Marie przytaknela.

– Tak, kiedys w Szwajcarii wykrzykiwales to przez sen. Ale nigdy nie wymieniales Carlosa, tylko Kaina i… Delte. Powiedzialam ci o tym rano, ale ty milczales. Popatrzyles tylko przez okno.

– Bo nic nie rozumialem. Dalej nie rozumiem, przyjmuje jedynie do wiadomosci. Wyjasnia to bardzo wiele.

– Prowokator. – Znowu pokiwala glowa. – Ten jakis szyfr, ktorym sie poslugujesz, dziwne wyrazenia, skojarzenia. Ale czemu? Dlaczego ty?

– „Zeby zaczac od nowa”. Tak powiedzial.

– Kto?

– D’Anjou.

– Ten, ktorego widziales na schodach w Parc Monceau? Ten, ktory obslugiwal centralke telefoniczna?

– Nalezal do „Meduzy”. Znalem go.

– Co ci powiedzial?

Bourne powtorzyl wszystko. Na twarzy Marie pojawila sie ulga, ktora sam tez odczuwal. Jej oczy zalsnily blaskiem, szyja zaczela pulsowac, a z gardla wyrywal sie radosny okrzyk. Widac bylo, ze nie moze sie doczekac, kiedy skonczy, by moc go znow przytulic.

– Jasonie! – zawolala, obejmujac dlonmi jego twarz. – Najdrozszy, moj najdrozszy! Moj przyjaciel wrocil do mnie. My to wszystko wiedzielismy, przeczuwalismy!

– Niezupelnie wszystko – odparl dotykajac jej policzka. – Dla ciebie jestem Jasonem, dla siebie Bourne’em, bo tak mnie nazwano. Uzywam go, ale to nie jest moje nazwisko.

– Zmyslone?

– Nie, on istnial. Mowia, ze zabilem go w miejscu o nazwie Tam Quan.

Zsunela dlonie z twarzy na jego ramiona, nie puszczajac go jednak od siebie.

– Musiala byc jakas przyczyna.

– Wierze, ze byla. Ale nie wiem. Moze dlatego chcialem zaczac od nowa.

– To nie ma znaczenia – stwierdzila, zabierajac rece. – To stalo sie dawno, dziesiec lat temu. Teraz chodzi tylko o to, zebys odnalazl ludzi z Treadstone, bo oni cie szukaja.

– Podobno Amerykanie sadza, ze przeszedlem na druga strone. Tak mowi d’Anjou. Przez szesc miesiecy nie otrzymali ode mnie zadnej wiadomosci, az z konta w Zurychu zniknely miliony. Pewnie uwazaja mnie za swoja najkosztowniejsza pomylke.

– Mozesz wyjasnic, co sie stalo. Nie zerwales umowy swiadomie; zreszta i tak nie moglbys robic tego dalej. To juz niemozliwe. Nie pamietasz szkolenia, jakie przeszedles. Zostaly ci tylko jakies jego fragmenty – obrazy i zdania, ktorych nie potrafisz do niczego odniesc. Ludzie, ktorych przypuszczalnie powinienes znac, sa ci obcy. Pamietasz tylko jakies twarze bez nazwisk, nie wiedzac, gdzie sie ich spodziewac i do kogo naleza.

Bourne zdjal plaszcz i wyciagnal zza paska pistolet. Przyjrzal sie uwaznie tlumikowi – brzydkiemu, perforowanemu przedluzeniu lufy, dzieki ktoremu huk wystrzalu stawal sie podobny do odglosu spluniecia. Poczul do niego obrzydzenie. Podszedl do biurka, schowal bron i wsunal z halasem szuflade. Nie zdejmujac dloni z galki, przeniosl wzrok na lustro, skad patrzyla na niego twarz bez imienia.

– I coz bym im powiedzial? – spytal. – Tu Jason Bourne. Wiem oczywiscie, ze sie tak nie nazywam, bo Jasona Bourne’a sam zabilem, jednakze wy mnie tak nazwaliscie… Przepraszam panow bardzo, ale w drodze do Marsylii zdarzyla mi sie przygoda. Stracilem cos – o, na to nie ma ceny – to tylko moja pamiec. Zdaje sie, ze mamy ze soba jakas umowe, ale nie pamietam jaka, z wyjatkiem paru glupich zdan w rodzaju „Znajdz Carlosa!” i „Zlap Carlosa!” oraz cos o tym, ze Delta to Kain, Kain zas zastepuje Charliego, a z kolei Charlie to sam Carlos. I dlatego mogloby sie wam wydawac, ze ja pamietam. Niewykluczone, ze myslicie sobie: „Mamy tego drania. Wsadzmy go na paredziesiat lat do jakiejs klatki. Juz nie chodzi o to, ze nas tak nabral, ale o to koszmarne zamieszanie, jakie spowodowal”. – Bourne odwrocil sie do Marie. – Nie zartuje. Co im powiem?

– Prawde – odrzekla. – Uwierza ci. Wyslali do ciebie wiadomosc; probuja dotrzec do ciebie. A co do tych szesciu miesiecy, to wyslij telegram do Washburna w Port Noir. Prowadzil dziennik twojej choroby – obszerny, szczegolowy dziennik.

– Pewnie by nie odpowiedzial. Umowilismy sie, ze za zlozenie mnie do kupy otrzyma trzecia czesc pieniedzy z konta w Zurychu, do ktorego sam nie mial dostepu. Wyslalem mu ponad milion amerykanskich dolarow.

– I co, nie zechcialby ci juz pomoc?

Jason chwile milczal.

– Nie wiem, czy on moze pomoc sam sobie. Ma wlasne klopoty; jest alkoholikiem. Nie pijakiem, lecz najgorszego rodzaju alkoholikiem. Zdaje sobie z tego sprawe i jest zadowolony. Jak dlugo moze zyc majac milion dolarow? Jak dlugo ci przybrzezni piraci pozwola mu zyc, dowiedziawszy sie o forsie?

– Tak czy inaczej mozesz udowodnic, ze tam byles. Przez szesc miesiecy przebywales w odosobnieniu, chory. Nie kontaktowales sie absolutnie z nikim.

– Jak przekonac o tym tych z Treadstone? Z ich punktu widzenia jestem chodzacym magazynem tajemnic panstwowych. Inaczej nie zrobilbym tego, co zrobilem. Skad maja miec pewnosc, ze nie rozmawialem z nieodpowiednimi ludzmi?

– Powiedz im, zeby wyslali kogos do Port Noir.

– Zeby spotkal sie z niemymi spojrzeniami, milczeniem? Ucieklem z wyspy w nocy, a polowa tych przybrzeznych czaila sie na mnie z dragami. Jesli ktorys z nich oblupil Washburna, to skojarzy fakty i da noge.

– Jasonie, nie rozumiem, do czego zmierzasz? Masz swoja odpowiedz; odpowiedz, ktorej szukales od chwili, gdy otworzyles oczy tamtego poranka w Port Noir. O co ci jeszcze chodzi?

– Po prostu musze byc ostrozny. „Wszystko mozna, lecz z ostrozna!” – odrzekl z irytacja. – „Jacku, skacz jak pasikonik, to cie plomien nie dogoni! Skacz jak kangur, skacz jak pchla, grozny jezor swieca ma!” I co powiesz o mojej pamieci, he?! – wykrzyknal i umilkl.

Marie przeszla przez pokoj i stanela przed nim.

– Doskonala. Ale nie o to chodzi, prawda? Nie chodzi o ostroznosc.

Jason pokrecil glowa.

– Nie – odparl. – Odczuwalem strach przy kazdym kolejnym kroku; przerazalo mnie to, czego sie dowiadywalem. A teraz, zblizajac sie do konca, boje sie, jak jeszcze nigdy do tej pory. Skoro nie jestem Jasonem Bourne’em, to kim jestem? Co ja zostawilem za soba? Nie pomyslalas nigdy o tym?

– Wielokrotnie, kochanie. Na swoj sposob jestem przerazona bardziej od ciebie. Ale przeciez nie zatrzymamy sie. Modle sie o to do Boga, wiedzac jednoczesnie, ze nic juz nas nie powstrzyma.

Attache Ambasady Amerykanskiej przy Avenue Gabriel wszedl do biura pierwszego sekretarza i starannie zamknal drzwi. Mezczyzna siedzacy za biurkiem uniosl wzrok.

– Czy pan jest pewien, ze to on?

– Jestem pewien tylko tego, ze uzyl wlasciwego szyfru – stwierdzil attache i zblizyl sie do biurka trzymajac obramowana na czerwono tekturke. – Oto identyfikator – powiedzial podajac ja pierwszemu sekretarzowi. – Sprawdzilem wszystkie podane przez niego slowa i jesli mamy sie na tym opierac, musimy uznac jego autentycznosc.

Mezczyzna za biurkiem przyjrzal sie tekturce.

– Kiedy powolal sie na Treadstone?

– Jak mu oswiadczylem, ze to ja decyduje o tym, czy i kiedy zostanie skontaktowany z kims z wywiadu amerykanskiego. Najwyrazniej sadzil, ze spadne z krzesla slyszac, ze nazywa sie Jason Bourne. Kiedy spytalem, czym moge mu sluzyc, mial mine, jakby chcial sie na mnie rzucic.

– I nie powiedzial, zeby sprawdzic jego identyfikator?

– Czekalem na to, lecz daremnie. Ktos, czyja krotka charakterystyka brzmi: „Doswiadczony oficer liniowy. Niewykluczona dezercja lub przetrzymanie przez wroga”, powinien uzyc slowa „identyfikator” i wszystko byloby w porzadku. Ale nie uzyl.

– Wiec moze nie jest autentyczny?

– Cala reszta sie jednak zgadza. Powiedzial, ze od szesciu miesiecy jest poszukiwany przez D. C. Wtedy to wlasnie wymienil Treadstone. Oswiadczyl, ze nalezy do Treadstone, jakby sprawdzal, jakie wrazenie to wywrze. Prosil, zebym przekazal slowa szyfrowe „Delta”, „Kain” i „Meduza”. Dwa pierwsze wystepuja w identyfikatorze,

Вы читаете Tozsamosc Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату