Pacjent Washburna oparl sie o krzeslo, naprezyl ramiona i wstrzymujac oddech, wstal.

– A moze idziesz w domyslach za daleko? Moze cie ponosi?

– Sa slady, znaki. To sa dowody.

– Dowody interpretowane przez ciebie z duza dawka cynizmu. A zalozmy, ze mialem jakis wypadek. Pocerowali mnie i sprawe zabiegow chirurgicznych mamy z glowy, tak?

– Nie, to inny typ operacji. Farbowanie wlosow, usuwanie znamion i pieprzykow nie nalezy do procesu rekonwalescencji.

– Skad mozesz wiedziec?! – odparowal ze zloscia mezczyzna. – Sa rozne wypadki, rozne sposoby leczenia. Nie bylo ciebie przy tym i niczego nie mozesz stwierdzic ze stuprocentowa pewnoscia.

– Dobrze! Wsciekaj sie na mnie! Powinienes sie na mnie wsciekac po dwakroc czesciej, i kiedy sie wsciekasz, mysl. Kim byles? Kim jestes?

– Handlowcem… Biznesmenem zatrudnionym w jakiejs miedzynarodowej firmie specjalizujacej sie w handlu z krajami Dalekiego Wschodu. Na przyklad to. Albo nauczycielem… jezykow obcych na jakims uniwersytecie. Tez mozliwe.

– Dobra. Wiec wybieraj: to albo to. Juz!

– Nie… Nie moge! – Oczy mezczyzny bez nazwiska mowily, ze znalazl sie na krawedzi bezsilnosci.

– Bo sam w to nie wierzysz. Pokrecil glowa.

– Nie. A ty?

– Ja tez nie – odparl Washburn. – Mam ku temu okreslony powod. Zawody, ktore wymieniles, charakteryzuja sie raczej siedzacym trybem zycia, a ty masz cialo czlowieka nawyklego do fizycznego wysilku. Nie, nie, nie wytrenowanego sportowca, nic z tych rzeczy, nie jestes, jak mowia, atleta. Ale miesnie masz sprezyste, rece i ramiona silne, wyrobione. W innych okolicznosciach powiedzialbym, ze z ciebie robotnik przywykly do noszenia duzych ciezarow albo rybak o ciele uksztaltowanym calodzienna harowka przy sieciach. Jednak zakres twojej wiedzy, smiem powiedziec, intelekt, wyklucza to wszystko.

– Dlaczego wciaz mam wrazenie, ze do czegos zmierzasz? Do czegos innego…

– Dlatego, ze pracowalismy razem przez kilka tygodni, pracowalismy wspolnie i pod stresem. Odkrywasz zasady gry.

– Wiec mam racje?

– Tak. Musialem sprawdzic, jak przyjmiesz to, co ci przed chwila powiedzialem. O operacjach plastycznych, o wlosach, szklach kontaktowych.

– Zdalem egzamin?

– Z irytujacym opanowaniem. Juz pora. Nie ma sensu dluzej tego odkladac, i szczerze mowiac, moja cierpliwosc jest na wyczerpaniu. Chodz ze mna. – Washburn ruszyl przodem do drzwi w tylnej scianie pokoju, ktore wiodly do gabinetu zabiegowego. Wewnatrz poszedl w rog pokoju i zabral stamtad przestarzaly rzutnik; oprawa grubego, okraglego obiektywu byla zardzewiala i popekana. – Przywiezli mi go wraz z dostawa z Marsylii – rzekl, ustawiajac aparat na malym biurku; wetknal wtyczke do gniazdka. – Trudno to nazwac sprzetem doskonalym, ale spelnia swoje zadanie. Zaslon okna, dobrze?

Mezczyzna, ktory stracil pamiec, podszedl do okna i spuscil zaluzje; w gabinecie sciemnialo. Washburn pstryknal przelacznikiem i na bialej scianie ukazal sie jasny kwadrat. Potem wsunal za obiektyw malenki skrawek celuloidowej tasmy.

Kwadrat na scianie wypelnil sie nagle powiekszonymi literami.

GEMEINSCHAFT BANK

BAHNHOFSTRASSE. ZURICH.

ZERO-SIEDEM-SIEDEMNASCIE-DWANASCIE-ZERO-

CZTERNASCIE-DWADZIESCIA SZESC-ZERO

– Co to jest? – zapytal pacjent.

– Przypatrz sie temu. Przestudiuj. Mysl.

– Chyba numer jakiegos rachunku bankowego.

– Wlasnie. Firmowy nadruk na gorze – nazwa i adres – to bank. Liczby napisane slownie to nazwisko, ale traktowane bedzie jak nazwisko dopiero wowczas, gdy zostana napisane wlasnorecznie przez wlasciciela rachunku. Rutynowe postepowanie.

– Skad to masz?

– Od ciebie. Z ciebie. To malenki negatyw wielkosci, powiedzialbym, polowy szerokosci trzydziestopieciomilimetrowego filmu. Byl wszczepiony – chirurgicznie – tuz pod skore nad twoim prawym biodrem. Liczby napisane sa twoim wlasnym charakterem pisma; to twoj podpis. Mozesz nim otworzyc skarbiec w Zurychu.

2

Wybrali imie Jean-Pierre. Imie, ktore nie moglo nikogo ani zaskoczyc, ani obrazic – bylo tak samo pospolite jak kazde inne w Port Noir.

Nadeszly tez ksiazki z Marsylii, szesc ksiazek roznej wielkosci i roznej grubosci; cztery po angielsku, dwie po francusku. Zawieraly teksty medyczne dotyczace obrazen glowy i urazow poniesionych przez umysl. Widnialy tam przekroje mozgu z setkami terminow medycznych; nalezalo je przyswoic i zrozumiec. Plat potyliczny i plat skroniowy, kora i wloknista tkanka ciala modzelowatego, uklad limbiczny, a w szczegolnosci hipokamp i ciala suteczkowate, ktore wraz ze sklepieniem byly nieodzowne dla funkcjonowania pamieci i procesow przypominania. Uszkodzone, powodowaly amnezje.

Byly tam rowniez psychologiczne analizy stresu prowadzacego do psychozy reaktywnej lub afazji psychogennej, ktore mogly tez skonczyc sie czesciowa albo calkowita utrata pamieci. Amnezja.

Amnezja.

– Nie ma zadnych regul – powiedzial ciemnowlosy mezczyzna, przecierajac oczy; lampa na stoliku dawala kiepskie swiatlo. – Jak w geometrycznej ukladance – wszystkie kombinacje sa mozliwe. Urazy fizyczne, urazy psychiczne albo troche tego, troche tamtego. Skutki trwale lub czasowe, calosciowe albo czesciowe. Zadnych regul.

– Tak jest – odezwal sie Washburn z drugiego konca pokoju; siedzial na krzesle i saczyl whisky. – Ale mysle, ze powoli dochodzimy do tego, co sie wydarzylo. To znaczy, do tego, co sadze, ze sie wydarzylo.

– Mianowicie? – spytal uprzejmie pacjent.

– Przed chwila sam wszystko wydedukowales: „troche tego, troche tamtego”. Zmienilbym jednak slowo „troche” na „duzo”, jeszcze lepiej na „silny”. Silny wstrzas.

– Silny wstrzas?

– Tak, silny wstrzas calego organizmu, wstrzas fizyczny i psychiczny. Cialo i dusza – dwa pasma zycia, dwie splecione ze soba nicie bodzcow.

– Ile ty dzisiaj wypiles?

– Mniej, niz myslisz. Niewazne. – Washburn wzial gruby plik scisnietych klamra notatek. – Oto historia twojego zycia. Twojego nowego zycia, pisana od dnia, kiedy sie tutaj znalazles. Strescmy ja. Rany fizyczne mowia, ze sytuacja, w jakiej powstaly, byla silnie stresujaca, psychicznie stresujaca. Dalej. Spedziles przynajmniej dziewiec godzin w wodzie, co wywolalo psychoze reaktywna, ktora z kolei utrwalila urazy psychiczne. Ciemnosc, gwaltowny ruch, pluca chwytajace minimum powietrza – to czynniki psychozogenne. Wszystko, co ja poprzedzalo, co poprzedzalo psychoze reaktywna, musialo zostac wymazane tak, zebys mogl sobie jakos poradzic z samym soba, zebys mogl przetrwac. Nadazasz za mna?

– Chyba tak. Moja glowa stawiala opor.

– Nie glowa – umysl. Zauwaz roznice; jest wazna. Wrocimy jeszcze do glowy, ale damy jej inna etykietke: mozg.

– Dobrze: umysl, nie glowa, ktora tak naprawde jest mozgiem.

Вы читаете Tozsamosc Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату