– Moje stanowisko nie upowaznia mnie do tego, bym znal panskie personalia. A poznam je, jesli znajduja sie w kasecie.
– A gdybym zechcial dokonac jakichs operacji? Na przyklad zrobic przelew, wyslac komus pieniadze?
– Mozna to uczynic za pomoca podpisu numerycznego na formularzu pobrania.
– A jesli zechce przeslac pieniadze na moje nazwisko do innego banku, poza granice Szwajcarii?
– Wowczas, obawiam sie, nazwisko bedzie niezbedne. W tym wypadku bede mial zaszczyt poznac pana tozsamosc i poniose wszelka odpowiedzialnosc z tym zwiazana.
– Dobrze. Prosze otworzyc kasete.
Apfel przekrecil klucz i uniosl wieko.
Pacjent doktora Washburna wstrzymal oddech, czujac w glebi brzucha coraz ostrzejszy bol. Bankier wyjal plik dokumentow spietych duza klamra do papieru i jego oczy powedrowaly ku informacjom zapisanym po prawej stronie wierzchniej kartki. Nie zmienil wyrazu twarzy, jednak dolna warga drgnela mu lekko, wyciagnela sie marszczac kaciki ust. Wychylil sie zza biurka i podal papiery Bourne’owi.
Pod firmowym naglowkiem z nazwa banku widnialy slowa wypisane na maszynie po angielsku, ktory musial byc jezykiem ojczystym klienta.
Konto: zero-siedem-siedemnascie-dwanascie-zero-czternascie-dwadziescia szesc-zero
Nazwisko: Zastrzezone przez wlasciciela. Uzywac tylko w procedurach prawnych.
Upowaznienia: Zapieczetowane w oddzielnej kopercie.
Biezacy stan depozytow: 11.850.000 frankow.
Gapiac sie na kartke, Bourne wolno wypuscil powietrze. Zdawalo mu sie, ze byl przygotowany na wszystko, jednak to, co ujrzal, przerazilo go bardziej niz wszystkie inne doswiadczenia z ostatnich pieciu miesiecy. Liczac w przyblizeniu, wysokosc konta przekraczala cztery miliony dolarow USA.
Cztery miliony dolarow!
Starajac sie zapanowac nad drzeniem rak, przejrzal wyciagi z przelewow. Bylo ich bardzo duzo. Opiewaly na zawrotne sumy – najmniejsza wynosila trzysta tysiecy frankow. Wplywaly srednio co piec, osiem tygodni i wplywac zaczely dwadziescia trzy miesiace temu. Spojrzal na wyciag znajdujacy sie na samym spodzie kupki. Pierwsza i zarazem najwyzsza wplata – przelew z banku w Singapurze: dwa miliony siedemset tysiecy dolarow malezyjskich zamienionych na piec milionow sto siedemdziesiat piec tysiecy frankow szwajcarskich.
Pod ostatnim z wyciagow wyczul ksztalt koperty o wiele mniejszej niz wierzchnia kartka. Uniosl papier. Brzegi koperty obramowane byly czarna obwodka, posrodku widnialy slowa napisane na maszynie:
Dane personalne: Upowaznieni do wgladu – Wlasciciel.
Ograniczenia prawne: Upowaznieni do wgladu – Odpowiedzialny urzednik;
Treadstone-71 Korporacja; Okaziciel z pisemnym upowaznieniem od Wlasciciela.
Wymagana weryfikacja podpisow.
– Chcialbym to sprawdzic – powiedzial Bourne.
– Oczywiscie, to pana wlasnosc – odparl Apfel. – Moge jedynie zapewnic, ze zawartosc jest nietknieta.
Pacjent doktora Washburna ujal koperte i odwrocil ja. Z tylu, u zbiegu zakladek, widnial odcisk pieczeci banku Gemeinschaft; zadna z wypuklych lakowych literek nie zostala naruszona. Rozdarl papier, wyjal kartonik i odczytal go.
Wlasciciel: Jason Charles Bourne.
Adres: Nie figuruje w wykazach.
Obywatelstwo: USA.
Jason Charles Bourne.
Litera „J” to Jason! Nazywal sie Jason Bourne. Slowo „Bourne” nie mowilo mu nic, „Jason” rowniez, lecz kombinacja „Jason” i „Bourne” tak – klucz pasowal do zamka. Takie nazwisko mogl zaakceptowac, juz je akceptowal. Byl Amerykaninem o nazwisku Jason Charles Bourne. A jednak… Jednak serce walilo mu w piersi jak opetane, w uszach slyszal narastajacy szum, bol promieniujacy z glebi brzucha stawal sie coraz ostrzejszy.
– Czy wszystko w porzadku? – zapytal Walther Apfel.
– Tak, jak najbardziej. Nazywam sie Bourne. Jason Bourne.
– Czuje sie zaszczycony, panie Bourne. Panska tozsamosc nigdy nie zostanie ujawniona. Ma pan na to slowo urzednika banku Gemeinschaft.
– Dziekuje. A teraz bede chyba musial dokonac transferu wiekszych kwot i poprosze pana o pomoc.
– Z najwieksza przyjemnoscia, sir. Wyroznieniem dla mnie jest sluzyc panu wszelka rada i pomoca. Uczynie to z radoscia.
Bourne siegnal po szklanke z woda mineralna.
Stalowe drzwi gabinetu Walthera Apfla zamknely sie za nim. Za kilka sekund opusci urzadzony z gustem przedpokoj, minie pokoj Koeniga i wsiadzie do windy. Za kilka minut znajdzie sie na Bahnhofstrasse. Ogarniety strachem, w chaosie mysli, bedzie nia szedl wiedzac, jak sie nazywa, dysponujac wielka suma pieniedzy.
Udalo sie. Za zycie, ktore uratowal, doktor Geoffrey Washburn otrzyma zaplate o wiele wieksza niz wartosc tego zycia. Do banku w Marsylii wyslano telegraficznie przekaz na sume trzech milionow frankow szwajcarskich. Pieniadze zdeponowano na zaszyfrowanym rachunku, tak zeby jedyny lekarz na Ile de Port Noir mogl je odebrac bez koniecznosci ujawniania wlasnego nazwiska. Washburn musial tylko udac sie do Marsylii, wyrecytowac ow szyfr i wziac pieniadze. Bourne usmiechnal sie, wyobrazajac sobie mine doktora, kiedy ten zerknie na wysokosc konta. Ekscentryczny nalogowiec zadowolilby sie dziesiecioma, pietnastoma tysiacami funtow – a tu dostal ponad milion dolarow. Teraz albo rzuci picie, albo pograzy sie ostatecznie. Mial wybor. Jego. Wlasny.
Kolejna suma – cztery miliony frankow – zostala przekazana na konto w paryskim banku przy rue Madeleine i zdeponowana na nazwisko Jasona C. Bourne’a. Pieniadze oraz karty z wzorami podpisow w trzech egzemplarzach wyekspediowano specjalnym kurierem obslugujacym trase Zurych-Paryz dwa razy w tygodniu. Herr Koenig zapewnil klienta, tudziez samego Herr Apfla, ze dokumenty beda w Paryzu za trzy dni.
Ostatnia transakcja byla juz drobnostka – do gabinetu Walthera Apfla dostarczono sto tysiecy frankow w banknotach o duzych nominalach, a Bourne parafowal zlecenie wyplaty podpisem numerycznym.
W banku Gemeinschaft zostalo jeszcze ponad trzy miliony frankow szwajcarskich – cokolwiek by mowic, suma niebagatelna.
Zalatwienie calej sprawy trwalo godzine i dwadziescia minut i tylko jeden dysonans zaklocil jej gladki przebieg. Jego sprawca okazal sie Herr Koenig. Zatelefonowal i gdy Apfel wpuscil go do gabinetu, Herr Koenig podal zwierzchnikowi jakas koperte w czarnej obwodce.
–
Bankier otworzyl dokument, wyjal karteczke, przeczytal i oddal ja Koenigowi.
– Postapic zgodnie z przyjetym trybem – odrzekl Koenig i wyszedl.
– Czy to dotyczylo mnie? – spytal wtedy Bourne.
– Tak, w sensie pobierania tak duzych kwot, Herr Bourne. To tylko nasze zarzadzenie wewnetrzne. – Apfel usmiechnal sie uspokajajaco.
Szczeknal zamek. Bourne otworzyl drzwi z matowa szyba i wkroczyl do krolestwa Herr Koeniga. Przez ten czas nadeszlo dwoch innych klientow, ktorzy siedzieli teraz w przeciwnych rogach pokoju przyjec. Poniewaz nie