zabijano mocno chronione osobistosci i pojawiali sie informatorzy, ktorzy obciazali Kaina.

– Rozumiem. – Kongresman wzial ze stolu sprawozdanie dotyczace Zurychu. – Ale domyslam sie, ze nie wiecie, kto to jest.

– Nie bylo nawet dwoch podobnych rysopisow – wtracil Abbott. Kain jest najwidoczniej mistrzem w maskowaniu sie.

– A jednak ktos go widzial, ktos z nim rozmawial. Wasi informatorzy, ten facet w Zurychu; zaden z nich nie zechce byc moze sie ujawnic, zeby zlozyc zeznania, ale z pewnoscia ich przepytaliscie. Musieliscie uzyskac cos spojnego, cos musieliscie uzyskac.

– Uzyskalismy bardzo duzo – odrzekl Abbott – ale nie spojny rysopis. Po pierwsze, Kain nigdy nie pozwala, by go widziano przy dziennym swietle. Spotkania odbywa w nocy, w ciemnych pokojach albo alejach. Jesli kiedykolwiek spotkal sie – jako Kain – z dwiema osobami naraz, to nam nic o tym nie wiadomo. Mowiono nam tez, ze nigdy nie stoi, zawsze siedzi – albo na krzesle stojacym w kacie jakiejs kiepsko oswietlonej restauracji, albo w zaparkowanym samochodzie. Czasem nosi mocne okulary, czasem jest w ogole bez okularow: podczas jednego rendez-vous ma ciemne wlosy przy innej okazji blond albo rude, lub tez ma na glowie kapelusz.

– Jaki jezyk?

– Tu jestesmy blizsi prawdy – powiedzial dyrektor CIA, ktoremu zalezalo na przedstawieniu tego, co ustalila jego firma. – Biegle angielski i francuski oraz kilka dialektow orientalnych.

– Dialektow? Jakich dialektow? Czy nie nalezaloby raczej najpierw powiedziec o jakims jezyku?

– Oczywiscie. To wlasciwy wietnamski.

– Wietnamski?… – Walters pochylil sie do przodu. – Dlaczegoz to odnosze wrazenie, ze dotarlem do czegos, o czym wolelibyscie, panowie, mi nie powiedziec?

– Bo jest pan prawdopodobnie bardzo zreczny podczas przesluchan krzyzowych. – Abbott zapalil fajke.

– Wystarczajaco czujny – zgodzil sie kongresman. – A wiec o co chodzi?

– O Kaina – powiedzial Gillette, ktory przez chwile dziwnie przygladal sie Dawidowi Abbottowi. – Wiemy, skad on sie wzial.

– Skad?

– Z poludniowo-wschodniej Azji – odparl Manning takim glosem jak gdyby doskwierala mu zadana nozem rana. – O ile nam wiadomo, opanowal dialekty z pogranicza, zeby byc rozumianym na gorzystych terenach wzdluz szlakow granicznych prowadzacych do Kambodzy i Laosu, a takze na polnocnowietnamskiej wsi. Przyjmujemy te informacje bez wiekszych zastrzezen; znajduje ona potwierdzenie.

– W czym?

– W operacji „Meduza”.

Pulkownik siegnal po duza i gruba koperte lezaca po jego lewej stronie. Otworzyl ja i wyjal jeden skoroszyt sposrod kilku, jakie w niej byly; polozyl go przed soba.

– To sa akta Kaina – powiedzial, skinieniem wskazujac otwarta koperte. – A to sa materialy na temat „Meduzy”, tych jej aspektow, ktore w jakiejkolwiek mierze moga odnosic sie do Kaina.

Przedstawiciel stanu Tennessee odchylil sie na oparcie krzesla, a jego usta wykrzywily sie w nieco sardonicznym usmiechu.

– Wiecie, panowie, dobijacie mnie swoimi zwiezlymi nazwami. Ta akurat jest swietna – brzmi bardzo groznie, bardzo zlowieszczo. Mysle, ze ucza was tego na kursach. Niech pan mowi dalej, pulkowniku. Co to jest, ta „Meduza”?

Manning spojrzal przelotnie na Dawida Abbotta, a potem zaczal mowic.

– To byl utajniony efekt koncepcji „wychwytywania i niszczenia”, ktory mial funkcjonowac na tylach nieprzyjaciela w czasie wojny wietnamskiej. Na przelomie lat szescdziesiatych i siedemdziesiatych z ochotnikow amerykanskich, francuskich, brytyjskich, australijskich i rodzimych tworzono grupy przeznaczone do dzialan na ziemiach okupowanych przez polnocnych Wietnamczykow. Mialy one przede wszystkim niszczyc nieprzyjacielska lacznosc i kanaly dostaw, ustalac usytuowanie obozow jenieckich, a ponadto, co nie bylo wcale najmniej wazne, mordowac soltysow wsi, o ktorych wiedziano, ze wspoldzialaja z komunistami, jak rowniez, kiedykolwiek to okazywalo sie mozliwe, nieprzyjacielskich dowodcow.

– Byla to wojna w wojnie – wtracil sie Knowlton. – Niestety, przynaleznosc rasowa i jezyki czynily uczestnictwo w niej o wiele bardziej niebezpiecznym niz, powiedzmy, w niemieckim czy holenderskim podziemiu albo we francuskim ruchu oporu w czasie drugiej wojny swiatowej. Dlatego tez ludzi zachodniego pochodzenia nie zawsze dobierano tak starannie, jak by mozna bylo.

– Takich grup istnialo kilkadziesiat – kontynuowal pulkownik – a nalezeli do nich i znajacy wybrzeze dawni dowodcy okretow liniowych marynarki, i francuscy plantatorzy, dla ktorych jedyna szansa na uzyskanie odszkodowan bylo zwyciestwo Amerykanow. Bylo tez troche brytyjskich i australijskich wloczegow, od lat zadomowionych w Indochinach, jak rowniez majacych silna motywacje, ambitnych oficerow amerykanskiego wywiadu wojskowego i cywilnego. Poza tym, co nieuniknione, znalazlo sie tam sporo pozbawionych skrupulow kryminalistow. Glownie przemytnikow – ludzi, ktorzy szmuglowali bron, narkotyki, zloto i diamenty na calym akwenie Morza Poludniowochinskiego. Byly to chodzace encyklopedie, kiedy chodzilo o ladowanie w nocy i poruszanie sie w dzungli. Wsrod tych, ktorych angazowalismy, nie brakowalo takich, co uciekli ze Stanow przed sluzba wojskowa albo odpowiedzialnoscia karna; czesc z nich posiadala solidne wyksztalcenie, wszyscy mieli dobre pomysly. Potrzebowalismy ich fachowosci.

– To nie byle jaki przekroj ochotnikow – przerwal mu kongresman. – Byli oficerowie marynarki i wojsk ladowych, wloczegi z Anglii i Australii, francuscy kolonisci i cale plutony zlodziei. Jak, do cholery, udawalo sie wam naklonic ich do wspolnych dzialan?

– Kazdemu wedlug jego chciwosci – powiedzial Gillette.

– Obietnicami – sprecyzowal pulkownik. – Zapewnieniami o wyzszych szarzach, awansach, przebaczeniu win, nawet gratyfikacjami w gotowce, a w pewnych przypadkach stwarzaniem okazji do wykradzenia funduszow… przeznaczonych na sama operacje. Widzi pan, oni wszyscy musieli byc po trosze szalencami; rozumielismy to. Szkolilismy ich potajemnie w stosowaniu szyfrow, sposobow transportowania, zasadzek i w zabijaniu – a nawet w uzywaniu takich rodzajow broni, o ktorych dowodztwo w Sajgonie nic nie wiedzialo. Jak juz wspominal Peter, ryzyko ponosili ogromne, gdyz pojmanie konczylo sie torturami i egzekucja; cena byla wysoka i oni ja placili. Wiekszosc ludzi uznalaby ich za zbiorowisko paranoikow, ale to byli geniusze, ilekroc w gre wchodzily dywersja i zabijanie. Zwlaszcza zabijanie.

– Za jaka cene?

– Operacja „Meduza” pociagnela za soba ogromne ofiary – zginelo ponad dziewiecdziesiat procent ludzi. Ale ta liczba jest mylaca – wsrod tych, co nie powrocili, byli i tacy, ktorzy wcale nie mieli zamiaru wrocic.

– Sposrod owej garstki zlodziei i zbiegow?

– Tak. Niektorzy z nich okradli „Meduze” ze znacznych sum pieniedzy. Sadzimy, ze jednym z tych ludzi jest Kain.

– Dlaczego?

– Jego modus operandi. On stosuje takie same szyfry, pulapki, sposoby zabijania i transportowania, jak te, ktore udoskonalano i dostosowywano do potrzeb „Meduzy”.

– Na milosc boska – wtracil Walters – tak wiec macie slad prowadzacy bezposrednio do ustalenia jego tozsamosci. Jest mi to obojetne, gdzie je zakopaliscie – i jestem najzupelniej pewny, ze nie chcielibyscie ich ujawniac – ale przypuszczam, ze jakies rejestry byly prowadzone.

– Owszem, byly, i wydobylismy je wszystkie z tajnych archiwow, lacznie z tymi tutaj materialami. – Oficer wskazal palcem lezace przed nim akta. – Przestudiowalismy wszystko, ogladalismy wykazy pod mikroskopem, wprowadzalismy dane do komputerow – robilismy wszystko, co umielismy wymyslic. Nie jestesmy ani o krok dalej, niz kiedy zaczynalismy.

– To nie do wiary – stwierdzil kongresman. – Albo tez niewiarygodna wprost niekompetencja.

– Raczej nie – zaprotestowal Manning. – Niech pan sie przyjrzy temu czlowiekowi; niech pan popatrzy, z czym wypadlo nam miec do czynienia. Po wojnie Kain zyskal rozglos w wiekszosci krajow wschodniej Azji, od wysunietego daleko na polnoc Tokio poprzez Filipiny po Malezje i Singapur, a zbaczal tez do Hongkongu, Kambodzy, Laosu i Kalkuty. Mniej wiecej dwa i pol roku temu do naszych placowek i ambasad w Azji zaczely docierac raporty. Chodzilo o platnego morderce; uzywal pseudonimu Kain. Nie lada fachowiec, bezwzgledny. Te raporty zaczely nadchodzic coraz obficiej, z niepokojaca czestotliwoscia. Wydawalo sie, ze Kain ma swoj udzial w kazdym glosniejszym morderstwie. Informatorzy telefonowali do ambasad w srodku nocy albo zatrzymywali

Вы читаете Tozsamosc Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату