Byla to cicha uliczka, specyficzna dla centrum Paryza – polaczenie sklepow i domow mieszkalnych – tetniaca zyciem w ciagu dnia, pustoszejaca wieczorem.

Jason znalazl sie przed budynkiem, w ktorym, wedlug ksiazki telefonicznej, powinien mieszkac Pierre Trignon. Wszedl do schludnego foyer. W blasku przycmionych swiatel widac bylo po prawej stronie rzad mosieznych skrzynek na listy. Pod kazda z nich umieszczono maly czarny mikrofon z gatunku takich, do ktorych trzeba mowic glosno i wyraznie, zeby zostac zrozumianym. Jason przesunal palcem wzdluz nazwisk umieszczonych pod otworami skrzynek. M. Pierre Trignon. App. 42. Dwukrotnie przycisnal maly, czarny guzik. Po dziesieciu sekundach uslyszal trzask.

– Slucham?

– Czy moge mowic z panem Trignonem?

– Slucham?

– Telegram, prosze pana. Nie chce zostawiac roweru.

– Telegram? Do mnie?

Pierre Trignon nie nalezal do ludzi czesto otrzymujacych telegramy, co zdradzal jego zdumiony glos. Dalsze slowa byly prawie niezrozumiale, ale wzburzony glos kobiety, z ktora rozmawial, pozwalal domyslac sie, ze dla Trignona telegram byl zapowiedzia nieszczescia.

Bourne czekal przed prowadzacymi na schody drzwiami z matowego szkla. Po kilku sekundach uslyszal tupot nog. Coraz glosniejszy, w miare jak mezczyzna, najpewniej Trignon, zbiegal na dol. Drzwi otworzyly sie z impetem i do skrzynek na listy podszedl lysiejacy, korpulentny mezczyzna w bialej opietej koszuli, z wrzynajacymi sie w cialo, niepotrzebnymi szelkami. Podszedl do rzedu skrzynek, zatrzymujac sie przed numerem czterdziesci dwa.

– Monsieur Trignon?

Korpulentny mezczyzna odwrocil sie gwaltownie. Jego pucolowata twarz wyrazala bezradnosc.

– Telegram. Jest do mnie telegram! – zawolal. – Czy przyniosl mi pan telegram?

– Przepraszam za podstep, panie Trignon, ale to dla panskiego dobra. Pomyslalem, ze nie chcialby pan byc przesluchiwany w obecnosci zony i rodziny.

– Przesluchiwany?! – wykrzyknal ksiegowy. Jego pelne, wypukle wargi wykrzywil grymas, oczy wyrazaly przerazenie. – Mnie? W jakiej sprawie? Co to ma znaczyc? Co pan robi w moim domu? Jestem porzadnym obywatelem!

– Czy pracuje pan na Saint-Honore? W firmie o nazwie „Les Classiques”?

– Tak. Kim pan jest?

– Prosze ze mna, moj sluzbowy woz stoi przed domem.

– Przed domem? Prosze ze mna?… Nie mam marynarki ani plaszcza! A moja zona? Czeka na gorze na telegram. Telegram!

– Bedzie pan jej mogl wyslac telegram. A teraz pozwoli pan ze mna. Zajmuje sie tym od rana i chcialbym to juz miec za soba.

– Bardzo prosze – zaprotestowal Trignon. – Wolalbym zostac w domu. Mowil pan, ze ma do mnie jakies pytania. Niech wiec pan pyta i pozwoli mi wrocic na gore. Nie chce jechac do panskiego biura.

– Tylko kilka minut – powiedzial Jason.

– Zadzwonie do zony i powiem jej, ze to pomylka i ze telegram jest do starego Graveta z pierwszego pietra, ktory niedowidzi. Zrozumie.

Madame Trignon nie zrozumiala, ale jej piskliwe watpliwosci rozwial jeszcze piskliwszy Monsieur Trignon.

– No widzi pan – powiedzial ksiegowy odchodzac od skrzynki na listy. Rzadkie kosmyki na jego lysej glowie zlepial pot. – Nie musimy nigdzie jezdzic. Co znaczy tych pare minut wobec wiecznosci? Program w telewizji powtorza za miesiac lub dwa… A teraz niech mi pan powie o co, na milosc boska, chodzi? Moje ksiegi rachunkowe sa bez zarzutu! Nie moge reczyc, oczywiscie, za rachunkowosc. To osobny dzial. Prawde mowiac nigdy nie lubilem czlowieka, ktory tam pracuje. Duzo klnie, wie pan, co mam na mysli. No, ale kimze jestem, by sadzic innych. – Trignon rozlozyl rece i wykrzywil twarz w usluznym usmiechu.

– Przede wszystkim – powiedzial Bourne nie zwazajac na zapewnienia – prosze nie wyjezdzac z Paryza, Jezeli z jakichs powodow osobistych czy zawodowych bedzie pan musial wyjechac, prosze nas wczesniej zawiadomic, ale i tak nie dostanie pan zezwolenia.

– Pan oczywiscie zartuje?

– Oczywiscie, ze nie.

– Nie mam teraz zadnych powodow, by wyjezdzac z Paryza, nie mam takze na wyjazd pieniedzy, ale to smieszne, ze mi sie tego zabrania! Co ja takiego zrobilem?

– Rano nasz wydzial skonfiskuje panskie ksiegi rachunkowe. Niech pan bedzie na to przygotowany.

– Skonfiskuje… Z jakiego powodu? Na co mam byc przygotowany?

– Chodzi o wyplaty dla tak zwanych dostawcow, ktorych faktury sa sfalszowane. Towar nigdy nie zostal wyslany, zreszta nigdy nie mial byc wyslany – wyplaty natomiast przeslano do banku w Zurychu.

– Zurych? Nie wiem, o czym pan mowi! Nie wystawialem zadnych czekow do Zurychu.

– Wiemy, ze nie bezposrednio. Lecz jakze latwo bylo wam wystawic je na nie istniejace firmy, wyplacic pieniadze, po czym wyslac je do Szwajcarii.

– Kazda faktura jest podpisywana przez Madame Lavier! Sam niczego nie wyplacam!

Jason zamilkl marszczac brwi.

– Teraz pan raczy zartowac – powiedzial.

– Slowo daje! Takie u nas obowiazuja zasady. Prosze zapytac kogo pan chce! „Les Classiques” nie zaplaci ani su bez upowaznienia samej madame.

– Chce pan powiedziec, ze otrzymuje pan polecenia bezposrednio od niej.

– Alez oczywiscie!

– A od kogo ona dostaje polecenia?

Trignon usmiechnal sie szeroko.

– Powiadaja, ze od Boga, jezeli nie odwrotnie. To oczywiscie dowcip, prosze pana.

– Wierze, ze potrafi pan byc bardziej powazny. Kto jest rzeczywistym wlascicielem „Les Classiques”?

– Spolka. Pani Lavier ma wielu bogatych przyjaciol; zainwestowali w jej zdolnosci, i oczywiscie w talent Rene Bergerona.

– Czy ci inwestorzy czesto sie spotykaja? Czy decyduja o polityce firmy? Moze wskazuja inne firmy, z ktorymi nalezy robic interesy?

– Nie mam pojecia. Oczywiscie kazdy ma przyjaciol.

– Prawdopodobnie zajelismy sie niewlasciwymi ludzmi – przerwal mu Bourne. – Byc moze ktos tylko posluguje sie panem i Lavier, bo bezposrednio zajmujecie sie biezacymi finansami.

– Posluguje sie, po co?

– Zeby przemycic pieniadze do Zurychu. Na konto jednego z najniebezpieczniejszych mordercow w Europie.

Trignon zadrzal, oparl sie plecami o sciane, jego duzy brzuch zafalowal.

– O czym u licha pan mowi?

– Radze sie przygotowac. Szczegolnie panu. To pan wystawial czeki.

– Ale tylko za zgoda!

– Czy kiedykolwiek sprawdzal pan towar w oparciu o fakture?

– To nie nalezy do moich obowiazkow!

– Wiec w gruncie rzeczy wystawial pan rachunki za dostawy, ktorych pan nigdy nie widzial.

– Nigdy ich nie ogladam! Wylacznie podpisane faktury. Wyplacam tylko na tej podstawie!

– Wiec lepiej niech pan odnajdzie wszystkie faktury. Radzilbym, zeby dokopal sie pan z Madame Lavier do kazdego upowaznienia w waszych rachunkach. Poniewaz obydwoje, a szczegolnie pan, jestescie podejrzani.

– Podejrzani? O co?

– Z braku lepszego paragrafu o wspoludzial w wielokrotnym morderstwie.

– Wielokrotnym?

– Morderstwie. Konto w Zurychu nalezy do przestepcy znanego jako Carlos, Pan, panie Trignon, i pana obecna

Вы читаете Tozsamosc Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату