… i najmlodszym.

Czemu znowu bladzil wsrod tajemnic? Dlaczego odczuwal taki bol? Nie ma juz czasu na pytania ani sily, by sie nimi dreczyc. Musi usunac je ze swojego umyslu i skupic sie na Andre Francois Villiersie, rycerzu i wladcy, ktorego cele nalezaly do przeszlosci, ale pakt z zabojca wolal o smierc dzis.

Przycisnie generala. Zlamie go. Dowie sie wszystkiego, a potem najpewniej go zabije. Ludzie w rodzaju Villiersa kradna zycie mlodym i najmlodszym. Nie zasluguja, by zyc. Bladze znowu w swoim labiryncie, ktorego sciany nabite sa kolcami. O Boze, jak one kluja.

Jason przesadzil w ciemnosci balustrade i caly obolaly zsunal sie po rynnie. O bolu nalezalo zapomniec. Musi dotrzec do opustoszalej drogi oswietlonej ksiezycem i zlapac nosiciela smierci.

25

Bourne czekal w renault, nie gaszac silnika, dwiescie metrow na wschod od wejscia do restauracji, gotow ruszyc, gdy tylko zobaczy wyjezdzajacego Villiersa. Kilku innych uczestnikow spotkania juz odjechalo, kazdy oddzielnie. Spiskowcy nie afiszuja sie ze swoimi powiazaniami, a ci starzy mezczyzni byli spiskowcami w najscislejszym znaczeniu tego slowa. Zamienili wszystkie zdobyte przez siebie honory na wspolprace z groznym morderca i jego skrytobojcza organizacja.

Wiek i fanatyzm pozbawily ich rozumu, tak samo jak oni przez lata pozbawiali zycia innych… mlodych i najmlodszych.

Co to jest? Dlaczego mnie nie opuszcza? Cos strasznego, co tkwi gleboko w srodku probujac sie wydostac na zewnatrz, probujac, mysle, mnie zabic. Przenika mnie strach i poczucie winy… ale nie wiem, z jakiego powodu i czego tak bardzo sie boje. Dlaczego ci wysuszeni starcy wywoluja we mnie uczucia strachu i winy… i taki wstret?

Byli smiercia. Wojna. Na ziemi, na niebie. Z nieba… z nieba. Pomoz mi, Marie. Na Boga, pomoz mi!

Wreszcie wyjezdzal. Reflektory wynurzyly sie z alei; czarna karoseria limuzyny zalsnila w swietle latarni. Jason wyjechal z cienia nie wlaczajac swiatel. Dojechal tak az do pierwszego zakretu, przy ktorym wlaczyl reflektory i nacisnal do konca pedal gazu. Do wiejskiego pustkowia bylo mniej wiecej trzy kilometry; musial dotrzec tam szybko.

Bylo dziesiec po jedenastej i, jak trzy godziny temu, siegajace wzgorz pola skapane byly w poswiacie marcowego ksiezyca, ktory znajdowal sie teraz dokladnie na srodku nieba. Jason dotarl na miejsce; udalo sie. Pobocze bylo szerokie i graniczylo z pastwiskiem; dwa samochody mogly tu spokojnie stanac. Nastepne zadanie to zatrzymac Villiersa. General byl stary, lecz nie zniedoleznialy; jesli taktyka Jasona wzbudzi jego podejrzenia, moze zjechac na trawe i uciec. Wszystko zalezalo od tego, czy Jason potrafi zachowac sie dosc przekonywajaco i w pelni wykorzystac moment zaskoczenia.

Bourne zawrocil, poczekal, az w oddali ukaza sie swiatla wozu Villiersa, a wtedy nagle nacisnal na gaz i ruszyl do przodu, krecac gwaltownie kierownica raz w lewo, raz w prawo. Samochod tanczyl na drodze, jakby siedzacy w nim kierowca stracil nad nim panowanie i nie dawal rady jechac prosto, lecz mimo to przyspieszal.

Villiers nie mial wyboru; zwolnil, kiedy Jason w szalenczym tempie zblizal sie do niego. Gdy do zderzenia obu samochodow brakowalo nie wiecej niz siedem metrow, Bourne nagle skrecil kierownice w lewo i rownoczesnie nacisnal na hamulec, wprowadzajac samochod w kontrolowany poslizg. Zapiszczaly opony. Kiedy samochod zatrzymal sie, Jason zaczal krzyczec przez otwarte okno. Jego nieartykulowane wrzaski mogly wskazywac, ze jest ranny lub pijany, ale na pewno niegrozny. Jason uderzyl reka o rame okna i zamilkl, kulac sie na siedzeniu, z pistoletem przygotowanym na kolanach.

Kiedy uslyszal, ze drzwi od limuzyny Villiersa otworzyly sie, podniosl glowe znad kierownicy. Starzec nie mial broni i chyba nic nie podejrzewal; po prostu byl zadowolony, ze udalo mu sie uniknac wypadku. Przecial swiatla reflektorow, podszedl do lewego okna renault i zdenerwowany zaczal zadawac pytania rozkazujacym tonem oficerow z Saint Cyr.

– Co to ma znaczyc? Co pan wyrabia? Nic sie panu nie stalo? Rece generala zacisnely sie na dolnej krawedzi okna.

– Mnie nie, ale panu tak – odpowiedzial Bourne po angielsku, podnoszac pistolet.

– Co?… – wykrztusil starzec, prostujac sie. – Kim pan jest i co to ma znaczyc?

Jason wysiadl z renault, gestykulujac lewa reka ponad wyciagnieta lufa broni.

– Ciesze sie, ze mowi pan biegle po angielsku. Prosze wrocic do samochodu i zjechac na bok.

– A jesli odmowie?

– Zabije pana. Niewiele trzeba, zeby mnie sprowokowac.

Вы читаете Tozsamosc Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату