pierwsze zalozenie bylo bledne! Celem byl nie tylko gubernator. Nie pojedyncze, lecz wielokrotne morderstwo, wiele ofiar! O, ilez bardziej spektakularne! O ilez skuteczniejsze z punktu widzenia szalenca, ktory chcial wtracic Hongkong w stan chaosu! A w silach bezpieczenstwa natychmiast zapanuje chaos. Zamieszanie, ucieczka!

Mysli Boume'a biegly blyskawicznie, podczas gdy on sam przeciskal sie przez tlum, strzelajac oczami na prawo i lewo. Probowal przypomniec sobie wszystkie 'bronie, jakie znal. Bron, z ktorej mozna wystrzelic czy uruchomic ja cicho, niezauwazalnie na ograniczonej, wypelnionej tlumem przestrzeni; o dzialaniu na tyle opoznionym, by zabojca mogl zmienic miejsce i uciec z latwoscia. Jedyne, co mu przyszlo do glowy, to granaty, ale natychmiast je wykluczyl. A potem uderzyla go inna mysl: dynamit albo plastik z zapalnikiem czasowym. To bylo o wiele dogodniejsze z punktu widzenia opoznienia i mozliwosci schowania. Plastik mozna tak nastawic, by eksplodowal po uplywie kilku minut lub ulamka minuty, a nie po paru sekundach; ladunki wybuchowe mozna ukryc w malych pudelkach lub paczuszkach, nawet waskich teczkach… albo pekatych torbach, rzekomo wypchanych sprzetem fotograficznym, niekoniecznie niesionym przez fotografa. Znow ruszyl przed siebie, mieszajac sie z tlumem reporterow i fotoreporterow, przeszukujac wzrokiem czarna plyte lotniska ponizej spodni i spodniczek, wypatrujac odosobnionego pojemnika, stojacego nieruchomo na twardym asfalcie. Logika podpowiadala mu, ze powinien skupic sie na mezczyznach i kobietach stojacych najblizej oddzielonego sznurami pasa startowego. Obliczyl, ze „pakunek”, jesli bedzie dosc gruby, nie powinien miec wiecej niz trzydziesci centymetrow dlugosci;

piecdziesiat, jesli zostanie umieszczony w teczce dyplomatce. Mniejszy ladunek nie zabilby negocjatorow obu rzadow. Swiatla na lotnisku byly jasne, ale tworzyly przez to niezliczone cienie, ciemniejsze obszary wewnatrz ciemnosci. Zalowal, ze nie mial na tyle przytomnosci umyslu, by zabrac latarke -zawsze ja nosil, chocby najmniejsza, kieszonkowa, bo to takze byla bron! Dlaczego zapomnial? A wtedy, ku swemu zdumieniu, ujrzal, jak snopy szperaczy zaczynaja przeszukiwac czarna plyte lotniska, krzyzujac swe swiatla i przeskakujac po tych samych spodniach i spodnicach, wsrod ktorych Jason przed chwila szukal pakunku. Policja bezpieczenstwa wpadla na ten sam pomysl, czemu nie? Lotnisko La Guardia, 1972; lotnisko Lod, Tel Awiw, 1974; Rue du Bac, Paryz 1975; Harrods, Londyn 1982. Oraz pol tuzina ambasad od Teheranu do Bejrutu. Wiec to chyba oczywiste? Oni byli w kursie tych spraw, on nie. Myslal powoli, a na to nie mogl sobie pozwolic!

Kto? Gdzie?

Ogromny Boeing 747 Republiki Ludowej pojawil sie jak wielki, srebrny ptak, zagluszajac rykiem odrzutowych silnikow bebnienie deszczu, a potem cichnac, gdy skierowano go na wlasciwe stanowisko na obcym dla niego terenie. Otworzyly sie drzwi, angielska i chinska eskorta zbiegla po schodach, zajmujac swe miejsca. Zaczela sie uroczystosc. Przewodniczacy brytyjskiej i chinskiej delegacji razem wynurzyli sie z samolotu. Pomachali zgromadzonym rekami i zgodnym krokiem zaczeli schodzic po metalowych schodach; jeden w klasycznym stroju urzednika Whitehallu, drugi w ciemnobezowym mundurze Armii Ludowej bez dystynkcji. Za nimi postepowaly dwa rzedy doradcow i adiutantow, Europejczykow i Azjatow, ze wszystkich sil starajacych sie okazywac sobie wzajemna sympatie przed kamerami. Szefowie podeszli do mikrofonow, ich glosy poplynely z glosnikow wsrod deszczu. Nastepne kilka minut Jason zapamietal mgliscie. Tylko niewielka czesc jego uwagi zwrocona byla na ceremonie odbywajaca sie w swietle reflektorow, natomiast wieksza jej czesc ku ostatecznemu celowi poszukiwan – bo bedzie on ostateczny. Jesli samozwaniec • jest gdzies tutaj, Jason musi go znalezc – przed zabojstwem, zanim nastapi chaos. Ale, do jasnej cholery, gdzie? Bourne wyszedl poza sznury daleko na prawo, by zajac lepszy punkt obserwacyjny. Jeden ze straznikow chcial go zawrocic; Jason pokazal mu przepustke nie ruszajac sie z miejsca, ze wzrokiem wlepionym w ekipy telewizyjne, w ich wyglad, oczy, wyposazenie. Jesli morderca znajdowal sie wsrod nich, to ktory to byl?

– Wyrazamy wspolne zadowolenie z mozliwosci ogloszenia, iz w zwiazku z Porozumieniami dokonany zostal dalszy postep. My ze Zjednoczonego Krolestwa…

– My z Chinskiej Republiki Ludowej – jedynych prawdziwych Chin na kuli ziemskiej – wyrazamy pragnienie osiagniecia wzajemnego zblizenia z tymi, ktorzy zycza…

Przemowienia przeplataly sie; kazdy z szefow delegacji popieral swego kolege, rownoczesnie dajac swiatu do zrozumienia, ze pozostalo jeszcze wiele do uzgodnienia. Pod plaszczykiem uprzejmosci, slownych placebo i przylepionych usmiechow wyczuwalo sie napiecie. A Jason wciaz nie znalazl niczego, na czym moglby sie skupic, niczego. Wytarl wiec krople deszczu z twarzy i kiwnawszy glowa straznikowi raz jeszcze przeslizgnal sie pod sznurami i wszedl w zgromadzony za nimi tlum. Przepchnal sie w strone grupy dziennikarzy oczekujacych na konferencje prasowa.

Nagle jego spojrzenie przyciagnal szereg przebijajacych sie przez ulewe samochodowych reflektorow, ktore zakrecily przed pasem startowym na drugim koncu lotniska i szybko zblizaly sie do stojacego samolotu. W tym momencie, jakby na znak, rozlegly sie burzliwe oklaski. Krotka ceremonia zakonczyla sie, o czym swiadczylo przybycie rzadowych limuzyn. Kazda z nich otaczala eskorta motocyklistow, ktorzy wjechali miedzy delegacje a oddzielony sznurami tlum dziennikarzy i fotoreporterow. Policja otoczyla wozy transmisyjne, polecajac wszystkim z wyjatkiem dwoch uprzednio wybranych kamerzystow wsiasc do wozow.

To byl ten moment. Jesli cokolwiek ma sie wydarzyc, nastapi teraz. Jesli smiercionosne narzedzie ma zostac uzyte, a ladunek zdetonowany za minute lub szybciej, musial zostac podlozony teraz!

Po lewej stronie dostrzegl oficera dowodzacego oddzialem policji, wysokiego mezczyzne rzucajacego na wszystkie strony tak szybkie spojrzenia, jak Bourne. Jason wyciagnal przepustke i oslaniajac ja dlonia od deszczu pochylil sie do policjanta. – Jestem z Mosadu! – wrzasnal po chinsku, starajac sie przekrzyczec oklaski.

– Tak, wiem o tym! – odkrzyknal oficer. – Zostalem zawiadomiony. Jestesmy wdzieczni za panska obecnosc!

– Ma pan latarke?

– Alez oczywiscie. Potrzebna panu?

– Bardzo.

– Prosze wziac.

– Prosze teraz kazac mnie przepuscic – polecil Bourne, podnoszac sznur i gestem nakazujac oficerowi, by poszedl wraz z nim. – Nie mam czasu pokazywac papierow!

– Oczywiscie! – Chinczyk podazyl za nim, wyciagnieta reka powstrzymujac straznika gotowego zatrzymac Jasona, nawet strzelajac do niego, gdyby to bylo konieczne. – Zostaw go! To jeden z nas! Jest wyszkolony do takich rzeczy!

– Zyd z Mosadu?

– Wlasnie on.

– Zostalismy zawiadomieni. Dziekuje, sir… Ale oczywiscie on mnie nie moze rozumiec.

– Choc to dziwne, ale potrafi. Mowi Guangzhou hua.

– Na Food Street jest tak zwana koszerna restauracja, ktora podaje nasze potrawy…

Bourne znalazl sie miedzy rzedem limuzyn i slupkami ze sznurem. Szedl wzdluz nich, ze swiatlem skierowanym w dol, na czarna plyte, wydajac rozkazy po chinsku i angielsku – krzyczac, ale nie wrzeszczac;

rozkazy przytomnego czlowieka, byc moze poszukujacego zgubionego przedmiotu. Jeden po drugim przedstawiciele prasy cofali sie, tlumaczac osobom stojacym za nimi, co sie dzieje. Jason zblizyl sie do glownej limuzyny. Na jej prawym blotniku powiewala flaga Wielkiej Brytanii, na lewym zas Republiki Ludowej, co oznaczalo, ze Anglia jest tu gospodarzem, a Chiny gosciem. Szefowie delegacji mieli jechac razem. Jason skupil uwage na ziemi; dostojni pasazerowie juz prawie wsiadali do dlugiego pojazdu wraz z najbardziej zaufanymi doradcami. Oklaski nie ustawaly.

To sie zdarzylo, ale Bourne nie byl pewien co. Lewym ramieniem dotknal innego ramienia i bylo to niczym wstrzas elektryczny. Czlowiek, o ktorego sie otarl, najpierw pochylil sie do przodu, a potem tak dziko rzucil do tylu, ze Jason stracil rownowage. Odwrocil sie i ujrzal czlowieka na motocyklu eskorty policyjnej. Uniosl latarke, by przyjrzec mu sie przez ciemna, plastikowa oslone kasku.

Uderzenie pioruna; ostre, zygzakowate blyskawice przelecialy mu wewnatrz czaszki. Wybaluszyl oczy, probujac pojac rzecz nieprawdopodobna. Patrzyl na siebie – sprzed zaledwie paru lat! Sniada twarz pod ciemnym kaskiem byla jego wlasna! To byl komandos! Samozwaniec! Morderca!

W patrzacych na niego oczach takze pojawila sie panika, ale czlowiek byl szybszy niz Webb. Plaska, sztywna dlon wystrzelila do przodu, miazdzac Jasonowi krtan, odbierajac mowe i zdolnosc myslenia. Bourne upadl na plecy, niezdolny do krzyku, chwytajac sie reka za szyje. Morderca zeskoczyl z motocykla. Przebiegl obok Jasona i zanurkowal” pod sznury.

Dopasc go! Zlapac!…Marie! Nie mogl wydusic z siebie ani slowa, tylko histeryczne mysli milczaco krzyczaly w

Вы читаете Krucjata Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату