przesylki, nie uzyskawszy jego zgody.
– Wyslalem kopie do konsulatu chinskiego! – rzekl McAllister podniesionym glosem. – Jestes skonczony, Sheng!
– Czyzby? Jak sadzisz, kto odbiera cala korespondencje ze wszystkich zagranicznych zrodel w naszym konsulacie w Hongkongu? Nie lam sobie glowy nad odpowiedzia, zrobie to za ciebie. Jeden z naszych ludzi. – Sheng przerwal, a jego oczy mesjasza nagle zaplonely. – Jestesmy wszedzie, Edwardzie! Nikt nam nie przeszkodzi! Odzyskamy nasz narod, nasze imperium!
– Jestes szalony. To sie nie uda. Rozpetacie wojne!
– Bedzie to sprawiedliwa wojna! Rzady na calym swiecie beda musialy dokonac wyboru. Wladza jednostki lub wladza administracji. Wolnosc lub tyrania.
– Zbyt niewielu z was dalo ludziom wolnosc, a zbyt wielu okazalo sie tyranami.
– Zwyciezymy – w ten czy inny sposob.
– O, Boze, to tego wlasnie pragniesz! Chcesz pchnac swiat na skraj przepasci, dajac mu do wyboru unicestwienie lub przezycie! Uwazasz, ze w ten sposob zdobedziesz to, na czym ci zalezy, ze wola przezycia zwyciezy. Ta komisja gospodarcza i cala twoja strategia wobec Hongkongu to zaledwie poczatek! Chcesz zarazic tym swoim jadem caly Daleki Wschod! Jestes zagorzalcem, jestes zaslepiony! Czy nie zdajesz sobie sprawy z tragicznych konsekwencji…
– Nasz narod zostal nam skradziony i musimy go odzyskac! Nikt nas nie powstrzyma! Idziemy naprzod!
– Mozna was powstrzymac – rzekl McAllister spokojnie, siegajac prawa reka pod kurtke. – Ja was powstrzymam.
Sheng blyskawicznie rzucil aktowke i wydobyl bron. Wypalil, a przerazony McAllister cofnal sie odruchowo chwytajac sie za ramie.
– Na ziemie! – ryknal Bourne, przebiegajac przed helikopterem w swietle jego reflektorow i oddajac serie z pistoletu maszynowego. – Tocz sie, tocz! Jesli mozesz sie poruszac, odtocz sie jak najdalej!
– Ty! – wrzasnal Sheng oddajac dwa szybkie strzaly ku ziemi, w kierunku lezacego podsekretarza stanu, po czym uniosl bron i pociagajac raz za razem za spust mierzyl do biegnacego zygzakami meduzyjczyka, ktory coraz bardziej sie do niego zblizal.
– Za Echo! – krzyknal Bourne wysilajac pluca. – Za ludzi, ktorych zarabales! Za nauczyciela zawieszonego na linie, ktorego zarznales! Za kobiete, ktorej nie mogles powstrzymac… o, Chryste! Za tamtych dwoch braci, ale przede wszystkim za Echo, ty draniu! – Z pistoletu maszynowego wydobyl sie krotki szczek – nic wiecej, i zadna sila naciskajaca spust nie mogla go uruchomic! Zacial sie! Zacial! Sheng to widzial; nastawil dokladnie bron przymierzajac sie do strzalu, podczas gdy Jason rzucil pistolet na ziemie i zaczal posuwac sie w jego strone. Gdy Sheng wystrzelil, Delta instynktownie uchylil sie w prawo wykonujac obrot w powietrzu i wyciagajac jednoczesnie zza pasa swoj noz; odzyskawszy rownowage, blyskawicznie zmienil kierunek i gwaltownie rzucil sie do przodu ku Shengowi. Noz trafil w cel i czlowiek z „Meduzy” rozprul klatke piersiowa fanatyka. Morderca setek i niedoszly morderca milionow ludzi nie zyl.
Jego sluch przestal na moment reagowac, tak jakby nie dzialo sie to na jawie. Zolnierze Shenga wybiegli tymczasem z lasu, w ciemnosci rozlegly sie wystrzaly z broni maszynowej. Odglosy strzalow dochodzily tez zza helikoptera – Wong otworzyl,,dyplomatyczna” teczke i znalazl w niej to, czego potrzebowal. Dwaj zolnierze zwalili sie martwi na trawe, czterej pozostali przypadli do ziemi; jeden z nich czolgal sie w strone lasu i cos krzyczal. Radiostacja! Probowal sie polaczyc z innymi ludzmi z obstawy Shenga! Jak daleko sie znajdowali? Jak blisko?
Priorytety! Bourne przemknal za helikopterem i podbiegl do Wonga, ktory przykucnal przy drzewie na skraju lasu.
– Jeszcze jednego z nich tutaj mamy – szepnal. – Daj mi to!
– Trzeba oszczedzac amunicje – rzekl Wong – nie ma jej za duzo.
– Wiem. Zostan tutaj i postaraj sie ich zatrzymac, ale strzelaj nisko, tuz przy ziemi.
– Dokad pan idzie, sir?
– Przedostane sie przez las i zajde ich od tylu.
– Zrobi pan dokladnie to, co Francuz kazalby mi zrobic.
– Mial racje. On zawsze mial racje. – Jason wbiegl do lasu majac za pasem swoj zakrwawiony noz; dyszal ciezko, miesnie nog mial naprezone, a jego oczy wpatrywaly sie w ciemnosc. Przedzieral sie przez geste poszycie tak szybko, jak potrafil, robiac przy tym jak najmniej halasu.
Dwa trzaski! Ktos musial nastapic na grube galezie lezace na ziemi – byly polamane! Dostrzegl zarys sylwetki zblizajacej sie ku niemu i szybko schowal sie za pien drzewa. Wiedzial, kto to jest – oficer z radiostacja, ten rozwazny, o lagodnie brzmiacym glosie morderca z rezerwatu kolo Pekinu, zaprawiony do walki zolnierz, ktory stosowal taktyke: otoczyc wroga i zabic. Brakowalo mu jednak wyszkolenia partyzanckiego i za to mial dzis zaplacic zyciem. Nie nastepuje sie w lesie na grube galezie.
Kiedy oficer, nachylony, podszedl dostatecznie blisko, Jason wyskoczyl zza drzewa, lewym ramieniem otoczyl szyje mezczyzny, uderzyl go pistoletem w glowe – a potem noz jeszcze raz spelnil swoje zadanie. Bourne uklakl przy ciele mezczyzny, schowal bron za pas i zabral potezny karabin maszynowy nalezacy do oficera. Znalazl dwa dodatkowe magazynki z amunicja; szanse byly teraz bardziej wyrownane. Moze nawet wyjda z tego calo. Czy McAllister jeszcze zyl? Czy tez sloneczna chwila sfrustrowanego biurokraty zakonczyla sie wieczna ciemnoscia. Priorytety!
Jason okrazyl pole i dotarl do miejsca, z ktorego rozpoczal swoj bieg przez las. Sporadyczne strzaly oddawane przez Wonga uniemozliwialy trzem pozostalym ludziom z doborowego oddzialu Shenga wykonanie jakiegokolwiek ruchu; wciaz tkwili w tym samym miejscu. Nagle cos sprawilo, ze Bourne musial sie odwrocic – niewyrazny warkot w oddali lub jasna plamka, ktora dostrzegly jego oczy. A wlasciwie obie te rzeczy naraz. Warkot byl odglosem jadacego szybko pojazdu, plamka swiatla – reflektorem oswietlajacym czarne niebo. Patrzac z gory ponad drzewami rosnacymi na zboczu pagorka mogl dojrzec ow pojazd – samochod ciezarowy – z reflektorem obslugiwanym wprawna reka. Ciezarowka skrecila z drogi i zaslonieta byla teraz wysoka trawa, tylko reflektor pozostawal widoczny; jechala coraz szybciej zblizajac sie do podnoza pagorka niespelna dwiescie metrow nizej. Priorytety. Ruszaj.
– Wstrzymac ogien! – wrzasnal Bourne i pochylony przebiegl w inne miejsce. Trzej oficerowie obrocili sie lezac na ziemi, ich karabiny maszynowe zadudnily i grad pociskow przeszyl przestrzen w miejscu, z ktorego uslyszeli glos.
Czlowiek z,,Meduzy” wysunal sie do przodu trzymajac w rekach smiercionosna bron. Trwalo to sekundy: potezny wybuch rozerwal ziemie i tych mordercow, ktorzy w przeciwnym razie zabiliby jego.
– Wong! – zawolal wybiegajac na pole. – Chodz ze mna! – W kilka sekund dotarl do nieruchomych cial McAllistera i Shenga – jeden z nich jeszcze zyl, drugi byl martwy. Jason nachylil sie nad analitykiem, ktory poruszal rekami, wyciagajac rozpaczliwie prawe ramie, jakby probowal do czegos dosiegnac.
– Mac, slyszysz mnie?
– Akta! – wyszeptal podsekretarz stanu. – Wez akta!
– Co…? – Bourne spojrzal na cialo Sheng Chouyanga i w slabym swietle ksiezyca zobaczyl cos, co bylo ostatnia rzecza, jaka spodziewal sie tam ujrzec: otoczone czarna obwodka dossier Shenga, jeden z najbardziej tajnych dokumentow na Ziemi. – Jezu Chryste! – powiedzial cicho Jason, siegajac po akta. – Sluchaj, analityku! – zaczal mowic glosniej, gdy dolaczyl do nich Wong. – Musimy cie przeniesc. Moze ci to sprawic bol, ale nie mamy wyboru! – Spojrzal na Wonga i ciagnal dalej. – Zbliza sie tu jeszcze jedna uzbrojona grupa, posuwaja sie szybko do przodu. Sa to dodatkowe posilki i wedlug mojej oceny beda tu najpozniej za dwie minuty. Zacisnij zeby, panie podsekretarzu. Ruszamy!
Jason i Wong podniesli wspolnymi silami McAllistera i ruszyli w strone smiglowca. Nagle Bourne stanal.
– Chryste, poczekaj chwile!… Albo nie, dalej nies go sam! – krzyknal do lacznika. – Ja musze wrocic!
– Po co? – wyszeptal podsekretarz bliski agonii.
– Co pan robi, sir? – spytal Wong.
– Pozywka dla rewizjonistow – odpowiedzial Jason enigmatycznie i pobiegl z powrotem ku zwlokom Sheng Chouyanga. Gdy dotarl na miejsce, nachylil sie i wsunal plaski przedmiot pod kurtke zabitego. Wyprostowal sie i biegiem wrocil do helikoptera w momencie, gdy Wong ostroznie i bardzo delikatnie ukladal McAllistera na dwoch tylnych siedzeniach. Bourne przeszedl na przod, wyciagnal noz, przecial nylonowa linke, ktora pilot byl skrepowany, a nastepnie pasek materialu, ktorym mial zakneblowane usta. Pilot dostal ataku kaszlu i nie mogl zlapac tchu, ale Jason nie czekajac, az mu przejdzie, wydal rozkazy.