angielszczyzna.

– Dlaczego? Teczke sprawdzil panski czlowiek. W srodku nie ma broni, a zreszta nawet gdyby byla i probowalbym otworzyc teczke, jestem pewien, ze znalazlbym sie na podlodze, zanim odskoczyloby wieko.

– Plastik? – zapytal Wu Song. – Plastikowe mikrofony, w ktorych zawartosc metalu jest tak nikla, ze nie zdolaja jej wykryc nawet najczulsze urzadzenia?

– Jest pan paranoikiem.

– Jak mowia w panskim kraju, to idzie w parze z obszarem, na ktorym sie mieszka.

– Swietnie opanowal pan nasze idiomy.

– Columbia University, rocznik siedemdziesiaty trzeci.

– Czy dyplom zrobil pan w dziedzinie broni palnej?

– Nie, marketingu.

– Aiya! – wrzasnal Pak-fei, ale bylo za pozno. Krotka rozmowa miala odwrocic ich uwage od tego, co robia straznicy, ktorzy tymczasem zblizyli sie bezszelestnie i znienacka zaatakowali Webba i kierowce.

Jason Bourne obrocil sie blyskawicznie, wybil w bok reke napastnika, tak ze mogl ja objac wlasnym ramieniem, wykrecil ja i wyrznal padajacego teczka w twarz. Wracaly do niego wlasciwe ruchy, tak jak wrocily do doprowadzonego do pasji, chorego na amnezje czlowieka na rybackiej lodzi na Morzu Srodziemnym. Tyle rzeczy zapomnianych, tyle nie wyjasnionych, ale to pamietal. Oszolomiony mezczyzna runal na podloge. Jego towarzysz poradzil sobie tymczasem z kierowca i ruszyl z furia na Webba z rekami podniesionymi do ukosnego uderzenia. Dwa szybkie ciosy wyprostowanych ramion przeciely powietrze. Dawid rzucil teczke, zrobil unik w prawo, obrocil sie i ponownie uskoczyl w prawo. Jego lewa stopa oderwala sie od podlogi i uderzyla Chinczyka w pachwine z taka sila, ze ten zgial sie wpol wyjac z bolu. Webb natychmiast wyrzucil w gore prawa stope i wbil jej wielki palec w gardlo napastnika, dokladnie pod dolna szczeka. Straznik zwijal sie na podlodze, usilujac zlapac powietrze; jedna reka obejmowal genitalia, druga trzymal sie za gardlo. Tymczasem z podlogi podnosil sie pierwszy czlonek ochrony. Bourne dal krok do przodu i kopnal go kolanem w klatke piersiowa. Facet potoczyl sie przez pol pokoju i legl nieprzytomny pod ktoras z gablot.

Mlody kupiec, absolwent Columbia University, oniemial z wrazenia. Po jego oczach bylo widac, ze to, co zobaczyl, nie miescilo mu sie w glowie. Oczekiwal, ze jego goryle podniosa sie lada chwila z ziemi i ze to oni odniosa zwyciestwo. Potem nagle zdal sobie sprawe, ze tak sie nie stanie; ruszyl w panice ku rozsuwanym drzwiom i dopadl ich w tym samym momencie, kiedy Webb dopadl jego. Dawid chwycil go za watowane ramiona i okrecil ku sobie. Wu Song potknal sie o wlasna stope i wywrocil, podnoszac natychmiast rece w blagalnym gescie.

– Nie, prosze! Niech pan przestanie! Nie jestem w stanie zniesc fizycznej konfrontacji! Niech pan wezmie, co pan chce!

– Czego nie jestes w stanie zniesc?

– Slyszal pan, ja sie rozchoruje.

– Co to ma wszystko, u diabla, znaczyc?! – krzyknal Dawid zataczajac ramieniem dokola pokoju.

– Wykonuje zlecenie, to wszystko. Moze pan wziac, co pan chce, ale prosze mnie nie dotykac. Prosze!-

Ogarniety niesmakiem Webb podszedl do pobitego kierowcy, ktory dzwigal sie na kolana. Z kacika ust kapala mu krew.

– Zawsze place za to, co biore – oswiadczyl Webb handlarzowi, ujmujac kierowce pod ramie i pomagajac mu wstac. – Nic ci sie nie stalo? – zapytal Pak-feia.

– Napyta pan sobie wielkiej biedy – odparl kierowca. W oczach mial strach i trzesly mu sie rece.

– To nie ma nic wspolnego z toba. Wu Song swietnie o tym wie, prawda, Wu?

– To ja pana tutaj przywiozlem! – upieral sie kierowca.

– Zebym dokonal zakupu – dodal szybko Dawid. – Zalatwmy zatem to, po cosmy przyjechali. Ale najpierw zwiaz tych dwoch baranow. Zaslonami. Podrzyj je na pasy.

Pak-fei spojrzal blagalnie na mlodego handlarza.

– Wielki chrzescijanski Jezu, rob, co ci kaze! – zawyl Wu Song. – Inaczej mnie pobije! Zerwij zaslony! Zwiaz ich, ty imbecylu!

Trzy minuty pozniej Webb trzymal w reku dziwnie wygladajacy pistolet, pekaty, ale niezbyt duzy. To byla bron najnowszej generacji;

perforowany, sluzacy jako tlumik cylinder wysuwal sie pneumatycznie podczas strzalu, redukujac liczbe decybeli do takiej, ktora towarzyszy glosnemu splunieciu – zaledwie splunieciu – bez zadnego uszczerbku dla precyzji strzalu, przynajmniej z bliskiej odleglosci. Magazynek zawierajacy dziewiec nabojow miescil sie w podstawie kolby, a wymiana trwala nie dluzej niz kilka sekund. Do broni dolaczone byly trzy zapasowe magazynki – trzydziesci szesc pociskow o sile razenia magnum 357, ktore mozna bylo wypalic z broni o polowe mniejszej i lzejszej od colta 45.

– Wspaniale – stwierdzil Webb przypatrujac sie zwiazanym straznikom i rozdygotanemu kierowcy. – Kto to projektowal? Wracala do niego wiedza eksperta. Prawdziwego eksperta. Skad sie brala?

– Byc moze urazi to panski amerykanski patriotyzm – odparl Wu Song – ale jest to ktos, kto mieszka w Bristolu, w stanie Connecticut. Zdal sobie sprawe, ze firma, dla ktorej pracuje, a raczej projektuje, nigdy nie wynagrodzi go odpowiednio do jego wynalazczych talentow. Poprzez posrednikow wszedl na rynek miedzynarodowy i sprzedal projekt temu, kto dal najwiecej.

– Tobie.

– Ja nie inwestuje. Zajmuje sie tylko marketingiem.

– Racja, zapomnialem. Wykonujesz zlecenia.

– Dokladnie tak.

– Komu placisz?

– Znam tylko numer konta w Singapurze. Nic wiecej nie wiem. Oczywiscie jestem kryty. Wszystkie przesylki sa konsygnowane.

– Rozumiem. Ile za te sztuke?

– Niech ja pan wezmie ode mnie w prezencie.

– Smierdzisz. Nie biore prezentow od ludzi, ktorzy smierdza. Ile? Wu Song przelknal sline.

– Cena katalogowa wynosi osiemset dolarow.

Webb siegnal do lewej kieszeni i wyciagnal stamtad plik banknotow. Odliczyl osiem studolarowek i wreczyl je handlarzowi broni.

– Zaplacone co do centa.

– Zaplacone – potwierdzil Chinczyk.

– Zwiaz go – zwrocil sie Webb do przerazonego Pak-feia. – No, nie boj sie, zwiaz go.

– Rob, co ci kaze, idioto!

– A potem wyprowadz wszystkich trzech na zewnatrz. Wzdluz sciany magazynu, za samochodem. Tak zeby cie nie zobaczyl ten przy bramie.

– Szybko! – wrzasnal Song. – On jest w zlym humorze!

– Jakbys zgadl – potwierdzil Webb.

Cztery minuty pozniej dwaj straznicy i Wu Song wymaszerowali niezdarnie wprost w oslepiajace popoludniowe slonce, ktoremu, ku,ch dodatkowej udrece, towarzyszyly roztanczone blyski na falach Portu Wiktorii. Ze zwiazanymi rekami i nogami skrepowanymi w kolanach poruszali sie niepewnie i niezdecydowanie. Milczenie gwarantowaly tkwiace w ustach straznikow bawelniane wkladki. Tego rodzaju srodki zabezpieczajace nie byly potrzebne w przypadku mlodego handlarza;

calkowicie sparalizowal go strach.

Kiedy Dawid zostal sam, postawil swoja porzucona dyplomatke na podlodze i szybko przespacerowal sie po pokoju przygladajac sie eksponatom, az znalazl to, czego szukal. Rozbil szybe kolba pistoletu i omijajac wyszczerbione szklo siegnal po bron, ktora mial zamiar sie posluzyc – bron, na ktora pozadliwie patrza terrorysci calego swiata – granaty zegarowe, kazdy o sile wybuchu dwudziestofumowej bomby. Skad wiedzial? Jak stal sie w tej dziedzinie ekspertem?

Wyjal szesc granatow i sprawdzil, czy w kazdym znajduja sie naladowane baterie. Potrafil to zrobic. Skad wiedzial, gazie zajrzec, gdzie nacisnac? Niewazne. Wiedzial.

Nastawil zegary i ruszyl szybko wzdluz gablot, rozbijajac w nich szyby kolba pistoletu i wrzucajac do kazdej po jednym granacie. Pozostal mu jeden granat i dwie gabloty; spojrzal na trojjezyczny napis NIE PALIC i zmienil

Вы читаете Krucjata Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату