polnej drogi.

Nic. Az wreszcie cos sie pojawilo, ale kiedy zobaczyl co to takiego, uznal to za absurd. A moze jednak nie? Mezczyzna na rowerze z zasilana dynamem lampka na przednim blotniku pedalowal tak, jakby jego zycie zalezalo od predkosci, ktorej i tak nie byl w stanie osiagnac. Gdy podjechal blizej, Bourne spostrzegl, ze to straznik… na rowerze… a na dachu samochodu, ktory stanal za zakretem, rowniez znajdowal sie przymocowany rower. Czy przeznaczony byl dla straznika? Oczywiscie ze nie – samochod podjechalby do bramy… Drugi rower? Drugi straznik, ktory przyjezdza na rowerze? Oczywiscie! Jezeli to, co podejrzewal, bylo prawda, straznik przy bramie sie zmieni; jego miejsce zajmie spiskowiec.

Jason poczekal, az swiatelko roweru pierwszego straznika stanie sie ledwo widocznym punktem w ciemnosci i pobiegl z powrotem droga w strone samochodu i drzewa z bialym zaciosem na pniu. Wykopal plecak i zaczal rozkladac swoje narzedzia pracy. Zdjal marynarke i biala koszule i wlozyl czarny golf. Przytwierdzil pochwe mysliwskiego noza do paska, a z drugiej strony wsunal pistolet z jedynym nabojem. Podniosl dwie szpule polaczone dziewiecdziesie-ciocentymetrowym odcinkiem cienkiego drutu i pomyslal, ze ten smiercionosny sprzet jest o wiele lepszy od przygotowanego w Hongkongu. Czemu nie? Byl obecnie znacznie blizej swego celu, o ile to, czego sie nauczyl niegdys „Meduzie”, mialo jakakolwiek wartosc. Nawinal na kazda szpulke identyczny kawalek drutu i ostroznie wsunal go do tylnej prawej kieszeni spodni, a potem wzial mala latarke i przymocowal ja z przodu u dolu prawej kieszeni. Do lewej przedniej kieszeni wsadzil zlozona na pol i owinieta gumka dluga, podwojna tasme duzych chinskich ogni sztucznych oraz trzy pudelka zapalek i mala woskowa swiece. Najbardziej nieporeczna rzecza byly nozyce do ciecia drutu przypominajace kombinerki sredniej wielkosci. Wsunal je uchwytami do gory do lewej tylnej kieszeni i zwolnil mocujacy zamek. Krotkie uchwyty rozsunely sie, blokujac narzedzie w jego zaimprowizowanym futerale. Wreszcie siegnal po opakowana odziez, zwinieta ciasno w walek. Umiescil ja posrodku plecow, przepasal sie elastyczna tasma i zatrzasnal sprzaczke. Byc moze nigdy nie skorzysta z tego ubrania, ale nic nie mogl pozostawic przypadkowi – byl zbyt blisko!

Zlapie go, Marie! Przysiegam, ze go zlapie i znowu bedziemy mogli zyc naszym zyciem. Dawid i ja tak bardzo cie kochamy! Tak bardzo cie potrzebuje!

Przestan! Nie ma ludzi, sa tylko obiekty. Zadnych emocji, sa tylko cele i ludzie, ktorych nalezy wyeliminowac, bo stoja nam na drodze. Nie jestes mi potrzebny, Webb. Jestes mieczak i pogardzam toba. Sluchaj Delty – sluchaj Jasona Bourne 'a.

Morderca, ktory stal sie morderca z koniecznosci, zakopal swoj plecak z biala koszula oraz tweedowa marynarka i stanal wsrod sosen. Na mysl o tym, co go czeka, jego pluca napelnily sie powietrzem jak miechy. Jedna czesc jego osoby byla przestraszona i niepewna, druga ogarnieta lodowata wsciekloscia.

Jason zaczal isc wzdluz zakretu na polnoc, tak jak poprzednio przeskakujac od drzewa do drzewa. Dotarl do samochodu, ktory go minal z rowerem przymocowanym na dachu. Stal teraz zaparkowany na poboczu, a za przednia szyba mial duzy napis. Bourne podszedl blizej i z usmiechem odczytal chinskie znaki.

Jest to unieruchomiony sluzbowy pojazd rzadowy.

Uszkodzenie jakiejkolwiek czesci jego mechanizmu

jest powaznym przestepstwem. Kradziez tego pojazdu

bedzie karana smiercia w trybie doraznym.

W lewym dolnym rogu umieszczono dopisek drobnym drukiem:

Drukarnia Ludowa Nr 72. Szanghaj.

Bourne pomyslal sobie, ilez to setek tysiecy takich obwieszczen musiala sporzadzic Drukarnia Nr 72. Byc moze dawano je zamiast karty gwarancyjnej, po dwa na kazdy pojazd.

Jason cofnal sie w cien i szedl dalej wzdluz zakretu, az wreszcie dotarl do otwartej przestrzeni przed oswietlona jaskrawo brama.

Powiodl wzrokiem po zielonym ogrodzeniu, ktore z lewej strony znikalo w lesnym mroku, a z prawej ciagnelo sie okolo szescdziesieciu metrow wzdluz parkingu z ponumerowanymi miejscami dla autobusow turystycznych i taksowek, a potem gwaltownie skrecalo na poludnie. Zgodnie z jego przewidywaniami rezerwat ptakow w Chinach byl ogrodzony, aby uniemozliwic dostep klusownikom. Jak okreslil to d'Anjou: „Ptaki czczono w Chinach od stuleci. Sa uwazane za rozkosz zarowno dla oczu, jak i podniebienia”. Echo. Echo zniknal. Zastanawial sie, czy d'Anjou cierpial… Nie ma czasu.

Glosy! Bourne gwaltownie odwrocil glowe ku bramie, przemykajac sie w strone najblizszych krzakow. Chinski oficer wojsk ladowych i nowy, duzo mlodszy straznik… nie, teraz z cala pewnoscia wartownik… wyszli zza budki strazniczej. Wartownik prowadzil rower, a oficer trzymal przy uchu niewielki nadajnik.

– Zaczna przybywac tuz po dziewiatej – powiedzial wojskowy opuszczajac nadajnik i chowajac antene. – Siedem samochodow w odstepach trzyminutowych.

– A ciezarowka?

– Przyjedzie na samym koncu.

Wartownik spojrzal na zegarek. – Moze wiec powinien pan sprowadzic samochod. Jezeli bedzie kontrola telefoniczna, wiem, co robic.

– To dobra mysl – przytaknal oficer, przyczepiajac nadajnik do paska i chwytajac z prawej strony kierownice roweru. – Nie mam cierpliwosci do tych biurokratycznych bab, ktore rycza jak krowy.

– Ale pan powinien – nalegal wartownik ze smiechem. – I musi pan brac samotne i brzydkie, i robic im dobrze miedzy nogami. Bo co bedzie, jezeli wysla niedobry raport? Moze to pana kosztowac te niebianska prace.

– Twierdzi pan, ze ten glupkowaty chlop, ktorego pan zmienil…

– Nie, nie – przerwal mu wartownik puszczajac rower. – Wyszukuja mlodszych, przystojnych, takich jak ja. Na podstawie naszych fotografii, oczywiscie. Z tym chlopem jest inaczej: placi im juana od kazdej sprzedanej zgubionej rzeczy. Czasem sie zastanawiam, czy w ogole cos na tym zarabia.

– Z trudem pojmuje was, cywilow.

– Mala poprawka, jesli mozna, pulkowniku. W prawdziwych Chinach jestem kapitanem sil zbrojnych Kuomintangu.

Slowa mlodego czlowieka ogluszyly Jasona. To, co uslyszal, bylo zupelnie nieprawdopodobne! „W prawdziwych Chinach jestem kapitanem sil zbrojnych Kuomintangu”. Prawdziwe Chiny? Tajwan? Dobry Boze, czyzby sie zaczelo? Wojna obydwu chinskich panstw? Czy o to chodzi tym ludziom? To szalenstwo! Ogolna rzez! Daleki Wschod zostanie zmieciony z powierzchni Ziemi! Chryste! Polujac na zabojce natknal sie na cos niewyobrazalnego!

Sprawa byla zbyt wielka, zeby ogarnac ja umyslem, zbyt przerazajaca, zbyt apokaliptyczna. Musial dzialac szybko, skupic mysli tylko na jednym, skoncentrowac sie tylko ha dzialaniu. Odczytal podswietlone cyfry na swoim zegarku. 8.54. Mial bardzo malo czasu na zrealizowanie tego, co nalezalo zrobic. Odczekal, az oficer przejedzie obok na rowerze, a potem przemykal sie cicho i ostroznie przez krzaki do chwili, gdy ujrzal plot. Zblizyl sie i wyciagnal latarke z kieszeni. Blysnal nia dwukrotnie, by przyjrzec sie ogrodzeniu. Bylo niezwykle. Mialo co najmniej trzy i pol metra wysokosci i na szczycie bylo odchylone na zewnatrz jak zapora na murze wieziennym. Pomiedzy rownoleglymi, stalowymi pretami rozciagniete byly spirale drutu kolczastego. Bourne siegnal do tylnej kieszeni, scisnal uchwyty nozyc i wyciagnal je z kieszeni. Potem siegnal lewa reka w ciemnosci i gdy namacal krzyzujace sie zwoje drutu, przylozyl szczypce do najnizszego.

Gdyby Dawid Webb nie byl doprowadzony do rozpaczy, a Jason Bourne do wscieklosci, nigdy by tego nie dokonal. Plot nie byl zwyklym plotem. Metal byl o wiele bardziej wytrzymaly niz w jakimkolwiek wieziennym ogrodzeniu, gdzie zamykano najgrozniejszych przestepcow swiata. Przeciecie kazdego drutu wymagalo od Jasona wielkiej sily. Poruszal zacisnietymi nozycami w tyl i w przod, az wreszcie metal ustapil. Przecinal w ten sposob jeden drut po drugim, ale bezcenne minuty mijaly nieublaganie.

Bourne znowu spojrzal na swiecaca tarcze zegarka. 9.06. Naparl ramieniem, wbijajac sie stopami w ziemie i wgial do srodka prostokat ogrodzenia o wysokosci zaledwie szescdziesieciu centymetrow. Przeczolgal sie na druga strone i zatrzymal sie, oddychajac ciezko. Nie ma czasu. 9.08.

Uklakl chwiejnie, potrzasnal glowa, jakby chcial odpedzic otepiajace zmeczenie, a potem przytrzymujac sie ogrodzenia ruszyl w prawo. Dotarl do rogu, gdzie zaczynal sie parking. Oswietlona brama znajdowala sie szescdziesiat metrow na lewo.

Nagle nadjechal pierwszy pojazd. Byla to radziecka limuzyna marki Zil, wyprodukowana pod koniec lat szescdziesiatych. Objechala parking i zatrzymala sie w pierwszym prostokacie namalowanym na prawo od budki strazniczej. Wysiadlo z niej szesciu mezczyzn i maszerujac w noge skierowalo sie w strone drogi, ktora najwyrazniej byla glownym szlakiem prowadzacym przez rezerwat ptakow. Znikneli w ciemnosci i tylko blyski

Вы читаете Krucjata Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату