obietnica dla niego. Nie moge czekac na ten list, mademoiselle. Nie mozemy. Musze uslyszec wszystko, co pani wie. Teraz.
– Co pan moze zrobic?
– Pojde do Ambasady Amerykanskiej. Do samego ambasadora. A teraz prosze mi opowiedziec. Wszystko.
Marie St. Jacques cofnela reke i wyprostowala sie, jej kasztanowe wlosy ulozyly sie na oparciu kanapy. Oczy powedrowaly gdzies daleko, zaszly lzami.
– Powiedzial mi, ze zycie zaczelo sie dla niego na srodziemnomorskiej wysepce o nazwie Ile de Port Noir…
Sekretarz Stanu wkroczyl gniewnie do biura dyrektora Operacji Konsularnych, sekcji wydzialu zajmujacego sie dzialalnoscia o charakterze scisle tajnym. Przemierzywszy pokoj znalazl sie przed biurkiem zaskoczonego dyrektora, ktory wstal na widok waznego urzednika. Na jego twarzy malowalo sie oburzenie pomieszane z niedowierzaniem.
– Pan Sekretarz?… Panskie biuro nie powiadomilo mnie, sir. Przyszedlbym sam na gore.
Sekretarz Stanu rzucil na biurko dyrektora zolty notatnik. Na wierzchniej stronie widniala kolumna zlozona z szesciu hasel wypisanych grubym flamastrem.
Bourne
Delta
Meduza
Kain
Carlos
Treadstone
– Co to jest? – spytal Sekretarz. – Co to jest, do diabla? Szef Operacji Konsularnych pochylil sie nad biurkiem.
– Nie mam pojecia, sir. Jak widac, jakies nazwiska. Szyfr literowy – litera D – i aluzja do operacji „Meduza”, jak sie domyslam, zreszta slyszalem o takowej. „Carlos” to przypuszczalnie ten zabojca, szkoda, ze nie wiem o nim nic wiecej. Nigdy natomiast nie spotkalem sie z „Bourne’em”, „Kainem” ani z „Treadstone”.
– Niech wiec pan pojdzie do mego biura i wyslucha zapisu rozmowy telefonicznej, ktora wlasnie odbylem z Paryzem, to sie pan wszystkiego o nich dowie – wybuchnal Sekretarz Stanu. – Na tej tasmie sa rozne rewelacje, dotyczace miedzy innymi zabojstw w Ottawie i Paryzu i bardzo dziwnych ukladow, ktore nasz pierwszy sekretarz z ambasady w Paryzu zawarl z agentem CIA. Do tego jakis kretyn robi na szaro przedstawicieli innych rzadow, nasze wlasne komorki wywiadowcze i europejska prase – bez wiedzy i zgody Departamentu Stanu! Mamy do czynienia ze spiskiem na wielka skale, polegajacym na rozsiewaniu falszywych informacji w tylu krajach, ze sie to w glowie nie miesci. Jestesmy pod presja Kanadyjki z paszportem dyplomatycznym, ekonomistki pracujacej dla rzadu w Ottawie, podejrzanej o dokonanie morderstwa w Zurychu. Zostalismy zmuszeni do udzielenia azylu poszukiwanemu przez policje zbiegowi, do lamania prawa, bo – jesli ta kobieta mowi prawde – umoczylismy sprawe! Chcialbym wiedziec, co tu sie dzieje. Niech pan odwola wszystkie dzisiejsze spotkania, co do jednego. Reszte dnia i noc poswieci pan na przekopanie tego wszystkiego. Kreci sie tu facet, ktory nie wie, kim jest, ale za to ma we lbie tyle informacji, ze niejeden komputer moglby mu pozazdroscic!
Bylo juz po polnocy, kiedy wyczerpanemu dyrektorowi Operacji Konsularnych udalo sie uzyskac polaczenie; niewiele brakowalo, a nie dostalby go wcale. Pierwszy sekretarz ambasady w Paryzu, pod grozba natychmiastowej dymisji, podal mu imie i nazwisko Conklina. Ale Conklina nie mozna bylo nigdzie znalezc. Wrocil rano z Brukseli do Waszyngtonu wojskowym odrzutowcem, ale wymeldowal sie z Langley o pierwszej dwadziescia po poludniu, nie zostawiajac numeru telefonu – nawet na wypadek czegos naglego. Z tego, co dyrektor dowiedzial sie o Conklinie, takie przeoczenie bylo dla niego niezwyczajne. Agent CIA nalezal do gatunku tych, ktorych okreslano mianem polawiaczy rekinow; kierowal operacjami na calym swiecie, wszedzie tam, gdzie podejrzewano dezercje i zdrade. Tylu ludzi na roznych placowkach potrzebowalo w kazdej chwili jego akceptacji dla swych poczynan. Jak wiec wytlumaczyc fakt, ze zerwal lacznosc na cale dwanascie godzin? Niezwykle bylo tez to, ze zapisy jego rozmow telefonicznych zostaly wymazane; od dwoch dni nie odbyl zadnych rozmow, a przeciez Centralna Agencja Wywiadowcza miala bardzo okreslone przepisy w tej sprawie. Nowe szefostwo wymagalo zapisu wszystkich kontaktow. Dyrektorowi Operacji Konsularnych udalo sie stwierdzic jeden fakt: Conklin mial powiazania z „Meduza”.
Grozac sankcjami ze strony Departamentu Stanu, dyrektor zazadal odczytu polaczen Conklina z ostatnich pieciu tygodni. Agencja poslusznie mu je przeslala i dyrektor przez nastepne dwie godziny siedzial przed ekranem, polecajac operatorom w Langley przewijac tasme az do odwolania.
Wywolano osiemdziesiat szesc kluczy logicznych, podajac slowo „Treadstone” – zadnej reakcji. Wtedy dyrektor zastanowil sie nad osoba pewnego zawodowego wojskowego, ktorego wczesniej nie bral pod uwage z powodu znanej wszystkim jego antypatii do CIA. Tydzien wczesniej Conklin w ciagu dwunastu minut odbyl z nim dwie rozmowy telefoniczne. Dyrektor nawiazal kontakt ze swymi zrodlami w Pentagonie i znalazl to, czego szukal – operacje „Meduza”.
General brygady Irwin Arthur Crawford, obecnie w randze oficera banku danych wywiadu wojskowego, byly sajgonski dowodca, odkomenderowany do tajnych operacji „Meduza”.
Dyrektor podniosl sluchawke telefonu w sali konferencyjnej, majacego bezposrednie polaczenie z miastem. Wykrecil numer domu generala w Fairfax. Po czwartym dzwonku Crawford odpowiedzial. Urzednik Departamentu Stanu przedstawil sie i spytal, czy general bylby uprzejmy oddzwonic do nich i poddac sie weryfikacji.
– A to czemu?
– Chodzi o sprawe o kryptonimie „Treadstone”.
– Oddzwonie.
Zrobil to w ciagu osiemnastu sekund, a w ciagu nastepnych dwoch minut dyrektor przekazal mu w skrocie informacje bedace w posiadaniu Departamentu Stanu.
– Nie ma w tym nic takiego, o czym bysmy nie wiedzieli – odrzekl general. – Operacja ta od poczatku podlega kontroli komitetu; Biuro Prezydenta otrzymalo raport w tydzien po jej zawiazaniu. Nasze cele tlumacza taki sposob postepowania, zapewniam pana.
– Chetnie dam sie o tym przekonac – odrzekl przedstawiciel Departamentu Stanu. – Czy pozostaje to w jakims zwiazku z tym, co zdarzylo sie przed tygodniem w Nowym Jorku? Elliot Stevens, major Webb i Dawid Abbott? Gdzie okolicznosci zostaly znacznie zmienione, jesli mozna sie tak wyrazic?
– Byliscie swiadomi tych zmian?
– Jestem szefem Operacji Konsularnych, panie generale.
– Tak, musieliscie byc… Stevens nie byl zonaty; w przypadku reszty sprawa oczywista. Zabojstwo na tle rabunkowym bylo najodpowiedniejsze. Odpowiedz jest twierdzaca.
– Rozumiem… wasz czlowiek, Bourne, przylecial do Nowego Jorku wczoraj rano.
– Wiem, Wiemy – to znaczy Conklin i ja. Jestesmy spadkobiercami Treadstone.
– Czy ma pan jakis kontakt z Conklinem?
– Rozmawialem z nim mniej wiecej o pierwszej po poludniu. Bez zapisu. Zyczyl sobie tego.
– Wyniosl sie z Langley. Nie zostawil numeru, pod ktorym mozna by go znalezc.
– O tym tez wiem. Niech pan nie usiluje… Z calym szacunkiem, niech pan powie Sekretarzowi, zeby sie z tego wycofal. To samo dotyczy pana. Prosze sie nie angazowac.
– Jestesmy juz zaangazowani, generale. Mamy na karku Kanadyjke z paszportem dyplomatycznym.
– Na milosc boska, dlaczego?
– Zostalismy zmuszeni. Ona nas do tego zmusila.
– Wiec trzymajcie ja od tego z daleka. Musicie. Ona jest nam potrzebna; potem sie nia zajmiemy.
– Nie rozumiem.
– Mamy do czynienia z szalencem. Schizofrenikiem z wielokrotnym rozszczepieniem jazni. Ten facet jest chodzacym oddzialem egzekucyjnym; wystarczy, zeby cos mu odbilo, a gotow jest jednym pociagnieciem za spust sprzatnac tuzin niewinnych ludzi. Calkiem nieswiadomie.