– Chyba chce mi pan dac do zrozumienia, ze gdyby przydarzylo sie panu cos przykrego, to ten fascynujacy reportaz trafi do jednej z senackich komisji lub ktoregos z gorliwych kongresmanow?
– Milo mi, ze tak szybko sie zrozumielismy.
– Nic by to panu nie dalo – powiedzial poblazliwie glos w sluchawce.
– Jezeli zdarzyloby mi sie cos przykrego, to chyba byloby mi juz wszystko jedno, prawda?
– Ma pan niebawem przejsc na emeryture. Sporo pan pije.
– To nie znaczy, ze tak bylo zawsze. Czlowiek w moim wieku i o takim doswiadczeniu musi miec powazny powod, zeby zdecydowac sie na obie te rzeczy.
– Niewazne. Lepiej porozmawiajmy.
– Pod warunkiem, ze powie mi pan cos wiecej. O Treadstone slyszalo kilka osob, a poza tym nie mialo to az tak wielkiego znaczenia.
– Dobrze. „Meduza”.
– To juz brzmi lepiej – przyznal Aleks. – Ale jeszcze za slabo.
– Mnich. Stworzenie Jasona Bourne'a.
– Cieplej.
– Nigdy nie rozliczone piec milionow dolarow. Slady prowadza z Zurychu do Paryza, a potem dalej na zachod.
– Krazyly o tym rozne plotki. Potrzebuje czegos konkretnego.
– Prosze bardzo. Egzekucja Jasona Bourne'a, dwudziestego piatego marca, Tam Quan… a cztery lata pozniej, dokladnie tego samego dnia, w Nowym Jorku Siedemdziesiata Pierwsza ulica. Treadstone-71.
Conklin przymknal powieki i przez chwile lapal szybko powietrze, czujac, jak jakas obrecz zaciska mu sie na gardle.
– W porzadku – wykrztusil wreszcie. – Zna pan temat.
– Nie moge panu powiedziec, jak sie nazywam.
– A co pan mi moze powiedziec?
– Jedno zdanie: Trzymaj sie od tego z daleka.
– I mysli pan, ze ja poslucham?
– Musi pan – odparl spokojnie glos. – Potrzebujemy Bourne'a tam, gdzie go poslalismy.
– Bourne'a? – Aleks spojrzal ze zdumieniem na telefon.
– Tak, Jasona Bourne'a. Obaj wiemy, ze nie przekonalibysmy go w zaden inny sposob.
– Wiec postanowiliscie porwac mu zone! Zwierzeta!
– Nic jej sie nie stanie.
– A jaka mozecie dac na to gwarancje? Przeciez nie kontrolujecie w pelni biegu wypadkow, bo z tego, co wiem, na pewno dzialacie przy pomocy dwoch lub trzech posrednikow, zeby nikt nie mogl do was dotrzec! Zaloze sie, ze nawet nie wiecie, kim oni sa… Moj Boze, nie zadzwonilby pan do mnie, gdybyscie wiedzieli! Gdyby mogl sie pan z nimi bezposrednio skontaktowac i uzyskac potwierdzenie lub zaprzeczenie, nie zawracalby pan sobie mna glowy!
– Wynika z tego, ze obaj klamalismy, czyz nie tak, panie Conklin? – zapytal po krotkim milczeniu arystokratyczny glos. – Kobieta nie uciekla i nie rozmawiala z mezem. Obaj gralismy w ciemno i wyglada na to, ze nic nie osiagnelismy.
– Jest pan barakuda, panie Nie-Wiadomo-Kto.
– Kiedys byl pan na moim miejscu, panie Conklin. A teraz, wracajac do Webba: Co moze mi pan o nim powiedziec?
Aleks ponownie poczul ucisk w gardle, tym razem polaczony z ostrym ukluciem w piersi.
– Zgubiliscie ich, prawda? – wyszeptal. – Zgubiliscie ja…
– Czterdziesci osiem godzin jeszcze o niczym nie swiadczy – odparl glos obronnym tonem.
– Ale podczas tych czterdziestu osmiu godzin nie udalo wam sie nic osiagnac! – wykrzyknal Conklin. – Zaczeliscie szukac swoich lacznikow, tych, ktorzy wynajeli tamtych ludzi, i okazalo sie, ze ich nie ma! Moj Boze, straciliscie kontrole! Ktos wlaczyl sie do gry, a wy nawet nie wiecie, kto to moze byc. Wcisnal sie na wasze miejsce i odcial was od doplywu informacji!
– Podjelismy wszystkie niezbedne srodki. – Glos stracil co najmniej polowe dotychczasowej pewnosci siebie. – Nasi najlepsi ludzie pracuja bez chwili przerwy.
– Lacznie z McAllisterem w Hongkongu?
– Pan o nim wie?
– Wiem.
– McAllister to cholerny glupiec, ale zna sie na swojej robocie. Rzeczywiscie taro jest. Nie wpadamy w panike. Na pewno wszystko sie wyjasni.
– C o sie wyjasni? – syknal z wsciekloscia Aleks. – Nie macie teraz nic do powiedzenia! Kontrole przejal ktos inny! Na jakiej podstawie przypuszczacie, ze wam ja odda? Zabiliscie zone Webba, panie Nie-Wiadomo-Kto! Czy wy w ogole wiecie, co chcieliscie osiagnac?
– Sprowadzic go tam, pokazac mu, o co chodzi, i wszystko wyjasnic – odparl niepewnie glos. – Potrzebujemy go. – Mezczyzna odzyskal czesc tupetu. – Z tego, co wiemy, na razie wszystko odbywa sie wedlug ustalonego planu. W tym rejonie swiata zawsze byly ogromne klopoty z utrzymaniem lacznosci.
– To stara wymowka w tym fachu.
– W kazdym fachu, panie Conklin… Co pan o tym wszystkim mysli? Pytam zupelnie powaznie. Ma pan znakomita opinie.
– Mialem.
– Opinii nie traci sie ani nie zyskuje, tylko doklada sie do niej coraz to nowe elementy.
– Wie pan przeciez, ze nie jestem oficjalnie wprowadzony w sprawe.
– Wiem, ale nic mnie to nie obchodzi. Jest pan jednym z najlepszych. Co pan o tym mysli?
Aleks potrzasnal glowa; w kabinie robilo sie coraz duszniej, a dobiegajacy z wnetrza lokalu gwar narastal z kazda minuta.
– To, co juz powiedzialem: Ktos sie dowiedzial, co planujecie, i postanowil to przechwycic.
– Ale dlaczego, na milosc boska?
– Dlatego, ze ktokolwiek to jest, potrzebuje Jasona Bourne'a jeszcze bardziej od was – powiedzial Aleks i odwiesil sluchawke.
Byla 18.28, kiedy Conklin wszedl do budynku portu lotniczego Dulles. Wczesniej czekal w taksowce pod hotelem Webba i kazal kierowcy jechac za Dawidem. Okazalo sie, ze mial racje, choc obarczanie Dawida ta wiedza nie mialo zadnego sensu: taksowke, w ktorej siedzial Webb, sledzily na zmiane dwa szare plymouthy. Niech i tak bedzie. W Departamencie Stanu zatrudniaja chyba coraz wiekszych idiotow, pomyslal, zapisujac numery rejestracyjne. Na lotnisku dostrzegl Dawida w najciemniejszym kacie jednej z kawiarni.
– To chyba ty, prawda? – zapytal, przysiadajac sie do stolika. – Czyzby blondynki naprawde mialy wieksze powodzenie?
– Przynajmniej w Paryzu. Czego sie dowiedziales?
– Ze pod kamieniami zyja obrzydliwe robaki, ktore nie potrafia sie wydostac na powierzchnie. Z drugiej strony, gdyby nawet im sie to udalo, co by im przyszlo ze slonecznego blasku?
– Slonce oswietla, a ty nie, Aleks. Przestan mowic zagadkami. Zaraz musze sie zglosic do odprawy.
– Mowiac w najwiekszym skrocie, obmyslili plan, zeby sciagnac cie do Hongkongu. Opierali sie przy tym na…
– Daruj sobie – przerwal mu Dawid. – Po co?
– Podobno cie tam potrzebuja. Nie ciebie, Webb, tylko Jasona Bourne'a.
– Poniewaz, jak twierdza, Bourne juz sie tam znajduje. Mowilem ci, co bredzil McAllister. Czy on jest w to zamieszany?
– Tego sie nie dowiedzialem, ale sprobuje cos z nich wycisnac. Jest jedna rzecz, z ktorej musisz sobie zdawac sprawe: stracili kontakt ze swoimi lacznikami, tak ze nie wiedza, kogo wynajeli ani co sie wlasciwie dzieje. Twierdza, ze to tylko chwilowe zaklocenie, niemniej zgubili Marie. Do gry wlaczyl sie ktos inny, kto takze bardzo cie. potrzebuje.
Webb uniosl dlon do czola, a spod przymknietych powiek poplynely w ciszy lzy.
– Wrocilem, Aleks – wyszeptal wreszcie. – Wrocilem do miejsca, ktorego w ogole nie pamietam. Moj Boze,