minut uslyszy glos Marie. O, Boze, jak bardzo chcial ja uslyszec! Musial ja uslyszec! Tylko to sie liczylo, tylko to moglo go uchronic przed popadnieciem w szalenstwo.

Twoje pietnascie minut minelo – oswiadczyl Webb siedzac na skraju lozka, starajac sie opanowac lomot serca i zastanawiajac sie, czy slychac jego walenie po drugiej stronie linii. Mial nadzieje, ze nie drzy mu glos.

– Zadzwon pod numer piecdziesiat dwa, szescset piecdziesiat trzy.

– Piecdziesiat… – Dawid rozpoznal centrale. – Trzymacie ja w Hongkongu, nie w Koulunie.

– I tak zostanie natychmiast przeniesiona w inne miejsce.

– Zadzwonie do ciebie ponownie, kiedy z nia porozmawiam.

– Nie ma takiej potrzeby, Jasonie Bourne. Pod tamtym numerem znajdziesz ludzi, ktorzy udziela ci wszelkich wyjasnien. Moja robota jest skonczona. Nigdy mnie nie widziales i nie zobaczysz.

– Nie musze. Kiedy bedziesz wychodzic ze swej kryjowki, ktos zrobi ci zdjecie. Nie bedziesz wiedzial, kto i w ktorym miejscu cie sfotografuje. Ujrzysz prawdopodobnie mnostwo ludzi – na korytarzu, w windzie i w holu – ale nie bedziesz wiedzial, ktory z nich jest wyposazony w aparat podobny do guzika w meskiej marynarce albo do ozdobki na damskiej torebce. Zycze ci dobrego samopoczucia, slugusie. I przyjemnych rozwazan.

Webb przycisnal widelki aparatu; odczekal trzy sekundy, puscil widelki, a gdy uslyszal sygnal centrali, wystukal numer. Wydawalo mu sie, ze slyszy dzwonek. Chryste, nie byl w stanie tego wytrzymac!

– Wei?

– Tu Bourne. Chce mowic z moja zona.

– Jak pan sobie zyczy.

– Dawid?

– Czy dobrze sie czujesz?! – krzyknal Webb czujac, ze jest bliski histerii.

– Tak, jestem tylko zmeczona, to wszystko, kochanie. Czy u ciebie wszystko w porzadku…

– Czy cie skrzywdzili… czy ktorys z nich cie dotknal?

– Nie, Dawidzie, sa wlasciwie calkiem mili. Ale wiesz, jaka czasem bywam zmeczona. Pamietasz ten tydzien w Zurychu, kiedy chciales obejrzec Fraumunster, zwiedzic muzea i poplywac zaglowka po Limmacie, a ja powiedzialam, ze po prostu nie jestem w formie?

Nie bylo zadnego tygodnia w Zurychu. Byl tylko trwajacy jedna noc koszmar, kiedy oboje omal nie stracili zycia. On maltretowany przez swoich niedoszlych katow, ona prawie zgwalcona, skazana na smierc na opuszczonym parkingu przy Guisan Quai. Co takiego starala sie mu przekazac?

– Tak, pamietam.

– Wiec nie powinienes sie o mnie martwic, kochanie. Dzieki Bogu, ze tam jestes! Wkrotce bedziemy razem, obiecali mi to. Wszystko bedzie tak jak w Paryzu, Dawidzie. Pamietasz Paryz, kiedy myslalam, ze cie utracilam? Wtedy bylo to straszne, ale teraz takie nie bedzie. Przyszedles do mnie i oboje wiedzielismy, dokad pojsc. Pamietasz te urocza ulice, wzdluz ktorej rosl szpaler ciemnozielonych drzew i…

– Wystarczy, pani Webb – przerwal jej meski glos. – Czy moze powinienem raczej powiedziec, pani Bourne – dodal mezczyzna mowiac wprost do sluchawki.

– Pomysl, Dawidzie, i badz ostrozny! – krzyknela z oddali Marie. – I nie przejmuj sie, kochanie! Ta urocza ulica, wzdluz ktorej rosly zielone drzewa, moje ulubione drzewa…

– Tingzhi! – wrzasnal meski glos, wydajac po chinsku rozkazy. – Zabierzcie ja stad! Ona przekazuje mu informacje! Szybko! Nie pozwolcie jej mowic!

– Jesli zrobicie jej jakakolwiek krzywde, bedziecie tego zalowac do konca waszego krotkiego zycia – odezwal sie lodowatym tonem Webb. – Przysiegam na Chrystusa, ze was znajde.

– Jak dotad nie bylo powodu, bysmy traktowali sie w nieuprzejmy sposob – odparl powoli mezczyzna; w jego tonie brzmjala szczerosc. – Slyszal pan swoja zone. Jest dobrze traktowana. Na nic sie nie skarzy.

– Cos jest z nia nie w porzadku. Co takiego, u diabla, jej zrobiliscie, o czym nie moze mi powiedziec?

– To tylko napiecie, panie Bourne. A jednak przekazala panu jakas wiadomosc, starajac sie niewatpliwie opisac w podnieceniu miejsce, w ktorym sie znajduje – calkowicie mylnie, powinienem dodac – a nawet jesli wiernie, to i tak informacja ta bedzie dla pana rownie bezuzyteczna jak numer telefonu. Panska zona jest juz w drodze do innego apartamentu, jednego z milionow, jakie sie znajduja w Hongkongu. Po coz zreszta mielibysmy ja krzywdzic? To byloby sprzeczne z naszymi zamiarami. Chce sie z panem spotkac wielki taipan.

– Yao Ming?

– Podobnie jak pan, uzywa wielu nazwisk. Moze sie wam uda zawrzec ugode.

– Albo sie nam uda, albo on umrze. Razem z toba.

– Wierze w to, co mowisz, Jasonie Bourne. Zabiles kiedys mojego bliskiego krewnego, ktory schronil sie przed toba we wlasnej twierdzy na wyspie Lantau. Jestem pewien, ze sobie przypominasz.

– Nie przechowuje zadnych wspomnien. Yao Ming. Kiedy?

– Tej nocy.

– Gdzie?

– Musi pan zrozumiec, ze taipana latwo rozpoznac, wiec na spotkanie trzeba wybrac jakies naprawde niezwykle miejsce.

– Przypuscmy, ze to ja je wybiore?

– Propozycja nie do przyjecia. Prosze nie nalegac. Mamy panska zone.

Dawid zastygl; tracil kontrole, ktorej tak desperacko teraz potrzebowal.

– Co to za miejsce? – spytal.

– Miasto za Murami. Sadzimy, ze pan je zna.

– Ze slyszenia – sprostowal Webb, probujac sobie uprzytomnic, co pamieta. – O ile sobie dobrze przypominam, to najbardziej plugawy zakatek na powierzchni Ziemi.

– A czego innego mozna sie spodziewac? To jedyny w calej kolonii obszar bedacy legalna wlasnoscia Republiki Ludowej. Obmierzly Mao Tse-tung dal nawet naszym policjantom pozwolenie na zaprowadzenie tam porzadku. Ale oni nie dostaja z rzadowej kasy az tyle pieniedzy. Wiec w zasadzie nic sie tam nie zmienilo.

– O ktorej godzinie?

– Po zmierzchu, ale jeszcze przed zamknieciem bazaru. Pomiedzy dziewiata trzydziesci a za kwadrans dziesiata, nie pozniej.

– Jak znajde tego Yao Minga, ktory nie jest Yao Mingiem?

– Przy pierwszym straganie jest kobieta, ktora sprzedaje wnetrznosci wezy, przede wszystkim kobry, jako afrodyzjaki. Niech pan podejdzie do niej i zapyta, gdzie jest wielki waz. Ona panu powie, gdzie skrecic i ktorymi zejsc schodami. Ktos spotka pana po drodze.

– Moge sie tam nigdy nie dostac. Bialy czlowiek nie jest tam chetnie widziany.

– Nikt nie zrobi panu nic zlego. Niemniej, jesli wolno mi cos zasugerowac, lepiej niech pan sie nie ubiera w nic krzykliwego ani nie pokazuje drogiej bizuterii.

– Bizuterii?

– Jesli ma pan przypadkiem kosztowny zegarek, niech go pan zostawi w domu.

Obetna ci reke dla zegarka. Meduza. Niech bedzie.

– Dziekuje za cenna rade.

– Jeszcze jedno. Niech pan nie probuje zawiadamiac miejscowych wladz ani panskiego konsulatu. Wtedy panska zona umrze, a panu i tak nie uda sie skompromitowac taipana.

– Ta uwaga byla niepotrzebna.

– Wobec Jasona Bourne'a zadna uwaga nie jest niepotrzebna. Bedzie pan obserwowany.

– Miedzy dziewiata trzydziesci a dziewiata czterdziesci piec – powtorzyl Webb odkladajac sluchawke i wstajac z lozka. Podszedl do okna i wyjrzal na port. Co to bylo? Co starala sie mu przekazac Marie?

…wiesz, jaka czasami bywam zmeczona.

Nie, wcale tego nie wiedzial. Jego zona byla silna, wiejska dziewczyna z Ontario. Nigdy nie slyszal, by narzekala, ze jest zmeczona.

…nie powinienes sie o mnie martwic, kochanie.

Glupia prosba, musiala chyba zdawac sobie z tego sprawe. Marie nie marnowalaby drogocennego czasu na glupstwa. Chyba… ze mowi od rzeczy?

Nie, nie mowila wcale od rzeczy, udawala tylko, a w tym udawaniu zawarta byla jakas istotna informacja. Ale jaka? Co to za urocza ulica wysadzana szpalerem ciemnozielonych drzew? Nic mu sie nie nasuwalo, mimo ze wychodzil z siebie. Zawiodl ja. Przesylala mu informacje, a on nie potrafil jej odszyfrowac.

Вы читаете Krucjata Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату