jakie dla niego pelnia. Gdybym ktoregos miesiaca nie dostala tych osiemdziesieciu tysiecy frankow, nie przezylabym na tym poziomie nawet trzydziestu dni. Chociaz gdyby Carlos doszedl do wniosku, ze juz mnie nie potrzebuje, moglby sie mnie pozbyc w znacznie prostszy sposob. Jestem skonczona, monsieur Bourne. Jezeli teraz wroce do mojego mieszkania, juz nigdy z niego nie wyjde… Tak jak moja siostra nigdy nie wyszla z tego kosciola w Neuilly- sur- Seine. W kazdym razie zywa na pewno nie.

– Jest pani tego pewna?

– Oczywiscie. Tam, gdzie zostawilam rower, otrzymalam instrukcje od jednego ze starcow. Wlasciwie nie tyle instrukcje, co rozkazy, jasne i precyzyjne, a dwadziescia minut pozniej mialam sie spotkac z pewna kobieta w piekarni w St. Germain i zamienic sie z nia ubraniami. Ona wrocilaby do siostrzyczek, a ja poszlabym do hotelu Tremoille, gdzie mial na mnie czekac kurier z Aten.

– Czy chce pani przez to powiedziec, ze te kobiety na rowerach to byly naprawde zakonnice?

– Oczywiscie, monsieur. Czesto biore udzial w ich dzialalnosci dobro czynnej i jestem nawet kims w rodzaju na pol cywilnej przelozonej.

– A ta kobieta? Czy ona tez…

– Od czasu do czasu popada w nielaske, ale trzeba przyznac, ze jest znakomitym administratorem.

– Boze… – wyszeptal Bourne.

– Ona rowniez czesto go wzywa. Czy teraz zrozumial pan, jak beznadziejna jest moja sytuacja?

– Obawiam sie, ze nie.

– W takim razie musze zaczac watpic, czy jest pan rzeczywiscie tym, za kogo sie podaje. Nie stawilam sie ani na spotkanie z kobieta, ani z kurierem. Gdzie wtedy bylam?

– Miala pani klopoty: spadl pani lancuch, potracila pania ktoras z tych ciezarowek na rue Lecourbe, napadl ktos pania, cokolwiek… Zreszta, co za roznica. Spoznila sie pani i juz.

– Jak dawno temu znokautowal mnie pan na tej uliczce?

Jason spojrzal na zegarek. W jasnym swietle poranka nie mial zadnych problemow z dostrzezeniem wskazowek.

– Jakas godzine, moze godzine i pietnascie minut. Taksowkarz jezdzil dlugo wokol parku, zeby znalezc najbardziej odludny zakatek, a potem po mogl mi przeniesc pania na lawke. Zostal za to sowicie wynagrodzony.

– Czyli prawie poltorej godziny?

– Powiedzmy. I co z tego?

– To, ze nie zadzwonilam ani do piekarni, ani do hotelu.

– Jakies dodatkowe klopoty?… Nie, to juz mogloby wzbudzic podejrzenia… – Bourne potrzasnal glowa.

– W takim razie co, monsieur? – zapytala kobieta, wpatrujac sie w niego otoczonymi siecia zmarszczek zielonymi oczami.

– Bulwar Lefebvre – powiedzial cicho Jason. – Najpierw ja wykorzystalem przeciw niemu pulapke, ktora zastawil na mnie, potem on mi sie zrewanzowal, ale udalo mi sie ujsc z zyciem, zabierajac pania ze soba.

Lavier skinela glowa.

– Otoz to. Poniewaz nie wie, co miedzy nami zaszlo, postanowil mnie zlikwidowac. Po prostu jeszcze jeden pionek, ktory nagle zniknie z szachownicy. Malo istotny pionek, bo nie moglabym powiedziec o Carlosie nic waznego, gdyz nawet go nie widzialam. Jedyne, co slyszalam, to plotki i pogloski.

– Nigdy go pani nie widziala?

– W kazdym razie nic o tym nie wiem. Czasem ludzie mowili: 'Popatrz, to ten z wasami', albo: 'Ten o sniadej cerze to Carlos', ale nikt nigdy nie podszedl do mnie i nie powiedzial: 'Nazywam sie Carlos i to dzieki mnie zyje ci sie tak wygodnie, ty podstarzala prostytutko'. Polecenia odbieralam zawsze od roznych starych ludzi, tak jak dzisiaj.

– Rozumiem. – Bourne wstal z lawki, przeciagnal sie i spojrzal na swojego wieznia. – Moge cie stad wydostac – powiedzial spokojnie. – Nie tylko z Paryza, ale nawet z Europy. Pojedziesz tam, gdzie Szakal juz cie nie dosiegnie. Zgadzasz sie?

– Rownie chetnie, jak Santos – odparla kobieta, wpatrujac sie w niego przenikliwym spojrzeniem. – Z radoscia go zostawie, a nawiaze sojusz z toba.

– Dlaczego?

– Bo on jest stary, ma zmeczona twarz i w niczym ci nie dorownuje. Poza tym ty proponujesz mi zycie, a on smierc.

– W takim razie mozna uznac, ze to przemyslana decyzja – odparl Jason z zagadkowym usmiechem. – Masz przy sobie jakies pieniadze?

– Zakonnice skladaja sluby ubostwa, monsieur – powiedziala Dominique Lavier rowniez sie usmiechajac. – Owszem, mam kilkaset frankow. Dlaczego pytasz?

– To za malo. – Bourne wyjal z kieszeni imponujacy plik banknotow. – Masz tu trzy tysiace – powiedzial, wreczajac jej pieniadze. – Kup sobie jakies ubranie i wynajmij pokoj… powiedzmy, w hotelu Meurice na rue de Rivoli.

– Pod jakim nazwiskiem?

– Jakim chcesz.

– Moze byc Brielle? To urocze miasteczko nad morzem.

– Prosze bardzo. Mozesz stad ruszyc dziesiec minut po moim odejsciu. Zobaczymy sie w poludnie w hotelu.

– Z przyjemnoscia, Jasonie Bourne!

– Lepiej zapomnij, ze tak sie nazywam.

Po wyjsciu z parku kameleon skierowal sie do najblizszego postoju taksowek. Ostami w kolejce kierowca przyjal z entuzjazmem sto frankow i pozwolil, by tajemniczy pasazer wtulil sie w kat tylnego siedzenia.

– Jest zakonnica, monsieur! – wykrzyknal po chwili. – Wsiada do pierwszej taksowki.

– Prosze za nia jechac – polecil Jason, przyjmujac normalna pozycje. W alei Wiktora Hugo taksowka Lavier zwolnila, a nastepnie zatrzymala

sie przy rzadko spotykanych w Paryzu automatach telefonicznych umieszczonych nie w budkach, tylko pod kolorowymi zadaszeniami.

– Niech pan tu stanie! – syknal Bourne, po czym wysiadl z samochodu i podszedl bezszelestnie od tylu do stojacej przy jednym z aparatow zakonnicy. Nie widziala go, zajeta wykrecaniem numeru, a on mogl slyszec kazde jej slowo.

– Hotel Meurice! – wykrzyknela do sluchawki. – Pokoj na nazwisko Brielle, bedzie tam w poludnie… Tak, tak! Wstapie do mieszkania, przebiore sie i zaraz tam pojade. – Lavier odwiesila sluchawke i odwrocila sie gwaltownie. – Nie! – wrzasnela przerazliwie, ujrzawszy przed soba Jasona.

– Obawiam sie, ze tak – odparl Bourne. – Pojedziemy twoja taksowka czy moja? Jest stary i ma zmeczona twarz, tak wlasnie powiedzialas. To dosyc dokladny opis jak na kogos, kto rzekomo nigdy nie widzial Carlosa…

Rozwscieczony Bernardine wyszedl za portierem z hotelu Pont Royal.

– Co pan sobie wyobraza! – krzyczal. – To smieszne! Przepraszam, nie mialem racji – poprawil sie natychmiast, jak tylko zajrzal do taksowki. – To po prostu niewiarygodne.

– Wsiadaj – polecil mu Jason siedzacy obok ubranej w habit kobiety. Francois posluchal go, obrzucajac zdumionym spojrzeniem blada twarz zakonnicy. – Pozwol, ze ci przedstawie jedna z najbardziej uzdolnionych aktorek, jakie zatrudnia Carlos – dodal Jason. – Daje ci slowo, moglaby zdobyc fortune w kazdym teatrze.

– Nie jestem zanadto religijnym czlowiekiem, ale mam nadzieje, ze nie popelniles bledu… A jezeli juz, to nie taki, jak ja, a raczej my, z tym cholernym piekarzem.

– Jak to?

– Bo to naprawde piekarz, nikt inny! O malo nie wysadzilem mu w powietrze tych jego pieprzonych piecow, ale tylko francuski piekarz potrafilby tak glosno blagac o litosc.

– Skoro tak, to wszystko sie zgadza – odparl Bourne. – Nielogiczna logika Carlosa… Nie pamietam, kto to powiedzial, chyba ja sam. – Taksowka skrecila w rue du Bac. – Jedziemy do hotelu Meurice – dodal.

– Jestem pewien, ze masz jakis konkretny powod – mruknal Bernardine, w dalszym ciagu nie spuszczajac wzroku z nieruchomej twarzy Dominique Lavier. – Dlaczego ta urocza starsza dama nic nie mowi?

– Nie jestem stara! – syknela wsciekle kobieta ubrana w stroj zakonnicy.

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату