naszych attache na ulicy, zawsze z ta sama wiadomoscia. To Kain, sprawca jest Kain. Morderstwo w Tokio, w Hongkongu eksploduje samochod, zasadzka na furgonetke z narkotykami w Trojkacie, w Kalkucie zastrzelono bankiera, w Mulmejn zostal zamordowany ambasador jednego z panstw, w samym Szanghaju zabito rosyjskiego specjaliste i amerykanskiego biznesmena. Kain byl wszedzie, jego imie szeptalo kilkudziesieciu informatorow w kazdym z waznych obszarow dzialania wywiadu. A jednak nikt – ani jedna osoba w calym rejonie wschodniego Pacyfiku – nie zglosila sie, by dokonac identyfikacji. Od czego mielismy zaczac?

– Ale czyz wtedy nie wiedzieliscie juz, ze on byl zwiazany z „Meduza”? – zapytal przedstawiciel stanu Tennessee.

– Tak. Bez zadnej watpliwosci.

– Trzeba wiec bylo, do cholery, siegnac do akt poszczegolnych uczestnikow „Meduzy”!

Pulkownik otworzyl teczke, ktora wyjal przedtem z kompletu akt dotyczacych Kaina.

– Oto wykazy strat. Wsrod ludzi pochodzenia zachodniego, bialych, ktorzy znikneli w trakcie operacji „Meduza” – a mowiac „znikneli”, mam na mysli „przepadli bez sladu” – znajduja sie nastepujace osoby: siedemdziesieciu trzech Amerykanow, czterdziestu szesciu Francuzow, trzydziestu dziewieciu Australijczykow i dwudziestu czterech Anglikow oraz okolo piecdziesieciu bialych mezczyzn – lacznikow werbowanych sposrod osob neutralnych w Hanoi i szkolonych w warunkach bojowych; wiekszosci z tych ostatnich nigdy nie poznalismy. Ponad dwiescie trzydziesci mozliwosci; ile slepych uliczek? Kto zyje? Kto nie zyje? Gdybysmy nawet ustalili nazwisko kazdego, komu faktycznie udalo sie przezyc, to jak on sie teraz nazywa? Kim jest? Nie jestesmy nawet pewni narodowosci Kaina. Sadzimy, ze jest Amerykaninem, ale dowodow nie ma.

– Przypadek Kaina jest jedna z dodatkowych spraw wysuwanych przy okazji naszych naciskow na Hanoi majacych na celu odnalezienie wspolpracownikow wywiadu wojskowego – wyjasnil Knowlton. – Ciagle umieszczamy te nazwiska na listach zaginionych.

– Rowniez w tym kryje sie pewien haczyk – dodal reprezentant wojska. – Kontrwywiad tych z Hanoi schwytal i zlikwidowal spora czesc kadry „Meduzy”. Oni zdawali sobie sprawe, ze jest prowadzona taka operacja i nigdy nie wykluczalismy mozliwosci infiltracji. W Hanoi wiedziano, ze uczestnicy „Meduzy” to nie oddzialy bojowe; nie nosili mundurow. Nie musieli przed nikim odpowiadac.

Walters wyciagnal reke.

– Mozna? – spytal wskazujac stos kartek.

– Oczywiscie – oficer podal je kongresmanowi. – Zapewne rozumie pan, ze te nazwiska nadal pozostaja tajne, podobnie jak sama operacja „Meduza”.

– Kto podjal taka decyzje?

– To jest niezmienne zarzadzenie prezydenckie, wydawane przez kolejnych prezydentow na podstawie zalecen Szefow Polaczonych Sztabow. Zostalo ono poparte przez senacka komisje do spraw sil zbrojnych.

– To ma wielka sile razenia, prawda?

– Uwazano, ze tego wymaga interes panstwa – powiedzial przedstawiciel CIA.

– W takim razie nie bede sie spieral – ustapil Walters. – Wymowa takiej operacji nie przysporzylaby chwaly naszej fladze. Nie szkolimy mordercow, a juz na pewno nie wykorzystujemy.

Ostroznie rzucil na stol stos kartek.

– A tak sie sklada, ze gdzies tutaj kryje sie morderca, ktorego wyszkolilismy i wykorzystywalismy, a teraz nie mozemy odnalezc.

– Tak wlasnie przypuszczamy – rzekl pulkownik.

– Mowil pan, ze on zyskal rozglos w Azji, ale przeniosl sie do Europy. Kiedy?

– Mniej wiecej rok temu.

– Dlaczego? Domyslacie sie czegos?

– Powiedzialbym, ze powody sa oczywiste – stwierdzil Peter Knowlton. – Rozwinal dzialalnosc na zbyt wielka skale. Cos zawiodlo i poczul sie zagrozony. Byl bialym morderca we wschodnim otoczeniu, to jest w najlepszym razie niebezpieczna pozycja. Pewnie nadeszla juz dla niego pora na zmiane miejsca. Zyskal juz sobie przeciez pewien rozglos; wiec w Europie nie grozilo mu bezrobocie.

Dawid Abbott chrzaknal.

– Chcialbym, na podstawie tego, co kilka minut temu powiedzial Alfred, podsunac inna mozliwosc. – Mnich urwal i sklonil glowe w dowod uznania dla Giliette’a. – Powiedzial ze zmuszono nas do skoncentrowania sie na bezzebnym rekinku, a tymczasem ryba mlot cieszy sie wolnoscia. Taki, zdaje sie, byl sens, chociaz moglem pomylic kolejnosc.

– Tak – odparl przedstawiciel Rady Bezpieczenstwa Narodowego. – Chodzilo mi oczywiscie o Carlosa. Nie Kaina powinnismy scigac, lecz Cariosa.

– Oczywiscie. Carlosa. Najbardziej nieuchwytnego morderce w najnowszych dziejach, czlowieka, ktoremu wielu z nas z pelnym przekonaniem przypisuje – taka czy inna – odpowiedzialnosc za najtragiczniejsze morderstwa naszych czasow. Miales calkowita racje, Alfredzie, a ja w pewnym sensie mylilem sie. Nie wolno nam zapominac o Carlosie.

– Dziekuje – powiedzial Gillette. – Ciesze sie, ze trafilem wam do przekonania.

– Trafiles, przynajmniej mnie. Ale tez skloniles do zastanowienia. Czy mozesz sobie wyobrazic, jaka to pokusa dla kogos takiego jak Kain: dzialac na niewielkim, przesyconym mgla obszarze pelnym obiezyswiatow i zbiegow oraz rezimow po szyje tonacych w korupcji? On z pewnoscia zazdroscil Carlosowi; jakze musialo mu brakowac szybciej zyjacego, bardziej luksusowego swiata europejskiego. Jakze czesto mowil sobie: „Jestem lepszy od Carlosa”. Obojetne, jak zimna krew maja ci faceci, sa oni jednak ogromnie wrazliwi na punkcie wlasnego „ja”. Domyslam sie, ze Kain pojechal do Europy, by odnalezc ow lepszy swiat… i zdetronizowac Carlosa. Pretendent chce uzyskac tytul. Chce byc mistrzem.

Gillette spojrzal na Mnicha.

– To interesujaca teoria.

– I jesli pana dobrze rozumiem – wtracil kongresman z Nadzoru – tropiac Kaina, mozemy znalezc Carlosa.

– Wlasnie.

– Nie jestem pewny, czy ja to dobrze rozumiem – powiedzial poirytowany dyrektor CIA. – Dlaczego?

– Dwa zrebaki na padoku – odparl Walters. – Oni sa blisko siebie.

– Mistrz niechetnie pozbywa sie tytulu. – Abbott siegnal po fajke. – Walczy zawziecie o utrzymanie go. Jak mowil przedstawiciel Kongresu, bedziemy dalej tropic Kaina, ale musimy tez obserwowac inne slady w tym lesie. A kiedy – jesli w ogole – znajdziemy Kaina, to powinnismy byc moze nieco przyhamowac. Poczekac, az po nim pojawi sie Carlos.

– I wtedy schwytac obu – dodal przedstawiciel wojska.

– Bardzo to pouczajace – rzekl Gillette.

Spotkanie dobieglo konca, jego uczestnicy rozchodzili sie. Dawid Abbott stal z pulkownikiem z Pentagonu, ktory zbieral kartki do teczki „Meduzy”: podniosl wykazy strat osobowych, chcac je schowac.

– Czy moge na to zerknac? – poprosil Abbott. – U nas, w Czterdziestce, nie ma egzemplarza.

– Takie mielismy instrukcje – odrzekl oficer wreczajac temu starszemu od siebie mezczyznie stos kartek. – Sadzilem, ze to pan je wydal. Tylko trzy egzemplarze. Tutaj, w Agencji i tam, w Radzie.

– Istotnie, ja je wydalem. – Milczacy Mnich usmiechnal sie dobrotliwie. – O wiele za duzo cywilow kreci sie w moich okolicach.

Pulkownik odwrocil sie, by odpowiedziec na pytanie zadane przez kongresmana z Tennessee. Dawid Abbott nie sluchal. Przebiegl wzrokiem kolumny nazwisk i zaniepokoil sie. Jeden numer zostal wykreslony, ostatecznie spisany na straty. Ostateczne spisywanie na straty bylo tym wlasnie, na co nie powinni nigdy pozwalac! Nigdy! Gdziez jest to nazwisko? On byl jedynym czlowiekiem w tym pokoju, ktory je znal, i czul mocne bicie serca; kiedy dotarl do ostatniej kartki. Tam znajdowalo sie to nazwisko!

„Bourne, Jason C. – Ostatnie znane miejsce pobytu: Tam Quan.”

Na milosc boska, co sie wtedy stalo?

Rene Bergeron rzucil sluchawke: mial telefon na biurku. Jego glos byl niewiele bardziej opanowany niz ten jego gest.

– Sprawdzilismy wszystkie kawiarnie, wszystkie restauracje i bistra, w ktorych kiedykolwiek bywala!

– On nie jest zameldowany w zadnym z paryskich hoteli – powiedzial siwowlosy operator centralki, siedzacy

Вы читаете Tozsamosc Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату