– Jesli to twoj pokoj, moj macko – przerwala mu dziewczyna kolyszac sie na fotelu – zostales wtajemniczony w prywatne sprawy, a my nie jestesmy tacy. – Zachichotala.
– Chryste, alez jestescie na haju!
– A nie biorac imienia Pana naszego nadaremno – odpalil chlopak – ty jestes bardzo pijany.
– Nie wierzymy w alkohol – dodala polprzytomnie dziewczyna. – Wywoluje wrogosc, ktora wyplywa na powierzchnie jak demony Lucyfera.
– Pojdz wytrzezwiec, sasiedzie – sepleniac kontynuowal chlopak. – A potem uzdrow sie trawka. Zaprowadze cie na pola, gdzie znow odnajdziesz swa dusze…
Bourne wypadl z pokoju zatrzaskujac drzwi i chwycil d'Anjou za ramie.
– Idziemy – oswiadczyl, a gdy zblizyli sie do schodow dodal: – Jesli rozejdzie sie ta opowiastka, ktora zaserwowales brygadierowi, ta dwojka spedzi najblizsze dwadziescia lat na kastrowaniu baranow w Mongolii Wewnetrznej.
Sklonnosc Chinczykow do dokladnej obserwacji i ostrych srodkow bezpieczenstwa powodowala, ze hotel przy lotnisku mogl miec tylko dwa wyjscia: jedno duze od frontu dla gosci i drugie z boku dla pracownikow. Przy tym drugim pelno bylo umundurowanych straznikow, ktorzy sprawdzali swiadectwa pracy wszystkich wchodzacych, a wychodzacym po pracy rewidowali torby i wyladowane kieszenie. Brak jakichkolwiek oznak zazylosci miedzy pracownikami i straznikami sugerowal, ze ci ostatni byli czesto zmieniani, by nie dopuscic do zblizenia miedzy potencjalnymi dawcami i odbiorcami lapowek.
– On by nie ryzykowal przejscia miedzy straznikami – powiedzial Jason, gdy opuscili hotel wyjsciem dla pracownikow, pospiesznie podawszy do sprawdzenia torby podrozne pod pretekstem, ze moga nie zdazyc na spotkanie z powodu opoznienia samolotu. – A oni tak wygladaja, jakby zdobywali sprawnosci zuchowe w zamian za zlapanie kogos na wynoszeniu skrzydelka kurczaka albo kawalka mydla.
– Bo oni ogromnie nie lubia tych, ktorzy tutaj pracuja – zgodzil sie d'Anjou. – Ale skad masz pewnosc, ze on jeszcze jest w hotelu? Przeciez zna Pekin. Mogl pojechac taksowka do innego hotelu, wynajac inny pokoj.
– Nie z takim wygladem, jaki mial w samolocie, to ci juz mowilem. On by sobie na to nie pozwolil, j a bym sobie nie pozwolil. Chce miec swobode ruchow i to taka, by nikt go nie wykryl ani nie deptal mu po pietach. Musi to sobie zapewnic dla wlasnego bezpieczenstwa.
– Jesli tak, to jego pokoj moze byc pod obserwacja juz w tej chwili. Wiedza, jak on wyglada.
– Gdybym to byl ja, a tylko na takim zalozeniu moge sie opierac, to juz by mnie tam nie bylo. Zalatwil sobie inny pokoj.
– Sam sobie zaprzeczasz! – stwierdzil Francuz, gdy zblizyli sie do zatloczonego holu hotelowego. – Powiedziales, ze on otrzyma instrukcje przez telefon. Ktokolwiek ma zatelefonowac, zapyta o pokoj, ktory mu przydzielono, a nie o pokoj przynety, nie Wadswortha.
– Jesli telefony dzialaja, a nawiasem mowiac bylaby to korzystna okolicznosc dla twego Judasza, latwo przelaczyc rozmowe z jednego pokoju do drugiego. Zwykla wtyczka w prymitywnej centralce lub programowana w centralce skomputeryzowanej. Prosta sprawa. Konferencja na temat interesow, starzy przyjaciele, ktorzy spotkali sie w samolocie – mozesz powiedziec, co tylko chcesz – a najlepiej nie podawac zadnych wyjasnien.
– Blad w rozumowaniu! – oswiadczyl d'Anjou. – Jego klient tu w Pekinie zaalarmuje hotelowych telefonistow. Bedzie mial podsluch na centralce.
– To jest jedyna rzecz, ktorej nie zrobi – powiedzial Bourne, popychajac Francuza przez obrotowe drzwi na chodnik pelen zdezorientowanych turystow i biznesmenow, probujacych zalatwic sobie jakis srodek transportu. – Na takie ryzyko nie moze sobie pozwolic – kontynuowal Jason, gdy szli wzdluz stojacych przy krawezniku sfatygowanych mikrobusow i starych taksowek. – Klient twojego komandosa musi trzymac sie od niego jak najdalej. Nie moze dopuscic do tego, by odkryto jakikolwiek slad powiazania, a to oznacza, ze cala sprawa rozgrywa sie w bardzo scislym, bardzo elitarnym gronie, bez polecen dla centralek telefonicznych, bez sciagania uwagi na kogokolwiek, a juz szczegolnie na twego komandosa. Nie zaryzykuja tez krecenia sie w okolicy hotelu. Beda sie trzymac z dala, pozwola, by on robil posuniecia. Tutaj jest za duzo tajniakow, ktos z kregu elity moglby zostac rozpoznany.
– Telefony, Delta. Wedlug tego, cosmy slyszeli, nie dzialaja. Co on wobec tego zrobi?
Nie przerywajac marszu Jason z wysilkiem zmarszczyl czolo, jakby probowal przypomniec sobie cos zapomnianego.
– Dla niego atutem jest czas, dzialajacy na jego korzysc. Powinien miec instrukcje dodatkowe, w razie gdyby w okreslonym terminie od przybycia nie nawiazano z nim – z jakichkolwiek powodow – kontaktu. A wariantow postepowania w takim wypadku moze miec wiele, zwazywszy na to, jakie musza podejmowac srodki ostroznosci.
– W takiej sytuacji czekaliby teraz na niego, prawda? Gdzies na zewnatrz, zeby go przechwycic, tak?
– Oczywiscie, i on o tym wie. Musi wiec przemknac sie kolo nich i dotrzec na wlasciwe miejsce nie zauwazony. Tylko w ten sposob moze utrzymac kontrole nad sytuacja. To dla niego najpilniejsze.
D'Anjou scisnal Bourne'a za lokiec.
– Wobec tego sadze, ze zauwazylem jednego z obserwatorow.
– Co?! – Jason odwrocil sie do Francuza zwalniajac kroku.
– Nie zatrzymuj sie – polecil d'Anjou. – Nad ciezarowka, ta stojaca dwoma kolami na jezdni, czlowiek na rozsuwanej drabinie.
– To by sie zgadzalo – odrzekl Bourne. – To pogotowie telefoniczne.
Caly czas idac w tlumie dotarli do ciezarowki.
– Spojrz w gore. Z zainteresowana mina. A potem spojrz w lewo. Ta furgonetka dosyc daleko przed pierwszym autobusem. Widzisz ja?
Jason rzucil okiem i natychmiast nabral pewnosci, ze Francuz ma racje. Furgonetka byla biala, prawie nowa, a okna miala z ciemnego szkla. Gdyby nie kolor, moglby to byc ten sam mikrobus, ktorym morderca odjechal w Shenzhen, na przejsciu granicznym w Luowu. Bourne zaczal odczytywac chinskie znaki na drzwiach:
– Niao Jing Shan… Boze, to ten sam! Nazwa nie ma znaczenia, on nalezy do rezerwatu ptakow. Rezerwatu Ptakow Jing Shan! W Shenzhen byl to rezerwat Chutang, tutaj jakis inny. Dlaczego zwrociles na niego uwage?
– Z powodu czlowieka w otwartym oknie, ostatnim po tej stronie. Stad nie widac go zbyt dobrze, ale on patrzy na wejscie. Poza tym w ogole nie wyglada na pracownika rezerwatu ptakow, to oczywiste.
– Czemu?
– To oficer armii, a sadzac po kroju munduru i gatunku materialu, wyzszy oficer. Czy okryta chwala Armia Ludowa zarzadzila pobor bialych krukow do swych oddzialow szturmowych? Czy tez raczej jest to zaniepokojony czlowiek, ktoremu polecono kogos wytropic, a potem sledzic, uzywajac bardzo dobrej przykrywki, ktorej jedynym minusem jest to, ze trzeba to robic przez otwarte okno?
– Bez Echa nie zrobilbym kroku naprzod – oswiadczyl Jason Bourne, niegdys Delta, bicz bozy,,Meduzy”. – Rezerwaty ptakow… Chryste, to przepiekne. Jakaz zaslona dymna. Tak odlegle, tak pelne spokoju. To fantastyczna przykrywka.
– Typowo chinska, Delta. Cnotliwa maska na niecnotliwej twarzy. Przypowiesci Konfucjusza przestrzegaja przed tym.
– Nie o tym mowie. Wtedy w Shenzhen, pod Luowu, gdy po raz pierwszy zgubilem twojego chloptysia, takze zabral go mikrobus, mikrobus z ciemnymi szybami, rowniez nalezacy do rzadowego rezerwatu ptakow.
– Jak sam powiedziales, doskonala przykrywka.
– To cos wiecej, Echo. To rodzaj znaku firmowego.
– Ptaki czczono w Chinach od stuleci – odparl d'Anjou, spogladajac na Jasona z zaintrygowaniem. – Zawsze przedstawiano je w wielkim malarstwie, na wspanialych jedwabiach. Sa uwazane za rozkosz zarowno dla oczu, jak i podniebienia.
– W tym wypadku moga sluzyc do czegos znacznie prostszego i znacznie praktyczniejszego.
– Na przyklad?
– Rezerwaty ptakow zajmuja znaczne obszary. Sa dostepne dla publicznosci, ale tylko zgodnie z przepisami wydawanymi przez rzad, jak zreszta wszedzie na swiecie.
– To znaczy, Delta?
– W kraju, w ktorym dziesieciu ludzi przeciwnych oficjalnej linii obawia sie, by nie ujrzano ich razem, jakiez moze byc lepsze miejsce spotkan niz rezerwat przyrody, ktory z reguly ciagnie sie calymi kilometrami? Nie ma
