fanatyka podnosil sie z ziemi rozgladajac sie na wszystkie strony, wykrzykujac rozkazy do tych, ktorzy znajdowali sie w poblizu, i domagajac sie broni. Jason wysunal sie zza drzewa i uniosl pistolet. Glowa fanatyka zamarla nieruchomo. Ich oczy sie spotkaly. Bourne wystrzelil dokladnie w tej samej chwili, gdy Sheng szarpnieciem pociagnal straznika do siebie. Zolnierz wygial sie do tylu. Jego plecy zadrgaly pod uderzeniem pociskow. Sheng trzymal trupa przed soba uzywajac go jako tarczy, podczas gdy Jason wystrzelil jeszcze dwa razy powodujac konwulsyjne drgniecia zwlok. Nie mogl tego zrobic! Szaleniec wciaz byl zasloniety cialem zolnierza! Delta nie mogl spelnic zadania Echa! General Gowno przezyje! Przepraszam cie, Echo! Nie ma czasu! Ruszaj! Echo odszedl… Marie!

Sobowtor przekrecil glowe, usilujac dostrzec, co sie dzieje. Bourne pociagnal za spust. Kora eksplodowala w twarz zabojcy, ktory instynktownie podniosl rece do oczu, a potem potrzasnal glowa usilujac odzyskac moznosc widzenia.

– Wstawaj! – rozkazal Jason. Chwycil morderce za gardlo i obrocil go w strone sciezki, ktora utorowal sobie w krzakach schodzac do doliny. – Idziesz ze mna!

W glebi lasu po raz trzeci rozlegly sie trzaski petard, eksplodujacych gwaltownie nakladajacymi sie na siebie seriami. Sheng Chouyang wrzeszczal histerycznie rozkazujac swym ludziom, zeby biegli w dwu kierunkach – w strone drzewa i odleglych odglosow detonacji. Wybuchy ucichly w chwili, kiedy Bourne pchnal swego jenca w krzaki i kazal mu sie polozyc na ziemi. Jason postawil komandosowi stope na karku i pochylil sie. Pomacal wokol siebie, podniosl trzy kamienie i cisnal jeden po drugim ponad glowami ludzi przeszukujacych okolice drzewa. Kamienie padaly coraz dalej od drzewa i skutecznie odwrocily ich uwage.

– Nali!

– Shu nar!

– Bul Caodi nar!

Podwladni Shenga zaczeli isc przed siebie z bronia gotowa do strzalu. Kilku pobieglo przodem zaglebiajac sie w zarosla. Pozostali przylaczyli sie do nich w chwili, gdy rozlegla sie czwarta i ostatnia kanonada petard. Mimo odleglosci eksplozje byly rownie glosne, a moze nawet glosniejsze niz poprzednio. Byla to ostatnia scena, kulminacyjny punkt calego przedstawienia, z najdluzszymi i najbardziej dudniacymi wybuchami.

Delta wiedzial, ze teraz liczy sie kazda minuta i jesli kiedykolwiek las byl jego przyjacielem, to ten musial sie nim stac juz teraz. Za chwile, moze za pare sekund, Chinczycy znajda rozrzucone na ziemi puste luski po petardach i jego podstep sie wyda. A wtedy nastapi masowy, histeryczny wyscig do bramy.

– Ruszaj! – rozkazal Bourne chwytajac morderce za wlosy. Poderwal go na nogi i popchnal naprzod. – Pamietaj, ty skurwysynu, ze kazda sztuczke, ktorej sie nauczyles, ja opanowalem do perfekcji, i zaciera to roznice wieku miedzy nami! Sprobuj tylko zerknac w niewlasciwa strone, a bedziesz mial dwie dziury po kulach zamiast oczodolow. Ruszaj!

Kiedy biegli nierowna sciezka przez zalesiona doline, Bourne siegnal do kieszeni i wyciagnal garsc nabojow. Podczas gdy zabojca biegl przed nim lapiac z trudem oddech, trac oczy i rozmazujac cieknaca mu po policzku krew, Jason wyjal magazynek z pistoletu, uzupelnil go amunicja i z trzaskiem wsunal z powrotem. Slyszac ten dzwiek, komandos odwrocil gwaltownie glowe, ale zorientowal sie, ze sie spoznil – bron byla juz ponownie gotowa do strzalu. Bourne wystrzelil i pocisk drasnal zabojce w ucho.

– Ostrzegalem – powiedzial oddychajac glosno, ale regularnie. – Gdzie chcesz dostac? W srodek czola? – Podniosl do gory pistolet.

– Jezu Chryste, ten rzeznik mial racje! – zawolal brytyjski komandos chwytajac sie za ucho. – Jestes szalencem!

– A ty trupem, jezeli nie zaczniesz sie ruszac. Szybciej! Dotarli do martwego straznika pozostawionego przy waskiej sciezce

prowadzacej do glebokiej doliny. – Skrecaj w prawo! – rozkazal

Jason.

– Dokad, na litosc boska? Nic nie widze!

– Tam jest sciezka. Wyczujesz ja pod nogami. Ruszaj! Gdy wreszcie znalezli sie na jednej ze sciezek ptasiego rezerwatu, Jason wciaz wbijal lufe pistoletu w plecy mordercy, zmuszajac go, by biegl szybciej, jeszcze szybciej! Na chwile powrocil Dawid Webb i Delta przywital go z wdziecznoscia. Webb byl swietnym biegaczem dlugodystansowcem z powodow, ktore mialy zwiazek z przeszloscia Jasona Bourne'a i meczacymi wspomnieniami przenoszacymi go do czasow nieslawnej „Meduzy”. Tupot nog, pot i wiatr bijacy w twarz ulatwial Dawidowi przetrwanie kazdego dnia i w tej chwili Jason Bourne oddychal ciezko, ale na pewno nie byl tak zadyszany, jak o wiele od niego mlodszy, silniejszy mezczyzna.

Delta zobaczyl poswiate na niebie – za polem i trzema ciemnymi, kretymi sciezkami znajdowala sie brama. Nie dalej niz poltora kilometra stad! Bourne wystrzelil miedzy biegnace stopy komandosa.

– Chce, zebys biegl jeszcze szybciej! – powiedzial, starajac sie opanowac glos, tak jakby wysilek fizyczny przychodzil mu bez trudu.

– Jezu, nie moge! Nie moge zlapac tchu!

– Postaraj sie! – polecil Jason.

Nagle w oddali za ich plecami rozlegly sie histeryczne okrzyki, gdy szalony przywodca rozkazywal swoim ludziom, zeby wrocili do bramy;

kazal im znalezc i zabic niebezpiecznego intruza, ktory zagraza ich zyciu i majatkom. Odnaleziono juz poszarpane resztki petard. Nie udalo sie nawiazac polaczenia radiowego z wartownia przy bramie. Znajdzcie go! Zatrzymajcie! Zabijcie!

– Jezeli masz jakies pomysly, majorze, to lepiej o nich zapomnij! – wrzasnal Bourne.

– Majorze? – wysapal komandos, z trudem lapiac oddech.

– Jestes dla mnie jak otwarta ksiega, a to, co moge w niej wyczytac, przyprawia mnie o mdlosci! Obserwowales, kiedy zarzynali d'Anjou jak swinie. Usmiechales sie, ty skurwysynu.

– Chcial umrzec! Chcial mnie zabic!

– To ja cie zabije, jezeli przestaniesz biec. Ale zanim to zrobie, wypatrosze cie od jaj az po gardlo tak wolno, ze bedziesz zalowal, ze nie zdechles razem z czlowiekiem, ktory cie stworzyl.

– A czy mam wybor? I tak mnie zabijesz!

– A moze nie? Zastanow sie nad tym. Moze ratuje ci zycie. Pomysl o tym.

Morderca zaczal biec szybciej. Przemkneli ostatnia ciemna sciezka i wbiegli na otwarta przestrzen.

– Na parking! – krzyknal Jason. – W prawy rog! – Bourne zatrzymal sie. – Stoj! – Oszolomiony morderca stanal natychmiast. Jason wyjal latarke, a potem uniosl bron. Podszedl z tylu do zabojcy i wystrzelil piec razy, chybiajac tylko raz. Reflektory eksplodowaly, brama pograzyla sie w ciemnosci, a Bourne wbil lufe pistoletu w podstawe czaszki komandosa. Wlaczyl latarke, oswietlajac z boku twarz zabojcy. – Sytuacja jest pod kontrola, majorze, i operacja trwa nadal. Ruszaj, ty skurwysynu!

Przebiegajac przez ciemny parking morderca potknal sie i upadl jak dlugi na zwir. Jason wystrzelil dwukrotnie oswietlajac cel latarka – pociski rykoszetowaly tuz kolo glowy komandosa. Zerwal sie na rowne nogi i pobiegl obok samochodow osobowych i ciezarowki w strone konca parkingu.

– Ogrodzenie! – polecil glosnym szeptem Bourne. – Skrec w te strone. – Gdy konczyl sie teren pokryty zwirem, wydal nastepny rozkaz: – Na kolana, oprzyj sie na rekach i patrz prosto przed siebie! Jezeli tylko sie odwrocisz, bedzie to ostatnia rzecz w zyciu, jaka zobaczysz. A teraz czolgaj sie. – Morderca dotarl do wycietego otworu w ogrodzeniu. – Przelaz – powiedzial Jason. Ponownie siegnal do kieszeni po naboje i cicho wyjal magazynek z pistoletu. – Stoj! – szepnal, gdy psychopatyczny eks-komandos do polowy przeczolgal sie przez otwor. Uzupelnil w ciemnosci wystrzelone naboje i wcisnal magazynek na miejsce. – To na wypadek, gdybys liczyl – powiedzial. – A teraz przelaz i odpelznij ze trzy metry od ogrodzenia. Pospiesz sie!

Gdy morderca przeslizgnal sie pod wygietymi drutami, Bourne schylil sie i przeczolgal przez otwor tuz za nim. Komandos, spodziewajac sie czegos innego, odwrocil sie gwaltownie i podniosl na kleczki. Napotkal promien latarki, ktory oswietlal bron wymierzona w jego glowe. – Zrobilbym to samo – powiedzial Jason, prostujac sie. – Pomyslalbym w identyczny sposob. A teraz wroc do ogrodzenia, siegnij pod spod i wegnij odchylony fragment na miejsce. Szybko!

Zabojca spelnil polecenie, z wysilkiem przyginajac do dolu gruba druciana siatke. Gdy wykonal to mniej wiecej w trzech czwartych, Bourne odezwal sie: – Dosyc. A teraz wstan i idz przede mna z rekami splecionymi na karku. Idz prosto przed siebie, odchylajac galezie ramieniem. Swiece latarka na twoje rece. Jesli rozsuniesz dlonie, zabije cie. Wyrazam sie jasno?

Вы читаете Krucjata Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату