– Co do ciebie doszlo? Co ci sie udalo z tego zlozyc?

– To, co do mnie dochodzilo, nie zawsze do siebie pasowalo. Ale pewne rzeczy byly dla mnie oczywiste.

– Na przyklad jakie?

– Jak cie zobaczylem, od razu sie domyslilem. Oto Delta wzial dobrze platna robote dla Amerykanow. Kolejna dobrze platna robote, ale chyba inna niz poprzednie.

– Wyrazaj sie jasniej, dobrze?

– Dziesiec lat temu poszla plotka z Sajgonu, ze zimny Delta bierze najwieksza forse ze wszystkich „meduzyjczykow”. W moich oczach byles najlepszy, wiec mnie to nie dziwilo. Za to, co robisz obecnie, z pewnoscia wytargowales wiecej.

– To znaczy? Co mowia?

– Co wiedza? To, czego dowiedzieli sie w Nowym Jorku. Mowiono mi, ze Mnich potwierdzil to przed smiercia. Zreszta, wszystko na to wskazywalo od samego poczatku.

Bourne skupil sie na szklance, omijajac spojrzenie d’Anjou. Mnich. Mnich, Nie pytaj. Mnich nie zyje i nie ma znaczenia, kim i czym byl. Nie liczy sie juz.

– Powtarzam pytanie – powiedzial Jason. – Czym wedlug nich sie zajmuje?

– Wiesz, Delta, to przeciez ja wyjezdzam. Nie ma sensu…

– Prosze – przerwal mu Bourne.

– No dobrze. Zgodziles sie byc tym Kainem. Tym mitycznym morderca majacym na swym koncie mnostwo fikcyjnych, calkowicie zmyslonych kontraktow, co potwierdzaja wszystkie dostepne zrodla. Celem jest rzucenie wyzwania Carlosowi, „bezustanne podrywanie jego autorytetu” – jak to ujal Bergeron, obnizenie jego ceny, rozprzestrzenianie poglosek o jego slabosci i twojej nad nim wyzszosci. W efekcie chodzi o wywabienie Carlosa z nory i schwytanie go. Na tym polega twoja umowa z Amerykanami.

Promienie jego wlasnego, osobistego slonca wdarly sie w ciemne katy umyslu Jasona. Gdzies w oddali uchylaly sie jakies drzwi, ale wciaz byly zbyt daleko i za malo otwarte. Jednakze tam, gdzie dotad byla wylacznie ciemnosc, troche pojasnialo.

– A tymi Amerykanami sa… – Bourne nie dokonczyl zdania gore pragnac, zeby uczynil to za niego d’Anjou.

– Zgadza sie – powiedzial „meduzyjczyk”. – Treadstone-71. Najwieksza komorka wywiadu amerykanskiego po Wydziale Operacji Konsularnych Departamentu Stanu. Zorganizowana przez tworce „Meduzy”. Przez Dawida Abbotta.

– Mnicha – dodal cicho Jason, instynktownie. W oddali jakies inne drzwi nieco sie uchylily.

– Oczywiscie. Komuz innemu powierzylby on role Kaina, jesli nie znanemu jako Delta „meduzyjczykowi”? Powiedzialem ci, ze jak tylko cie ujrzalem, domyslilem sie wszystkiego.

– Role… – Bourne przerwal; promienie sloneczne nabieraly jasnosci, ciepla, ale nie oslepialy.

D’Anjou pochylil sie ku niemu.

– Wlasnie w tym punkcie to, co uslyszalem, nie pasuje mi do calosci. Nie chcialo mi sie wierzyc, zeby byly to prawdziwe powody, dla ktorych, jak mi powiedziano, Jason Bourne przyjal te robote.

– Co mowiono? Co slyszales?

– Ze jestes oficerem wywiadu amerykanskiego, w dodatku wojskowym. Wyobrazasz sobie? Ty, Delta? Gosc zywiacy pogarde do tylu rzeczy, a najbardziej do wszystkiego, co amerykanskie. Powiedzialem Bergeronowi, ze to odpada, ale nie wiem, czy mi uwierzyl.

– Co mu powiedziales?

– To, co myslalem i co dalej mysle. Ze nie idzie tu o forse – zadne pieniadze nie zmusilyby cie do zrobienia tego – ze musi to byc cos innego. Sadze, ze kierowalo toba to, co tamtymi, gdy dziesiec lat temu wstepowali do „Meduzy”. Zaczac od nowa, odzyskac cos, co sie mialo przedtem, a co zostalo czlowiekowi odebrane. Moze sie myle, moze nie, ale nie oczekuje od ciebie potwierdzenia.

– Niewykluczone, ze masz racje – rzekl Jason wstrzymujac oddech; poczul ulge, gdy chlodny powiew rozpedzil mgle. To brzmialo sensownie. Wyslano do niego wiadomosc. To moglo byc to. Odczytaj wiadomosc! Odszukaj nadawce! Treadstone!

– Co prowadzi nas z powrotem – ciagnal d’Anjou – do plotek na temat Delty. Kim byl? Czym byl? Ten wyksztalcony, milkliwy facet, ktory w dzungli potrafil przeobrazac sie w smiercionosna bron. Wymagal od siebie i od innych znoszenia nieludzkich cierpien, w dodatku bez powodu. Nigdy nie moglismy tego pojac.

– Nikt od was tego nie wymagal. Czy jest jeszcze cos, co moglbys mi powiedziec?… Czy znaja dokladnie umiejscowienie Treadstone?

– Oczywiscie. Powiedzial mi o tym Bergeron. Rezydencja w Nowym Jorku na Wschodniej Siedemdziesiatej Pierwszej ulicy. Pod sto czterdziestym. Czy nie tak?

– Byc moze… jeszcze cos?

– To, o czym, rzecz jasna, wiesz. Ta strategia, ktorej, musze przyznac, nie rozumiem.

– To znaczy?

– Ze Amerykanie mysla, iz przeszedles na druga strone. A mowiac dokladniej chca, aby Carlos myslal, ze ty przeszedles na druga strone.

– Dlaczego? – Byl juz blisko. To tu!

– Chodzi o ten dlugi okres ciszy, dokladnie szesc miesiecy. Co zbieglo sie z ustaniem aktywnosci Kaina. Do tego doszla skradziona forsa, ale bardziej znaczaca byla ta cisza.

Jest. Wiadomosc. Cisza. Miesiace spedzone w Port Noir. To szalenstwo w Zurychu, zwariowane wydarzenia w Paryzu. Nikt nie ma pojecia, co sie naprawde stalo! Kaza mu sie ujawnic. Wyjsc na powierzchnie. Mialas racje, Marie, najdrozsza, najukochansza moja. Mialas racje od samego poczatku.

– I to juz wszystko? – spytal Bourne, usilujac zapanowac nad niecierpliwoscia w glosie, bo najbardziej ze wszystkiego pragnal teraz wrocic do Marie.

– Wszystko, o czym wiedza, ale zechciej wziec pod uwage, ze nigdy mi duzo nie mowili. Wzieli mnie ze wzgledu na to, ze bylem w „Meduzie” – bo dowiedzieli sie, ze Kain tez do niej nalezal – lecz nigdy nie dopuszczali mnie blisko Carlosa.

– Byles dostatecznie blisko. Dzieki. – Jason polozyl na stoliku kilka banknotow i zaczal zbierac sie do wyjscia.

– Jest jeszcze jedno – powiedzial d’Anjou. – Nie wiem, czy ma to jeszcze jakies znaczenie, ale oni wiedza, ze nie nazywasz sie Jason Bourne.

– Co takiego?

– Dwudziestego piatego marca. Czyzbys zapomnial, Delta? To juz za dwa dni, a ta data jest okropnie wazna dla Carlosa. Wydal odpowiednie rozkazy. Dwudziestego piatego chce miec twoje zwloki. Tego samego dnia zamierza dostarczyc je Amerykanom.

– O czym ty mowisz?

– 25 marca 1968 roku zostal stracony w Tam Quan Jason Bourne. Ty to zrobiles.

31

Kiedy otworzyla mu drzwi, stal w nich przez chwile, wpatrzony w wedrujace po jego twarzy jej duze brazowe oczy, w ktorych malowal sie strach pomieszany z ciekawoscia. Wiedziala. Nie to, jaka jest ta odpowiedz, ale ze istnieje i ze on wrocil, by ja oznajmic. Wszedl do pokoju, ona zamknela drzwi.

– A wiec stalo sie – powiedziala.

– Stalo sie. – Bourne odwrocil sie i wyciagnal do niej rece. Podeszla, objeli sie w milczeniu, ktore mowilo wiecej niz jakiekolwiek slowa. – Mialas racje – wyszeptal w koncu dotykajac wargami jej miekkich wlosow. – Pozostalo jeszcze wiele spraw nie wyjasnionych, moze na zawsze, ale ty mialas racje. Nie jestem Kainem, nie ma zadnego Kaina, nigdy nie bylo. Mowia o kims, kto nigdy nie istnial. Zostal wymyslony, zeby wywabic Carlosa. Ja go udaje. Czlonek „Meduzy” o imieniu Delta zgodzil sie udawac nie istniejacego Kaina, i ja nim jestem.

Odsunela sie, nie puszczajac go z objec.

– „Kain to Charlie…” – powiedziala cicho.

– A Delta to Kain – dokonczyl Jason. – Mowilem to?

Вы читаете Tozsamosc Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату