Niebawem recepcjonista pojawil sie znowu w hallu, idac szybkim krokiem przed nienagannie ubranym mezczyzna w srednim wieku; bez watpienia byl to zastepca dyrektora hotelu, pan Liang. Mlody czlowiek przeslizgnal sie pod lada i zajal swoje poprzednie miejsce, wpatrujac sie w Dawida szeroko otwartymi oczami. Kilka sekund pozniej wicedyrektor stanal przed Webbem i uklonil sie nisko.
– To jest pan Liang, prosze pana – poinformowal go recepcjonista.
– Czy moge byc panu w czyms pomocny? – zapytal Liang. – Mam nadzieje, ze wolno mi powitac pana jako naszego goscia? Dawid usmiechnal sie grzecznie i potrzasnal glowa.
– Obawiam sie, ze nie tym razem.
– Jest pan niezadowolony z naszych uslug, panie Cruett?
– Skadze znowu. Nie watpie, ze sa na najwyzszym poziomie, ale, jak juz powiedzialem temu mlodemu czlowiekowi, lubie niewielkie pokoje, najwyzej dwuosobowe, lecz nie apartamenty. Z tego, co zrozumialem, wynika, ze akurat nic takiego nie macie.
– W panskiej rezerwacji wymieniono konkretnie apartament 690, prosze pana.
– Wiem o tym i przepraszam. To z powodu nadgorliwosci jednego z naszych urzednikow. – Webb skrzywil sie lekko i dodal od niechcenia: – A tak przy okazji, kto zglaszal te rezerwacje?
– Najwidoczniej jeden z panskich urzednikow – odparl Liang, wpatrujac sie w Dawida nieruchomym spojrzeniem.
– Osobiscie? Bardzo watpie. Mysle, ze poprosil o to ktoras z tutejszych firm. Nie moge tego przyjac, rzecz jasna, ale chcialbym wiedziec, komu mam zawdzieczac tak wspanialomyslna oferte. Pan powinien to wiedziec, bo przeciez pan sam potwierdzal rezerwacje.
W niewzruszonych oczach pojawil sie blysk niepokoju. Wicedyrektor zamrugal raptownie. Dawidowi w zupelnosci wystarczyla taka odpowiedz, lecz musial grac dalej.
– Mam wrazenie, ze przyniosl mi ja do podpisu ktos z naszego bardzo licznego personelu, prosze pana. Otrzymujemy tak wiele rezerwacji, ze doprawdy trudno mi sobie dokladnie przypomniec…
– A kwestia platnosci?
– Mamy wielu klientow, od ktorych wystarcza nam ustne zobowiazanie.
– Hongkong bardzo sie zmienil.
– I dalej sie zmienia, panie Cruett. Mozliwe, ze panski gospodarz zechce panu osobiscie o tym opowiedziec. Nie wolno nam przeciwstawiac sie takim zyczeniom.
– Panska ufnosc jest godna najwyzszego podziwu.
– Opieram ja na odpowiednich informacjach zawartych w pamieci naszego komputera.
Liang sprobowal sie usmiechnac, ale zupelnie mu sie to nie udalo.
– Coz, skoro nie moze mi pan zaproponowac nic innego, musze sam sobie poradzic. Mam paru znajomych po drugiej stronie ulicy – powiedzial Dawid, majac na mysli slynny hotel Peninsula.
– Zapewniam pana, ze nie ma takiej potrzeby. Z pewnoscia bedziemy mogli panu pomoc.
– Ale ten mlody czlowiek powiedzial…
– Ten mlody czlowiek nie jest zastepca dyrektora – odparl Liang, obrzucajac recepcjoniste piorunujacym spojrzeniem.
– Komputer pokazuje, ze nie ma zadnych wolnych miejsc! – probowal usprawiedliwic sie chlopak.
– Milcz! – syknal Liang i usmiechnal sie rownie nieudolnie, jak przed chwila, zdajac sobie sprawe, ze w tym momencie przegral partie. – Jest taki mlody… Wszyscy sa mlodzi i jeszcze troche niedoswiadczeni, ale bardzo sie staraja. Zawsze mamy w rezerwie kilka pokoi w razie jakichs nieporozumien. – Ponownie spojrzal na recepcjonista i nie przestajac sie usmiechac zaczal mowic do niego szybko po chinsku; Dawid rozumial kazde slowo. – Ting, ruan ji! Sluchaj, ty tepy kurczaku! Nie wyskakuj z informacjami w mojej obecnosci, dopoki cie o to nie poprosze! Jesli zrobisz to jeszcze raz, osobiscie wrzuce cie do zsypu na smieci. Daj temu durniowi pokoj 202. Jest oznaczony jako zarezerwowany, ale to nie szkodzi. Ruszaj sie! – Usmiechajac sie jeszcze szerzej zwrocil sie ponownie po angielsku do Dawida: – To bardzo przyjemny pokoj ze wspanialym widokiem na port, panie Cruett.
Rozgrywka dobiegla konca; zwyciezca postanowil zminimalizowac swoj triumf okazujac gleboka wdziecznosc.
– Serdecznie panu dziekuje – powiedzial Dawid, wpatrujac sie w oczy coraz bardziej niespokojnego Chinczyka. – Oszczedzi mi to klopotu telefonowania do calej masy ludzi i informowania ich o tym, ze zmienilem hotel. – Przerwal na chwile z lekko uniesiona dlonia;
Dawid Webb zdal sie na instynkt Jasona Bourne'a. Wiedzial, ze to najlepszy moment, by zasiac ziarenko strachu. – Mowiac, ze to pokoj ze wspanialym widokiem na port, mial pan zapewne na mysli hao jingse de fangjian, prawda? Mam nadzieje, ze nie zrobilem zbyt wielu bledow?
Zastepca dyrektora wlepil w niego wybaluszone oczy.
– Sam nie powiedzialbym tego lepiej – wykrztusil wreszcie. – Zycze panu przyjemnego pobytu, panie Cruett.
– Przyjemnosc powinno sie mierzyc stopniem realizacji zamierzen, panie Liang. To chinskie przyslowie, niestety, nie jestem pewien – stare czy nowe.
– Podejrzewam, ze jedno z nowszych. Zaleca zbyt duza aktywnosc, ktora nie sprzyja refleksji, lezacej, jak pan z pewnoscia wie, u podstaw nauki Konfucjusza.
– On chyba wlasnie w ten sposob pragnal realizowac zamierzenia, nieprawdaz?
– Obawiam sie, ze nie jestem w stanie dotrzymac panu kroku w tej rozmowie – odparl Liang, klaniajac sie nisko. – Gdyby pan czegos potrzebowal, jestem do dyspozycji.
– Nie przypuszczam, zeby zaszla taka koniecznosc, niemniej dziekuje. Jesli mam byc szczery, lot byl bardzo meczacy, wiec chyba poprosze centrale, zeby do obiadu nie laczyla zadnych rozmow.
– Doprawdy? – Dotychczasowa niepewnosc Lianga ustapila miejsca otwartemu strachowi. – Ale chyba w razie jakichs pilnych wiadomosci…
– Pilne wiadomosci takze moga poczekac, a poniewaz nie zajalem przeznaczonego dla mnie apartamentu, telefonistka moze po prostu powiedziec, ze jeszcze nie przyjechalem, czyz nie tak? Jestem ogromnie zmeczony. Dziekuje panu, panie Liang.
– To ja panu dziekuje, panie Cruett.
Wicedyrektor uklonil sie po raz kolejny i obrzucil twarz Webba uwaznym spojrzeniem, jakby oczekujac na jakis znak. Nic takiego jednak nie dostrzegl, odwrocil sie wiec i ruszyl szybkim krokiem do swojego biura.
Dzialaj przez zaskoczenie… Siej zamieszanie w szeregach nieprzyjaciela, wytracaj go z rownowagi… Jason Bourne. A moze Aleksander Conklin?
– To wspanialy pokoj, prosze pana! – wykrzyknal z ulga recepcjonista. – Na pewno bedzie pan zadowolony.
– Pan Liang okazal sie bardzo pomocny, podobnie jak pan, rzecz jasna. Postaram sie odpowiednio wyrazic swoja wdziecznosc. – Mowiac to Webb wydobyl dyskretnie z kieszeni plik banknotow, wyciagnal z niego jedna dwudziestke i podal chlopakowi. – O ktorej godzinie pan Liang konczy prace?
Zdumiony, ale i uradowany recepcjonista rozejrzal sie szybko dookola i schowal pieniadze, mowiac caly czas krotkimi, oderwanymi zdaniami.
– Tak! To bardzo mile, prosze pana. Nie trzeba, prosze pana, ale serdecznie dziekuje! Pan Liang wychodzi do domu o piatej. Ja tez, prosze pana. Oczywiscie zostalbym dluzej, gdyby zaszla taka potrzeba. Staram sie robic wszystko dla dobra naszego hotelu.
– Jestem tego pewien – skinal glowa Dawid. – Moge prosic o klucz? Moj bagaz przywioza pozniej. Na lotnisku bylo straszne zamieszanie.
– Oczywiscie, prosze pana.
Dawid siedzial w fotelu przy oknie z barwionego szkla, spogladajac ponad portem na wyspe Hongkong. Jedna za druga powracaly nazwy, a niektorym z nich towarzyszyly takze obrazy:
Causeway Bay, Wanchai, Repulse Bay, Mandaryn, a wreszcie doskonale widoczny Victoria Peak ze slynna panorama calej kolonii. Przed oczami przesuwaly mu sie niezliczone tlumy wypelniajace kolorowe, brudne uliczki i zaulki, a takze hotelowe halle i apartamenty oswietlone dyskretnym blaskiem zloconych zyrandoli, gdzie doskonale ubrani spadkobiercy imperium niechetnie zawierali przerozne transakcje z chinskimi nuworyszami – stare szlachectwo i nowe pieniadze musialy jakos dojsc do porozumienia… Zaulki? Z jakiegos powodu one wlasnie przykuly jego uwage. Niewyrazne postacie biegly dokads na oslep, roztracajac stloczonych przekupniow,