przewracajac klatki z drobiem i kosze z wezami przeroznych rozmiarow. Tymi towarami handlowali sprzedawcy zajmujacy najnizsza pozycje w tym fachu. Mezczyzni i kobiety, starcy i dzieci, odziani w lachmany, waska przestrzen miedzy rozpadajacymi sie budynkami wypelniona gryzacym dymem wznoszacym sie wolno ku niebu i przycmiewajacym swiatlo, przez co poczerniale mury wydawaly sie ciemniejsze i wyzsze niz w rzeczywistosci. Widzial to wszystko, lecz nic z tego nie rozumial, nie mogac znalezc zadnego punktu odniesienia. Doprowadzalo go to do szalu.

Gdzies tam byla Marie. Musi ja odnalezc! Ogarniety rozpacza zerwal sie z fotela i o malo nie zaczal uderzac glowa w sciane, by odzyskac zdolnosc myslenia. Wiedzial jednak, ze to nie pomoze;

pomoc mogl tylko czas. Ale jak dlugo mozna czekac? Nie byl juz w stanie tego zniesc. Musi ja znalezc, przygarnac, pomoc jej… Tak jak ona pomogla kiedys jemu, wierzac mu, gdy nawet on sam sobie nie wierzyl. Stanal naprzeciwko wiszacego na scianie lustra i spojrzal na zawzieta, pobladla twarz. Jedno bylo jasne: musi planowac i dzialac szybko, lecz nie tak, jak ten czlowiek, ktorego widzial w lustrze. Musi sobie przypomniec i wykorzystac wszystko, czego nauczyl sie jako Jason Bourne, odnalezc w sobie nieuchwytna przeszlosc i zaufac instynktowi.

Najwazniejszy byl pierwszy krok. Nie ulegalo watpliwosci, ze uczynil go w dobrym kierunku. Liang na pewno dostarczy mu jakiejs informacji, mozliwe, ze niepelnej i niezbyt istotnej, ale bedzie to juz cos – nazwisko, adres, a moze inny czlowiek, ktory zaprowadzi go do nastepnego, i tak dalej. Musi dzialac szybko, nie dajac nieprzyjacielowi czasu na zastanowienie i stawiajac kolejnych ludzi, do ktorych uda mu sie dotrzec, przed jasnym wyborem: wspolpraca i zycie, albo milczenie i smierc. Jednak zeby byc do tego zdolnym, musi sie odpowiednio przygotowac. Powinien zrobic zakupy, a takze poznac nieco dokladniej teren. Wystarczy mu godzina obserwacji z tylnego siedzenia samochodu, ktora pozwoli mu spoic w jedna calosc oderwane fragmenty wspomnien.

Wzial do reki gruba, oprawiona w czerwona skore ksiazke telefoniczna, usiadl na brzegu lozka i zaczal ja pospiesznie kartkowac. „Centrum Handlowe «Nowy Swiat», wspanialy, pieciopietrowy kompleks gromadzacy pod jednym dachem znakomite towary ze wszystkich czterech katow ziemi…” Abstrahujac od dosyc karkolomnej przenosni ow,,kompleks” mial te zalete, ze znajdowal sie w poblizu hotelu.,,Limuzyny do wynajecia. Oferujemy szeroki wybor samochodow marki Daimier, na godziny lub na caly dzien, w celach turystycznych lub w interesach. Telefon hotelowy 62”. Za kierownicami takich limuzyn siedzieli zwykle doswiadczeni szoferzy, orientujacy sie doskonale w zawilosciach komunikacyjnych Hongkongu, Koulunu i Nowych Terytoriow, a takze dysponujacy rozlegla wiedza na inne tematy. Ludzie ci znali nie tylko zewnetrzna strone, ale i wnetrze miasta, ktoremu sluzyli. O ile nie mylilo go przeczucie, a raczej nie mylilo, wlasnie w ten sposob uda mu sie wejsc w posiadanie broni. Wreszcie ostatnia sprawa: bank w centrum Hongkongu, wspolpracujacy z siostrzana instytucja na odleglych o wiele tysiecy mil Kajmanach. Wejdzie tam, podpisze to, co mu dadza do podpisania, i wyjdzie z wieksza suma pieniedzy, niz jakikolwiek normalny czlowiek odwazylby sie nosic przy sobie nie tylko w Hongkongu, ale w kazdym innym miejscu na Ziemi. Pieniadze gdzies ukryje, ale na pewno nie bedzie ich trzymal w banku. Banki sa otwarte w scisle okreslonych godzinach, a to mogloby znacznie ograniczyc jego swobode dzialania. Jason Bourne znal doskonale pewna prosta zasade: czlowiek, ktoremu obieca sie zycie, prawie na pewno zdecyduje sie na wspolprace; czlowiek, ktoremu obieca sie zycie i bardzo duzo pieniedzy, natychmiast zmieni sie w niewolnika.

Dawid siegnal po lezacy przy telefonie notatnik i zaczal sporzadzac dokladna liste. Z kazda uplywajaca godzina dotychczasowe drobiazgi nabieraly coraz wiekszego znaczenia, a tych godzin pozostawalo mu coraz mniej. Dochodzila juz jedenasta. Port blyszczal w promieniach slonca zblizajacego sie do najwyzszego punktu swojej wedrowki. Do 16.30, kiedy zamierzal zajac dogodne stanowisko, by ruszyc w slad za wychodzacym z pracy, nieszczerze usmiechnietym Liangiem, mial jeszcze sporo do zrobienia.

Trzy minuty pozniej lista byla gotowa. Wydarl kartke, podniosl sie z lozka i siegnal po wiszaca na krzesle marynarke, kiedy nagle cisze hotelowego pokoju rozdarl dzwonek telefonu. Musial zacisnac powieki i naprezyc niemal kazdy miesien, by nie rzucic sie w jego strone i nie podniesc sluchawki; nie wiadomo skad pojawila sie opetancza nadzieja, ze uslyszy w niej glos Marie. Nie wolno mu tego zrobic. Instynkt. Jason Bourne. Jesli odbierze telefon, ujawni miejsce swojego pobytu. Odwrocil sie i wyszedl pospiesznie z pokoju, zamykajac za soba drzwi.

Wrocil dziesiec po dwunastej, z kilkoma cienkimi torbami. Widnialy na nich nadruki roznych sklepow mieszczacych sie w Centrum Handlowym „Nowy Swiat”. Rzuciwszy je na lozko zaczal rozpakowywac zakupy. Znajdowaly sie wsrod nich: ciemny plaszcz przeciwdeszczowy, zblizony kolorem kapelusz, para szarych polbutow na gumowej podeszwie, czarne spodnie i rowniez czarny sweter. To byl jego stroj na wieczor. Pozostale torby zawieraly zwoj wedkarskiej zylki o wytrzymalosci czterdziestu kilogramow z dwoma duzymi przelotkami, mniej wiecej polkilogramowy mosiezny przycisk do papierow w ksztalcie miniaturowej sztangi, szpikulec do kruszenia lodu, a takze ostry noz mysliwski o waskim, dziesieciocentymetrowym ostrzu. Te nie czyniaca halasu bron bedzie nosil przy sobie w dzien i w nocy. Pozostala mu do kupienia jeszcze tylko jedna rzecz.

Przegladajac sprawunki w pewnej chwili uswiadomil sobie, ze przeszkadza mu jakies migajace na granicy pola widzenia swiatelko. Irytowalo go, ze nie moze ustalic jego zrodla, choc byl pewien, ze nie jest ono wytworem jego umyslu. Rozgladajac sie po pokoju skierowal spojrzenie na nocny stolik; wpadajace przez okna promienie slonca oswietlaly stojacy tam telefon – w dolnej czesci aparatu zapalala sie i gasla mala, czerwona kropka informujac, ze osoba zajmujaca pokoj otrzymala jakas wiadomosc i jest proszona o jej odebranie. Dawid podszedl do stolika, zapoznal sie z umieszczona w plastikowej okladce instrukcja, podniosl sluchawke i nacisnal odpowiedni guzik.

– Slucham, panie Cruett? – rozlegl sie glos telefonistki.

– Zdaje sie, ze jest dla mnie jakas wiadomosc?

– Owszem. Pan Liang probowal skontaktowac sie z panem, ale…

– Wydaje mi sie, ze jasno sie wyrazilem – przerwal jej Webb. – Miano mnie nie niepokoic do chwili, az wydam odmienne polecenie.

– Tak, prosze pana, ale pan Liang jest zastepca dyrektora… Jego pierwszym zastepca… To podobno bardzo pilna sprawa. Dzwoni od godziny co kilka minut. Zaraz pana z nim polacze, sir.

Dawid szybko odlozyl sluchawke. Jeszcze nie byl przygotowany do rozmowy z Liangiem, czy tez, by ujac to bardziej precyzyjnie, Liang nie byl gotowy do rozmowy z nim. Nie osiagnal jeszcze stanu, do jakiego Dawid mial zamiar go doprowadzic. Na pewno byl mocno przestraszony, niewykluczone, ze znajdowal sie juz na granicy paniki, poniewaz stanowil pierwsze, najmniej wazne ogniwo i spapral paskudnie robote, nie umieszczajac wskazanego czlowieka w specjalnie przygotowanym, wyposazonym w podsluch apartamencie. Jednak Dawidowi nie wystarczala granica paniki; chcial zepchnac Lianga za jej krawedz. Najpewniejszym i najszybszym sposobem bylo uniemozliwienie mu zlozenia jakichkolwiek wyjasnien i usprawiedliwienia sie przed chlebodawcami.

Webb wepchnal zakupione rzeczy do szuflad, wrzucil tam jeszcze przedmioty wyjete z lotniczej torby i ukryl miedzy nimi linke z przelot-kami, a nastepnie postawil przycisk na biurku i wsadzil noz do kieszeni marynarki. Kiedy spojrzal na szpikulec do lodu, uderzyla go dziwna mysl: wystraszony czlowiek moze latwo wpasc w panike na widok jakiejs przerazajacej rzeczy. Ujal ostroznie szpikulec przez chusteczke, wytarl go starannie, po czym przeszedl do niewielkiego przedpokoju i wbil smiercionosne narzedzie w biala sciane naprzeciwko drzwi, mniej wiecej na poziomie oczu. Rozlegl sie dzwonek telefonu;

brzeczal bez przerwy, jak oszalaly. Webb wyslizgnal sie z pokoju, pobiegl w kierunku wind, schowal sie za zakretem korytarza i wysunal ostroznie glowe.

Nie omylil sie; blyszczace, metalowe drzwi otworzyly sie, z windy wypadl Liang i pognal do pokoju Webba. Dawid wychylil sie nieco bardziej, obserwujac, jak zastepca dyrektora naciska nerwowo przycisk dzwonka, a potem zaczyna coraz glosniej stukac w drzwi.

Na pietrze zatrzymala sie nastepna winda i wyszly z niej dwie rozesmiane pary. Kiedy mijaly Webba, jeden z mezczyzn spojrzal na niego podejrzliwie, po czym wzruszyl nieznacznie ramionami. Dawid ponownie skoncentrowal uwage na Liangu. Wicedyrektor doslownie szalal pod drzwiami, na przemian dzwoniac i walac w nie piescia. W pewnej chwili przestal i przylozyl na moment ucho do drewnianej powierzchni, a nastepnie, najwidoczniej usatysfakcjonowany, wydobyl z kieszeni pek kluczy i rozejrzal sie ostroznie dookola. Dawid w ostatniej chwili cofnal glowe. Nie musial teraz nic widziec; wystarczy, ze bedzie slyszal.

Oczekiwanie nie trwalo zbyt dlugo. Do jego uszu dobiegl zduszony, przerazony krzyk, a zaraz potem glosne trzasniecie drzwi. Tkwiacy w scianie szpikulec spelnil swoje zadanie. Dawid wysunal ostroznie glowe: zdyszany Liang stal przy windach, chwiejac sie wyraznie na nogach i naciskajac raz po raz przycisk. Wreszcie zadzwieczal elektroniczny sygnal, metalowe drzwi rozsunely sie i wicedyrektor wskoczyl do windy.

Вы читаете Krucjata Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату