– Zabije, jezeli bede musial, ale chyba nie bedzie to konieczne. Samochody odprowadza tu obsluga parkingu. Kluczyki zostawiaja zazwyczaj albo za oslona przeciwsloneczna, albo pod fotelem. To ulatwia sprawe.
Na kolistym podjezdzie wystrzelily z ciemnosci swiatla reflektorow. Podjezdzal szybko maly samochod coupe, prowadzony najwyrazniej przez kogos z obslugi parkingu Jechal wprost na nich. Bourne zaniepokoil sie, ale widok wolnej przestrzeni obok rozwial jego obawy. Reflektory swiecily wydobywajac ich z ukrycia.
Z samochodu wysiadl chlopak z obslugi i polozyl kluczyki pod fotelem. Przechodzac na tyl samochodu spojrzal na nich i skinal glowa. Nie bez zaciekawienia. Bourne odezwal sie po francusku:
– Hej, mlody czlowieku! Moze moglby nam pan pomoc?
– Slucham, prosze pana. – Chlopak zblizyl sie do nich z wahaniem, ostroznie. Najwyrazniej byl pod wrazeniem wydarzen w hotelu.
– Nie czuje sie zbyt dobrze, wypilem troche za duzo tego waszego wspanialego szwajcarskiego wina.
– Zdarza sie, prosze pana. – Chlopak usmiechnal sie z ulga.
– Moja zona byla zdania, ze zanim rusze do miasta, lepiej zaczerpnac troche swiezego powietrza.
– To dobry pomysl, prosze pana.
– Czy tam w srodku ciagle takie zamieszanie? Mialem wrazenie, ze policjant nas nie wypusci, chyba ze na wlasnym mundurze zobaczy dowod, jak bardzo mi niedobrze.
– Tak, prosze pana, okropne zamieszanie. Wszedzie policja… Ale polecono nam nie rozmawiac na ten temat.
– To zrozumiale. Chce pana tylko o cos zapytac, bo mamy problem. Moj wspolpracownik przylecial dzis po poludniu i umowilismy sie w restauracji, ale zapomnialem jej nazwy. Znam ja, nie pamietam jednak, gdzie sie znajduje ani jak sie nazywa. Pamietam tylko, ze od frontu sa tam takie trzy dziwaczne ksztalty… jakby cos w rodzaju ozdoby. Chyba to trojkaty.
– Ach, to restauracja „Drei Alpenhauser”, prosze pana. To znaczy „Trzy Alpejskie Chaty”. Miesci sie na bocznej uliczce odchodzacej od Falkenstrasse.
– Tak, niewatpliwie to o nia chodzi! A zeby tam dojechac, musimy… – Bourne przeciagal slowa, jak ktos, kto po wypiciu zbyt duzej ilosci wina usiluje sie skoncentrowac.
– Wyjezdzajac stad nalezy skrecic w lewo. Potem jechac z szesc kilometrow Uto Quai az do duzego molo i tam skrecic w prawo. Ta ulica doprowadzi panstwa do Falkenstrasse. A kiedy juz miniecie panstwo Seefeld, bez trudu traficie na uliczke z restauracja. Na rogu jest szyld.
– Dziekuje bardzo. Czy bedzie pan tutaj, kiedy wrocimy za kilka godzin?
– Pracuje dzis do drugiej rano, prosze pana.
– Swietnie. Poszukam wiec pana i w bardziej konkretny sposob wyraze swoja wdziecznosc.
– Dziekuje panu. Czy mam panu pomoc stad wyjechac?
– Nie, dziekuje, juz dostatecznie pan nam pomogl. Powinienem jeszcze troche pospacerowac.
Chlopak zasalutowal i ruszyl w strone hotelu. Jason kustykajac poprowadzil Marie do malego coupe.
– Niech sie pani pospieszy. Kluczyki sa pod fotelem.
– A co pan zrobi, jezeli nas zatrzymaja? Ten chlopak zobaczy, ze odjezdzamy nie swoim samochodem. Bedzie wiedzial, ze go ukradlismy!
– Watpie. Jezeli zaraz ruszymy, niczego nie zauwazy; ledwie zdazy zmieszac sie z tlumem.
– A jezeli zauwazy?
– Wtedy wszystko zalezy od pani. Mam nadzieje, ze umie pani szybko jezdzic – powiedzial Bourne popychajac ja w strone drzwi. – Niech pani wsiada.
Chlopak z obslugi skrecil za rog, nagle przyspieszajac kroku! Jason wyciagnal rewolwer i pokustykal szybko obchodzac maske samochodu; oparl sie o nia i wycelowal bron w przednia szybe. Otworzyl drzwi od strony miejsca pasazera i wsiadl.
– Do jasnej cholery! Powiedzialem, zeby pani wziela kluczyki.
– Dobrze… nie potrafie teraz myslec.
– To niech sie pani postara!
– Och, Boze… – Siegnela pod fotel i zaczela obmacywac wykladzine na podlodze, az w koncu natrafila na male skorzane etui.
– Niech pani wlaczy silnik, ale nie cofa samochodu, dopoki nie powiem.
Czekal, bo wydawalo mu sie, ze na kolistym podjezdzie pojawia sie za chwile swiatla reflektorow. Myslal, iz chlopak przyspieszyl nagle kroku dlatego, ze zobaczyl tam jakis samochod, ktorym powinien sie zajac i odstawic go na parking. Reflektory jednak sie nie pokazaly, czyli ze chlopak musial miec inny powod do pospiechu. Dwoje nieznanych ludzi na parkingu.
– Niech pani rusza. Szybko. Chce stad wyjechac.
Marie wrzucila wsteczny bieg i po paru sekundach wyjezdzali juz na ulice prowadzaca nad jeziorem. Nagle na luku drogi przed nimi pojawila sie taksowka.
– Zwolnic – rozkazal.
Wstrzymal oddech, zerknal przez przeciwlegle okno na to, co sie dzieje przed wejsciem do hotelu. Juz rozumial, dlaczego chlopak nagle zaczal prawie biec. Otoz przed hotelem wybuchla sprzeczka miedzy policja a grupa gosci. Musieli oni ustawic sie w kolejce, zeby przed odjazdem policja sprawdzila ich tozsamosc. Z tego powodu wszyscy spoznia sie na umowione spotkania, nic wiec dziwnego, ze ci niewinni ludzie wpadli w gniew.
– Jedzmy – rzucil Jason znow krzywiac sie z bolu, ktory przeszyl mu klatke piersiowa. – Jestesmy czysci.
Wrazenie bylo obezwladniajace, dziwne i niesamowite. Trzy trojkaty wygladaly dokladnie tak, jak je sobie wyobrazal: grube ciemne belki tworzyly cos w rodzaju plaskorzezby na tle bialego kamienia. Trzy identyczne trojkaty wyobrazaly jakby dachy chat w dolinie zasypanej tak glebokim sniegiem, ze nizszych partii budynkow nie bylo widac. Nad trzema wierzcholkami widniala nazwa restauracji wypisana gotyckim pismem. „Drei Alpenhauser”. Pod belka tworzaca podstawe srodkowego trojkata bylo wejscie – dwuskrzydlowe drzwi sklepione lukiem, z masywnymi kutymi pierscieniami z zelaza, typowa ozdoba alpejskich zanikow.
Okoliczne budynki z cegly stojace po obu stronach waskiej uliczki byly odrestaurowanymi zabytkami, swiadectwem dlugiej historii Zurychu i Europy. Uliczke zamknieto dla ruchu samochodowego; widac bylo na niej jedynie eleganckie powozy konne, z ubranymi w cylindry stangretami na wysokich kozlach. Wszedzie swiecily lampy gazowe. Jest to uliczka pelna sladow zapomnianych wspomnien, pomyslal mezczyzna, ktory nie mial zadnych wspomnien.
A jednak to nieprawda, jedno wspomnienie bylo zywe i niepokojace. Trzy ciemne trojkaty, ciezkie belki i swiatlo swiec. Mial racje. To wspomnienie Zurychu. Lecz z innego zycia.
– Jestesmy na miejscu – powiedziala kobieta.
– Wiem.
– Niech pan mi powie, co robic! – krzyknela. – Wlasnie mijamy te uliczke.
– Prosze jechac co nastepnej przecznicy i skrecic w lewo. Potem objechac caly kwartal i dopiero wtedy tu zatrzymac.
– Dlaczego?
– Sam chcialbym wiedziec.
– Co?
– No wiec dlatego, ze tak powiedzialem.
Dwa razy przejechali mijajac restauracje. Weszly do niej osobno dwie pary i czworo innych ludzi. Wyszedl jeden mezczyzna i skierowal sie w strone Falkenstrasse. Sadzac po samochodach zaparkowanych przy krawezniku, w restauracji byla umiarkowana liczba gosci. Zwiekszy sie za dwie godziny, jako ze wiekszosc woli jesc wieczorny posilek raczej kolo wpol do jedenastej niz o osmej. Nie bylo sensu dluzej zwlekac Nic wiecej nie przyszlo Bourne’owi do glowy. Mogl tylko siedziec i obserwowac majac nadzieje, ze cos mu sie nasunie. Cos. No bo jednak, cos sie nasunelo. Zapalki przywolaly obraz z rzeczywistosci. W tej rzeczywistosci kryje sie jakas prawda, ktora musi odkryc.